Wybitna dziennikarka, osobowość polskiej kultury, pisarka i felietonistka „Vogue Polska” odeszła dziś w wieku 64 lat. Córka Andrzeja Łapickiego i była żona Daniela Olbrychskiego przegrała walkę z chorobą.
O jej życiu można by nakręcić serial, ale Zuzanna Łapicka postanowiła sama napisać o nim książkę. Na początku tego roku wydała więc „Dodaj do znajomych”, swoistą kronikę towarzyską najważniejszych osobowości polskiej kultury. Opowiedziała w niej niezwykłe historie o ludziach, których znała. A znała wszystkich – poczynając od Krzysztofa Kieślowskiego, Agnieszki Osieckiej, Romana Polańskiego i Federico Felliniego, a kończąc na Janie Pawle II. Wspomina w książce także o emigracyjnym Paryżu lat 80. i Warszawie, której już nie ma.
Dzisiaj to my wspominamy tę wybitną dziennikarkę, która zmarła po dwuletniej walce z rakiem. Urodziła się w Warszawie w 1954 roku jako córka wybitnego aktora Andrzeja Łapickiego. Dzieciństwo spędziła na Mokotowie, gdzie jej rodzice mieli trzypokojowe mieszkanie. Dużo czasu spędzała z mamą, Zofią, która prowadziła dom i nie pracowała. Po dyplomie z filologii romańskiej na Uniwersytecie Warszawskim Łapicka poślubiła o dziewięć lat starszego Daniela Olbrychskiego. Gdy wybuchł stan wojenny, wyjechała do Francji z mężem, ich córką Weroniką oraz pasierbem Rafałem. Po dwudziestu latach małżeństwa rozwiedli się.
Jej prawdziwą miłością była telewizja, w której rozpoczęła swoją karierę zawodową jako tłumaczka dialogów filmów zagranicznych. Pod koniec lat 80. została kierownikiem Redakcji Publicystyki Kulturalnej TVP1. Spełniała się także jako dziennikarka, współpracując z takimi tytułami jak „Pani”, „Elle” czy „Film”. Stała autorka polskiej edycji „Vogue Polska” i przyjaciółka redakcji w każdym swoim felietonie przekazywała czytelnikom cząstkę siebie.
– Umarła Zuzanna Łapicka. Mógłbym to zbić bonmotem Tuwima: „Nie wiem, co się na tym świecie porobiło. Zaczynają umierać ludzie, którzy nigdy dotąd nie umierali”, ale to nie wystarczy. Bo Zuzia była fantastycznym człowiekiem. Ludzkim, ale i wściekłe inteligentnym, który nie zadowalał się byle czym. Jej odejście czyni wywrę. Polska kultura poniosła kolejną stratę nie do zastąpienia. Żal przeraźliwy. Płaczę, bo cóż innego pozostało – napisał na swoim profilu w mediach społecznościowych Andrzej Saramonowicz.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.