Nowa Zelandia: Wyspa marzeń dla miłośników przyrody i motoryzacyjnych wrażeń
Czy Nową Zelandię najlepiej zwiedza się zza kierownicy samochodu? Nie, ale auto jest zdecydowanie niezbędne, aby dotrzeć w jej najpiękniejsze zakamarki. A gdy przy okazji marka Lexus oferuje przeżycia, które tylko potęgują niesamowite emocje towarzyszące odkrywaniu tego wspaniałego kraju, możecie mieć pewność, że będzie to wyprawa, której nigdy nie zapomnicie.
Nowa Zelandia to destynacja marzeń osób, które szukają oszałamiającej przyrody, kadrów z filmów „Władca pierścieni” lub chcą zgłębić sekrety maoryskiej kultury. Kiedy więc marka Lexus zaprosiła mnie do jej odkrycia i wzięcia udziału w The Lexus Empowered Adventurer Program (LEAP), nie wahałam się ani chwili.
Cel? Zanurzenie się w naturalnym pięknie Wyspy Południowej Nowej Zelandii i stworzenie wspomnień, które zostaną z uczestnikami do końca życia. Wszystko z pomocą trzech modeli samochodów marki Lexus.
Kia ora, czyli witamy w Nowej Zelandii
Po ponad 30-godzinnej podróży wylądowaliśmy w Queenstown. Miasto położone nad polodowcowym jeziorem Wakatipu znane jest jako baza wypadowa miłośników przyrody oraz sportów ekstremalnych, takich jak skoki na bungee, loty paralotnią czy heliskiing. Naszą nowozelandzką przygodę zaczęliśmy od uroczystej kolacji, którą uwieczniły powitanie w maoryskim stylu zgodne z tradycją miejscowej ludności Nowej Zelandii oraz dania przygotowane przez szefa kuchni bazujące na lokalnych składnikach.
Pierwszym z trzech aut, którym eksplorowałam wyspę, był Lexus LBX, czyli miejski crossover. Europejczycy pokochali ten model za jego wyrazisty design i nowoczesny wygląd. Zanim jednak wsiadłam do samochodu, musiałam przestawić się na ruch lewostronny, który obowiązuje na wyspie. Czy zdarzyło mi się kilka razy włączyć wycieraczki zamiast kierunkowskazu? Zdecydowanie, ale łatwość prowadzenia lexusa LBX zniwelowała mój stres błyskawicznie.
Pierwszym zaskoczeniem podczas naszej przygody okazały się korki w Queenstown. Miasto z 30 tysiącami mieszkańców, które dynamicznie zyskało na popularności w ciągu ostatnich lat, nie było przygotowane na to pod kątem infrastruktury, co usłyszeliśmy od kilku jego mieszkańców. Ale zwrotny i kompaktowy lexus LBX radził sobie znakomicie w korkach i wąskich ulicach, które w centrum miasta przechodziły przebudowę i wymagały niekiedy zwinnych manewrów.
Naszą destynacją była miejscowość Glenorchy, do której prowadziła malownicza trasa wzdłuż jeziora Wakatipu. Auto pewnie trzymało się górskiej drogi, która pełna była ostrych zakrętów oraz przewyższeń. LBX poradził sobie świetnie także na nieutwardzonej nawierzchni, gdzie nad brzegiem rzeki podziwialiśmy widoki, które posłużyły za scenografię do takich filmów jak „Opowieści Narnii” czy „Władca pierścieni”.
A jak wygląda wnętrze lexusa LBX? Pierwsze wrażenie to przede wszystkim prosta i elegancka kabina oraz minimalizm deski rozdzielczej, w której każdy element został zaprojektowany tak, aby nie rozpraszał uwagi kierowcy. Dla osoby niezaznajomionej z autem, tak jak ja, znalezienie wszystkich niezbędnych funkcji zajęło tylko chwilę, a ich regulacja wymagała minimalnego ruchu ręką. Samochód napędza dynamiczna i oszczędna hybryda nowej generacji, a co więcej, jego wnętrze zostało wyciszone zgodnie z zasadami stosowanymi w modelach z wyższych segmentów. Dla fanów personalizacji marka zaprasza do skorzystania z usługi Lexus Bespoke Build, która umożliwi stworzenie wnętrza skrojonego na miarę.
Organizatorzy zadbali jednak o to, aby auto było luksusowym dodatkiem, ułatwiającym nam eksplorowanie dzikiej natury. Wśród przygotowanych atrakcji czekały na nas bowiem spływ górską rzeką Dart, dzięki któremu mogliśmy zobaczyć majestatyczne oblicze nowozelandzkich gór z perspektywy wody, oraz przelot helikopterem nad zaśnieżonymi szczytami Alp Południowych. Oba doświadczenia pozwoliły w pełni zrozumieć, dlaczego to ulubiona destynacja amatorów heliskiingu oraz poszukiwaczy unikatowych górskich wędrówek.
Krajobrazy na wagę złota
Drugim autem, które miałam okazję testować jako kierowca oraz pasażerka, był Lexus LM. Auto, a de facto van klasy premium, w środku przywodzi na myśl samolotową klasę biznes. Samodzielne fotele pasażerów można regulować w każdym poziomie, rozkładając je nawet do pozycji leżącej. Do tego masaże, schowki, wysuwane stoliki, panoramiczny dach, ładowarki oraz lodówka, która czeka na podróżujących. Przestrzeń dla pasażera jest oddzielona od części przedniej samochodu ścianką z uchylną szybą, dzięki czemu podróżujący mogą liczyć na pełną prywatności. A co robić podczas długiej przejażdżki? Na pewno warto skorzystać z ogromnego ekranu, którym można sterować z poziomu fotela. Podróż klasy premium nabiera zupełnie nowego znaczenia we wnętrzach lexusa LM.
Jak auto sprawdziło się w trasie? Tym razem nie miałam łatwego zadania, bo nad najwyżej położoną drogą Nowej Zelandii (Crown Range Road, ponad 1121 m n.p.m.) zebrały się deszczowe chmury. Ku mojemu zdziwieniu minivana prowadziło się stabilnie. Auto płynnie przyspieszało, nawet w trudnych warunkach. Co ciekawe, nietuzinkowo zaprojektowany model przyciągał spojrzenia w punktach widokowych. Nie da się ukryć, że wokół tego samochodu nie można przejść obojętnie.
Wśród nowozelandzkich dolin i szczytów
Ostatni model marki Lexus, którym jeździłam, okazał się moim faworytem. Lexus GX, czyli samochód terenowy klasy premium, być może nie sprawdzi się w miejskiej dżungli, ale do odkrywania nowozelandzkich górskich szlaków już tak. Począwszy od wspomnianej wcześniej Crown Range Road, która zaprowadziła mnie i moich towarzyszy do miasteczka Cardrona. Miejsce, które było tętniącą życiem osadą w czasach gorączki złota, dzisiaj jest historycznym przystankiem z kultowym hotelem, restauracją i sklepem z pamiątkami. Żeby tam dotrzeć, pokonaliśmy malowniczą trasę, wspinając się na szczyty i przemierzając rozległą dolinę. A nasze terenowe auto? Ostre kształty lexusa GX potęgują wrażenie solidności samochodu, który pewnie trzymał się drogi, nawet na mokrej nawierzchni. „Wielkoluda”, który na początku lekko mnie onieśmielał, prowadziło się pewnie, z doskonałą widocznością i wszystkimi niezbędnymi funkcjami w zasięgu ręki.
Pewność jazdy lexusem GX poznaliśmy dobitniej podczas off-roadu, który zaserwowali nam organizatorzy wyjazdu. W tym celu udaliśmy się do Ben Lomond Station, położonej blisko Queenstown i rozpościerającej się na ponad 133 km kw. farmy zarządzanej przez rodzinę Fosterów. Usytuowana wśród gór i rzek, w przeszłości obfitowała w złoża złota, co widać po ruinach dawnych domostw i osad. Żeby do niej dotrzeć, zjechaliśmy z asfaltowej drogi, ale lexus GX nie dał nam tego odczuć. Jazda w małych koleinach czy po dziurawych drogach była minimalnie odczuwalna. Za to trasa wzdłuż przepaści przyprawiła o szybsze bicie serca nie tylko osoby z lękiem wysokości. Przeprawa przez rzekę, zjeżdżanie ze zboczy o ostrym nachyleniu i podjeżdżanie pod nie – lexus GX radził sobie z nimi jak prawdziwy prymus wśród aut terenowych. W zależności od konfiguracji modelem tym może jechać pięć lub sześć osób, do tego ma pakowny bagażnik, który zmieści nawet rower górski.
Marka Lexus, nie zdając sobie z tego sprawy, spełniła jedno z moich najskrytszych marzeń i tylko pobudziła apetyt, żeby powrócić do Nowej Zelandii i odkrywać jej jedyne w swoim rodzaju krajobrazy. A czy przy okazji poznałam samochody, które znalazły się na szczycie listy aut, którymi chciałabym jeździć w przyszłości? Bez wątpienia.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.