Mięsiste, chropowate, włochate. Żeby je poznać, nie wystarczy patrzeć, od razu chce się ich dotknąć. Taktylne obrazy Agnieszki Owsiany mają w sobie coś z abstrakcyjnych kompozycji Alexandra Caldera i ogrodów zen, emanują ciszą i równowagą.
Do pracowni wchodzi przed siódmą rano, kiedy słońce nie jest jeszcze ostre. Siada przy ramie wysokiej na metr, na którą wcześniej naciągnęła szare płótno, i specjalną igłą wbija się w materiał, przeplatając włóczkę. Wełnianymi nitkami o różnej długości wypełnia geometryczne pola. Technicznie rzecz ujmując, to haft. Proste narzędzie, którego używa – punch needle – pochodzi z XIX wieku, zostało wymyślone przez gospodynię domową z Ohio, żeby usprawnić wykonanie wzorzystych makatek i robótek domowych, ale Agnieszkę Owsiany interesuje coś innego – regularne, monochromatyczne płaszczyzny, z których wyłaniają się geometryczne reliefy.
Przez kilka kolejnych godzin miarowym tempem w skupieniu będzie tkać swój obraz. Czasem, żeby powstrzymać strumień myśli biegnących przez głowę, włączy podcast. Innym razem wspomoże się muzyką. W jakimś momencie pojawi się zniecierpliwienie, ale żeby sprawnie działać, będzie musiała wyregulować emocje.
– Taką pracę nad sobą wymusza samo narzędzie – przyznaje. Około godziny 17 skończy pracę, ale następnego dnia rano wróci, żeby kontynuować w podobnym rytmie.
Praca manualna, praca konceptualna
Jeszcze dwa lata temu projektowała wnętrza, tworzenie tkanin rozpiętych na blejtramach było tylko oryginalnym hobby, które rozwijała, oglądając tutoriale w internecie. Podstawową tożsamością pozostawał zawód architektki. Flagowa realizacja – restauracja Nadzieja w Poznaniu. Opisywana w prasie, zaskakująca bezpretensjonalnością. Złamana biel, modernistyczne wzornictwo, umiar w detalach. Wnętrze przypominało biały talerz – idealnie wyprofilowany i oszczędny, ale świetnie spełniający zadanie: tworzenie wizualnego kontekstu dla głównego tematu, którym jest jedzenie.
Ten sposób myślenia o projekcie przebija się też w obrazach Agnieszki. One również ustawiają się na drugim planie, są surowe i harmonijnie łączą się z otoczeniem. Widza wprawiają w konsternację, bo każą się nie tylko oglądać, ale i głaskać, badać, poznawać. W ten sposób wpływają na chyba najbardziej nieuchwytny element wnętrza – nastrój. Może się wydawać, że podnoszą temperaturę, regulują światło i tonują dźwięki. Łaskoczą zmysły. Mają nawet swój delikatny zapach – słodki, lanolinowy, przypominający mokrą sierść.
Cały tekst znajdziecie w trzecim wydaniu „Vogue Polska Living”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.