Nowy numer jeden na Netfliksie to jeden z najgorszych seriali ostatniego roku. „Kobiety z domu naprzeciwko dziewczyny w oknie” naprawdę nie warto oglądać. Jak na parodię thrillera jest za mało śmieszna, a jak na kryminał – zbyt absurdalna.
Kristen Bell to nieposkromiony żywioł zamknięty w filigranowym ciele. Bez uroczej blondynki o zalotnym głosie nie byłoby „Plotkary” (to właśnie ona prowadziła narrację z offu w kultowym serialu), „Weroniki Mars”, zgrabnie łączącej konwencję kryminału z serialem dla nastolatków, ani „Dobrego miejsca”, bodaj najlepszej filozoficznej komedii w historii telewizji. Czego dotknie się Bell, zamienia się w złoto – czy to prowadzenia przezabawnego konta na Twitterze, czy segmentu „Momsplaining” w programie Ellen DeGeneres, czy profilu na Instagramie. Jej opowieści o przytłaczająco pociesznej codzienności z dwójką małych dzieci wzruszą i rozbawią nie tylko rodziców. Teraz ulubienicy Ameryki przydarzyła się wpadka.
„Kobieta z domu naprzeciwko dziewczyny w oknie”: Kit, a nie hit
Bell zagrała w najmniej udanym serialu ostatnich miesięcy, „Kobiecie z domu naprzeciwko dziewczyny w oknie” na Netfliksie. Ponieważ go też wyprodukowała, jest do powodzenia projektu przekonana na tyle, że radzi, by „pochłonąć go na jednym posiedzeniu”. Udało jej się zbałamucić miliony ludzi na całym świecie, bo parodia thrillera natychmiast po premierze trafiła na pierwsze miejsce listy przebojów. Osiem odcinków po dwadzieścia kilka minut, razem zaledwie niecałe cztery godziny oglądania, w sam raz na długi, deszczowy weekend. Ciągle pada też u bohaterki „Kobiety…”. To dla Anny spory problem, bo cierpi na rzadką przypadłość – ombrofobię. Paniczy strach przed deszczem ma źródło w traumie. Padało w najgorszym dniu w życiu malarki zapijającej smutki czerwonym winem mieszanym ze środkami uspokajającymi. Wtedy, gdy zginęła jej ukochana córeczka. Od jej śmierci Annę zostawił mąż, przestała pracować, spędza całe dnie w szlafroku, gapiąc się przez okno na sąsiadów i ich równo przystrzyżone trawniki.
Kristen Bell na planie bawiła się świetnie, widzowie – przeciwnie
Pierwsze kilkanaście minut sugeruje postmodernistyczny pastisz kryminału, thrillera i „Gotowych na wszystko” (w tle oczywiście nad wyraz dosłowne nawiązanie do mistrza suspensu Hitchcocka). Twórcom serialu brakuje jednak subtelności – od początku wiemy, że chcą ośmieszyć ograny gatunek. Właściwie zamiast oglądać produkcję Netfliksa, wystarczyłoby przeczytać jej przydługi tytuł. Z początku nagromadzenie absurdów bawi. Anna czyta kryminały o tytułach przypominających „Dziewczynę z pociągu” czy „Kobietę w oknie”, równie nieudany film Netfliksa z Amy Adams w tytułowej roli. Choć nosi szlafrok, zawsze ma perfekcyjny makijaż (– Mocno wytuszowane rzęsy sprawiają, że Anna wygląda jak sarenka zaskoczona przez światła samochodów – tłumaczy Bell), a na kolację z przystojnym sąsiadem, który zapewne okaże się mordercą, wkłada sweterek z grubym splotem, mundurek wszystkich perfekcyjnych pań domu od czasu „American Beauty”. Zgodnie z założeniem Bell fryzura jej bohaterki ma przypominać perukę. Widać, że aktorka na planie bawiła się świetnie. Jako zdeklarowana miłośniczka tandetnych thrillerów zafundowała sobie polewkę z konwencji. Szkoda, że na koszt widzów.
Serial Netfliksa: Nieśmieszna czarna komedia
Kto nie wyłączył „Kobiety…” po pierwszych piętnastu minutach, niech sięgnie po pilota po trzech odcinkach, gdy z absurdu serial osuwa się w makabrę. Perfidne przywołanie psychoanalizy ma sugerować, że „Kobieta…” ma jednak drugie dno. Bohaterka straciła córkę, więc w jej życiu pojawiła się jej rówieśniczka, córka sąsiada, odgrywająca w intrydze o wiele większą rolę, niż można byłoby się spodziewać. Tym, którzy zechcą wytrwać do końca, nie można zdradzić, jak dużą. Dość powiedzieć, że czarnego charakteru o tak anielskiej twarzy chyba jeszcze w telewizji nie było. Nieśmieszna czarna komedia, myląca niesmak z prowokacją, może podobać się tylko z jednego powodu – rzeczywistość za oknem jest jeszcze bardziej rozczarowująca niż ta obserwowana przez bohaterkę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.