Kobiety bez przerwy przepraszają. Często stosują słowo „przepraszam” zamiast przecinka. Chcą być uprzejme, ale też boją się, żeby nikt nie uznał, że są agresywne, nieskore do kompromisu, a co za tym idzie – mało kobiece. A gdyby tak przestały?
Często powtarzane stwierdzenie, że większość kobiet jest uprzedzająco miła, ponieważ zależy im na dobrych relacjach z otoczeniem, jest błędne. Jednym zależy bardziej, innym mniej. Podobnie z akceptacją otoczenia – coraz więcej kobiet wie, że nie musi za wszelką cenę wygładzać swoich wypowiedzi ani udawać uprzedzająco uprzejmych, żeby środowisko patrzyło na nie przychylnie. Niestety, jakkolwiek nie jest to popularne stwierdzenie, z moich obserwacji wynika, że dużo kobiet wpada w pułapkę trywialnych rozmów, prawienia sobie komplementów i niereagowania na deprecjonowanie ich osiągnięć czy spłycanie ich. Kobiety przymykają na to oko, podejmując wyzwanie śmiertelnie nudnych rozmów o tym, co się której śniło, co czują albo jak wyglądały zawody pływackie ich dzieci. Tak samo jest z przepraszającą narracją – powielają ją, nawet mimowolnie, bo koleżanki też ją stosują. Niekoniecznie dlatego, że szukają akceptacji, ale dlatego, że nie miały szansy zmierzyć się same ze sobą. Nie zdążyły sprawdzić, czy jeśli będą wymagające, a nie roszczeniowe, jak chciałby je widzieć świat, i poważne, a nie naburmuszone, jak woleliby je podsumować koledzy – to zdziałają więcej.
Coraz głośniej mówi się o tym, że kobiety nie powinny wykazywać się uległością i – zamiast stawiać na pierwszym miejscu dobrostan otoczenia – powinny raczej zastanowić się nad własnym samopoczuciem. Nie zmienia to tego, że wiele kobiet jest do przepraszania i pilnowania się przyuczonych od przedszkola. Z badań prowadzonych między innymi przez Deborah Tannen wynika, że przepraszająca narracja jest częściej prowadzona przez kobiety. Jak pisze w jednym z rozdziałów opracowania „Language, Sex, and Power: Women and Men in the Workplace”, „rytuały przepraszania, zmiękczania krytyki i dziękowania mogą być używane przez kobiety i mężczyzn. Ale częściej pojawiają się w mowie kobiet”. Jej zdaniem wynika to pośrednio z tego, że kobiety często bywają krytykowane lub wręcz, jak formułuje to badaczka, atakowane za swoje wypowiedzi. Jak pisze, „wiedząc, że jest prawdopodobne, że zostaniesz zaatakowany za to, co mówisz, zaczynasz słyszeć krytykę swoich wypowiedzi w momencie, gdy są one formułowane. Zamiast sprawiać, że myślisz przejrzyście, powoduje to, że zaczynasz wątpić w to, co mówisz”.
Moment zawahania się i zwątpienia we własne możliwości to właśnie ten, gdy rodzą się te wszystkie „Przepraszam, czy nie przeszkadzam?”, „Ja z niczym takim”, „Mogę później”, „Wydaje mi się”. To tylko słowa? Aż słowa, to one budują całą sytuację i kontekst. Stawiają „uprzejmą” kobietę w roli grzecznej uczennicy czekającej na pozwolenie, żeby wytrzeć tablicę i podlać kwiatki. Brak złagodzenia przekazu kobiety często same uznają za przejaw ofensywności. Jak piszą Karina Schumann i Michael Ross w głośnym raporcie „Why Women Apologize More Than Men: Gender Differences in Thresholds for Perceiving Offensive Behavior”: „W przeciwieństwie do ogólnie przyjętych interpretacji płciowych różnic, zauważyliśmy, że mężczyźni nie są mniej skłonni do przeprosin za swoje zachowanie, gdy jest ono uznane za opresyjne. Z naszych badań wynika jednak, że mężczyźni przepraszają rzadziej za swoje czyny, ponieważ mają wyższy próg tego, co uznają za ofensywne zachowanie”.
Narracja jest ważna, ponieważ od przepraszania krótka droga prowadzi do wycofania się na mniej znaczące, nieprzeszkadzające nikomu pozycje. Ogólnie krótka droga od „Przepraszam, czy mogę?” wiedzie do nieprzeszkadzania innym, czyli zostawiania spraw swojemu biegowi. Uprzejma, wycofana narracja przenika do nieśmiałych rozmów o awansach, do rezygnacji z chwalenia się swoimi osiągnięciami czy niechęci do pozostawania przy swoich racjach. Nie zawsze, tak jak pisałam, wynika to z obaw o brak akceptacji, chociaż i do tego trzeba dojrzeć. Ważne są wzorce, jakie nas otaczają. Ważne jest wsparcie od innych kobiet na wyższych stanowiskach, które przeszły długą drogę od „Nie chciałabym nikogo urazić” do mówienia pełnym głosem. Do nieuprzejmego obstawania przy swoich racjach, nawet za wszelką cenę, jak robią to ich koledzy.
Same kobiety bywają dla siebie nawzajem surowymi sędziami, kiedy podejrzliwie patrzą na te spośród nich, które są głośne, wyraziste, niechętne do kompromisu, uparte. Słowem, nieuprzejme. Niestety, w czasach szybkich podsumowań takie zachowania często są klasyfikowane jako przesadne. Jako takie, które na siłę mają wyróżnić dziewczynę z tłumu. Na szczęście z odsieczą przychodzą, oprócz kobiecych liderek i mentorek, niektóre odważnie myślące marki, od modowych po kosmetyczne. Warto tu wspomnieć pionierską kampanię Pantene „Sorry, Not Sorry”, od której wziął swój początek popularny hasztag, wiele kampanii Dove podkreślających indywidualność kobiet i relacji między nimi, zasięgowe kampanie Nike „Dream Crazier”, np. tę z nurtu #bodypositive, promującą sportowe staniki z modelką plus-size Palomą Elsesser.
Nawet jeśli femvertising ma na celu podniesienie słupków sprzedaży w zamian za promowanie przekazu, że kobiety mogą być takie, jakie chcą, to każdy billboard z nieumalowaną twarzą patrzącą w obiektyw bez zalotnego uśmiechu jest na wagę złota w czasach wypolerowanych reklam bikini. W marcu flagowe linie lotnicze Ameryki Virgin Atlantic ogłosiły, że wycofują obowiązek noszenia makijażu do pracy, aby zwiększyć poziom komfortu kobiet i dać im więcej możliwości wyrażania siebie. W tak sfeminizowanej profesji to jasny komunikat: nie musi być miło, musi być profesjonalnie. A jeśli komuś kawka smakuje mniej, kiedy jest podana przez nieumalowaną panią bez koka ściągającego brwi do połowy czoła? Ups, nie przepraszam.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.