Tytuł najnowszej kolekcji duetu Paprocki & Brzozowski – „First time” – mógł być odrobinę zwodniczy. Projektanci, którzy należą do ścisłej czołówki najbardziej utytułowanych, lubianych i rozpoznawalnych twórców, na polskiej scenie mody obecni są już przecież od niemal 18 lat. Na zlokalizowanym w Elektrowni Powiśle wybiegu nie pokazali też nic, czym odwróciliby estetyczny kierunek swojej marki o 180 stopni. I była to świetna decyzja.
„Zdecydowanie wolę, gdy projektant jest wierny swojej estetyce niż gdy próbuje na siłę ją zmieniać” – powiedziałam po pokazie jednej ze znajomych stylistek, gdy w towarzystwie kilku osób prowadziłyśmy żywą dyskusję na temat tego, co przed chwilą zobaczyłyśmy na wybiegu. Oczywiście, branża mody zna przypadki, w których drastyczna zmiana wizerunku okazała się strzałem w dziesiątkę. Zna jednak też takie, w których eksperymenty podejmowane tylko i wyłącznie dla uciechy odbiorcy, stawały się przyczyną braku spójności kolekcji i powolnego zatracenia osobowości całej marki. Bo marki przecież osobowość mają. Tworzone przez ludzi stanowią odzwierciedlenie ich inspiracji, nierzadko osobistych przeżyć i tego, jak postrzegają rzeczywistość. Jakkolwiek dużym artystycznym przedsięwzięciem by jednak nie były, nadal muszą spełniać warunki rządzące bardzo niewdzięcznym biznesem. Paprocki i Brzozowski zdają się o tym wiedzieć. Projektują więc kolekcje oparte o motywy jasno kojarzone z ich marką, formy, które opanowali do perfekcji dostarczające podobnych, lecz utrzymujących się na równie wysokim poziomie, wrażeń. Jedni nazwą to przewidywalnością i poprawnością. Inni, nawet jeśli dostrzegą w propozycjach projektantów nutkę konserwatyzmu, pochwalą za konsekwencję i sukcesywne podążanie raz utartą i sprawdzoną ścieżką.
Pokaz „First time”, mimo że z technicznego punktu widzenia miał stanowić prezentację kolekcji na sezon wiosna-lato 2019 roku, z sezonowością i ready-to-wear miał niewiele wspólnego, a wyrafinowanym, bogato zdobionym kreacjom w odcieniach bieli, kości słoniowej, przygaszonego różu i złota zdecydowanie bliżej było do propozycji ślubnych lub tworzonych z myślą o czerwonych dywanach. Czyli tego, z czego Paprocki i Brzozowski znani są przecież najlepiej. Różnorodne fasony, wśród których te utrzymane w stylu retro mieszały się z pełnymi przepychu współczesnymi interpretacjami mody ślubnej, zaprezentowane w industrialnych wnętrzach Elektrowni Powiśle i przy akompaniamencie Wyrzyskiego Chóru Męskiego, rozpalały wyobraźnię niepoprawnych romantyczek i przyszłych panien młodych. Ale nie tylko. Nawet zagorzałe minimalistki i nieplanujące zamążpójścia singielki doceniały misterne zdobienia, biżuteryjne wstawki, delikatne treny czy ekstremalne, stylowo przerysowane, nakrycia głowy. A obserwatorzy skupiający się na technicznym i formalnym charakterze kolekcji zwracali uwagę na dobrze zachowany balans między wyrazistą otoczką i prostą, nieskomplikowaną formą. Paprocki i Brzozowski nie ograniczyli się bowiem wyłącznie do estetyki lat 60. i gorsetowych sukienek bez ramiączek. Sięgnęli także po minimalistyczne fasony na cienkich ramiączkach i z subtelnie sunącym po ziemi trenem, półprzezroczyste, wyszywane mini z długim rękawem, jednolite modele z dekoltem typu halter i zestawione z utrzymanym w stylu retro, koronkowym czepkiem, oraz transparentne, delikatnie odcinane w talii sukienki. Nie zapomnieli także o równie wyrazistych, ale jednocześnie mocno odbiegających od tradycyjnego wizerunku panny młodej formach – czarnym, dopasowanym garniturze, jego metalicznym odpowiedniku, czy dwurzędowej, inspirowanej marynarką sukience. Jako fanka nieoczywistych rozwiązań życzyłabym sobie pewnie jeszcze więcej tego typu alternatyw, zdaję sobie jednak sprawę, że mogę być w mniejszości. Prosta kolumnowa kreacja zapinana na dwa rzędy guzików satysfakcjonuje mnie więc w stu procentach.
Satysfakcjonująca była także mnogość opinii i rozmów, które można było usłyszeć po zakończonym już pokazie. Niektórzy twierdzili, że w kolekcji brakowało im mody, inni zapowiadali, że oceniać ją będą przede wszystkim pod kątem krawiectwa. Zachwyceni jej spójnością doceniali fakt, że Paprocki i Brzozowski są niezmiennie wierni swojej wizji. Sceptycy nazywali to zachowawczością. Jakkolwiek wiele nie powstałoby na temat tej kolekcji opinii, pewnym jest, że skłaniała do dyskusji. A tego chciałby chyba każdy projektant.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.