Wszechobecny olej palmowy – używany do produkcji słodyczy, chipsów, mrożonek, kostek rosołowych, majonezów, szamponów, mydeł i szminek – stał się synonimem zła. To przez niego płoną tropikalne lasy i torfowiska w Indonezji i Malezji. Przez niego giną – i tak już narażone na wyginięcie – tygrysy, słonie, orangutany i nosorożce sumatrzańskie.
Za każdym razem, kiedy czytam o kolejnym zabitym albo spalonym orangutanie na Borneo czy Sumatrze, na nowo przypominam sobie nazwy, pod którymi w spisie składników ukrywa się olej palmowy. Są te oczywiste: oleina palmowa, stearyna palmowa, palmityniany. I mniej oczywiste: E471, tłuszcze CBE i CBS, Sodium Lauryl Sulphate (SLES), kwas stearynowy, alkohol cetylowy. Producenci używają ponad 200 nazw, ale tylko 10 proc. z nich zawiera słowo „palma”.
Wszechobecny olej palmowy (rocznie każdy z nas zużywa go około ośmiu kilogramów!) – używany do produkcji słodyczy, chipsów, mrożonek, kostek rosołowych, majonezów, szamponów, mydeł i szminek – stał się synonimem zła. To przez niego płoną tropikalne lasy i torfowiska w Indonezji i Malezji. Przez niego giną – i tak już narażone na wyginięcie – tygrysy, słonie, orangutany i nosorożce sumatrzańskie. To przez niego do atmosfery rocznie uwalnia się więcej dwutlenku węgla niż w całej Europie razem wziętej. To również przez niego płaczę na reklamie Rainforest Action Network, w której znająca podstawy języka migowego orangutanica Strawberry opowiada głuchoniemej dziewczynce Lenie, że olej palmowy w maśle orzechowym, które dziewczynka je codziennie na śniadanie, pozbawił Strawberry domu i matki.
Jak się zaczęło to szaleństwo?
W świetnym tekście dla „New York Timesa” Abraham Lustgarten wyjaśnia jak palma olejowa miała uratować planetę, a wyszło jak zwykle. Zaczęło się w 2007 r., kiedy prezydent Bush obiecał zmniejszyć narodowe zużycie benzyny o jedną piątą i przejść na biopaliwa – ruch, który miał uniezależnić Stany od ropy. Widziano w tym same korzyści – zmniejszenie emisji dwutlenku węgla, zadbanie o klimat i dodatkowo zwiększenie wpływów z amerykańskiego rolnictwa. Co mogło pójść źle? Wszystko.
Bo Stany nie miały tyle ziemi uprawnej, żeby zwiększyć produkcję biopaliw o jedną piątą. Musiałyby zrezygnować z ziemi, na której uprawiano pożywienie. Swoje trzy grosze dołożyła Unia Europejska, która w 2009 r. zdecydowała się zwiększyć zużycie biopaliw o 10 proc. do 2020 r. Nagle olej palmowy – już wcześniej na potęgę wykorzystywany w przemyśle spożywczym i kosmetycznym (od kiedy w 1995 r. Unilever w ciągu jednego dnia zastąpił nim cieszące się złą sławą tłuszcze trans) – stał się jeszcze bardziej wartościowy. Wykorzystały to Malezja i Indonezja, które dzisiaj dostarczają 80 proc. światowego oleju palmowego wykorzystywanego i w biopaliwach, i w czekoladzie, i w szminkach.
W ciągu 20 lat, od 1995 do 2015 r., roczna produkcja oleju palmowego w samej Indonezji zwiększyła się czterokrotnie. Do 2018 r. wypalono 16 proc. wszystkich lasów Indonezji, co przelicza się na 26 mln hektarów drzew, krzaków, lian i pnączy. Przecież w rozwijającym się państwie ziemia pod uprawę była ważniejsza niż las, w którym żyje 10 proc. światowych gatunków ssaków, ptaków, gadów i ryb (do inwestowania w palmę oleistą namawiał Indonezję Międzynarodowy Fundusz Walutowy). I ważniejsza niż uwięziony w tych lasach dwutlenek węgla. Naukowcy szacują, że w 2019 r. pożary z indonezyjskich lasów uwolniły do atmosfery dwa razy więcej CO2 niż pożary w Amazonii. To przez nie Indonezja zajęła niechlubne czwarte miejsce w rankingu państw emitujących najwięcej gazów cieplarnianych. A biopaliwa (których ekologiczność polega na tym, że ilość wiązanego przez rośliny CO2 z powietrza równoważy dwutlenek węgla emitowany podczas spalania paliwa) przestały być bio.
Pomimo tego, że rządy Indonezji i Malezji przestały wydawać nowe licencje na plantacje, lasy wciąż płoną. Zdarza się, że dym z pożarów dociera ponad tysiąc kilometrów dalej, do Singapuru. Czasem jest tak silny, że trzeba zamykać lotniska. Krajobraz Borneo i Sumatry z zielonej dżungli zamienił się w zwęglone kikuty drzew zastępowane równymi szeregami palm oleistych. We współczesnym świecie palma olejowa zajmuje aż 10 proc. światowej ziemi uprawnej. I nie jest to czysty biznes. Zbyt często ziemia jest rozkradana, rolnicy oszukiwani, a aktywiści zabijani.
Skoro olej palmowy jest tak zły, czy nie najprościej byłoby z niego zrezygnować? Oczywiście, tylko czym go zastąpimy? Sprowadzony z Afryki do Azji olejowiec gwinejski jest najbardziej wydajny na świecie. Wiecznie zielony, pozwala na całoroczną produkcję. Wymaga niewiele zachodu podczas uprawy, nie jest wybredny, jeśli chodzi o zasobność ziemi w minerały – nie potrzebuje dodatkowego nawożenia. Rośnie tam, gdzie nie wyrośnie soja czy kukurydza. I daje pięć razy więcej oleju z hektara niż rzepak, sześć razy więcej niż słonecznik i osiem razy więcej niż soja. Chcecie przestać sadzić palmę olejową? Przygotujcie się na więcej pożarów.
I choć istnieje organiczny olej palmowy (sygnowany znakiem R.S.P.O.), to zaledwie 19 proc. światowych upraw dostało certyfikację. Pośredników w produkcji oleju jest tylu, że ciężko ze stuprocentową pewnością zapewnić jego ekologiczność na każdym etapie (nie wspominając o tym, że zdarza się, że na certyfikowanych plantacjach pracują dzieci). Olej palmowy to pułapka, którą sami na siebie zastawiliśmy. Na razie największą cenę płacą za nią miejscowi i zwierzęta. I dopóki nie zaczniemy konsumować mniej, nic się nie zmieni.
97 proc. wspólnego DNA
Hope umieszczono w centrum rehabilitacyjnym. Hannah Beech pisała: obok osierocone młode orangutany piszczą i płaczą. Kiedy Hope słyszy dzieci, zwija się w pozycję płodową i wyje […] jej ciało ciągle produkuje mleko.
Zanim zaczniemy oskarżać miejscowych o okrucieństwo wobec zwierząt, zastanówmy się, czemu orangutany nie mogą już żyć w lasach i czemu muszą szukać pożywienia w wioskowych sadach i polach. To zapewne pierwsze człekokształtne, które wyginą (na Borneo w ciągu 14 lat zginęło 100 tys. orangutanów – zostało drugie tyle. Na Sumatrze zostało ich 14 tys.). I to nie z winy mieszkańców wiosek, małych plantatorów czy pracowników plantacji. Od produkcji oleju palmowego zależy zarobek 80 mln Indonezyjczyków. Oni próbują radzić sobie w świecie, którego warunki określamy my – bogaci, rozleniwieni, przyzwyczajeni do komfortu konsumenci z zachodu. Ojciec chłopca, który zabrał Hope dziecko, żeby dorobić do nędznego życia, i na którego media urządziły nagonkę, pyta: czemu życie mojego dziecka jest mniej istotne od życia pomarańczowej małpy?
A my powinniśmy pytać samych siebie: czemu życie tych, którzy urodzili się w biedniejszych krajach, czemu życie człekokształtnych, które dzielą z nami 97 proc. DNA, jest mniej istotne od naszego komfortu?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.