Jubileuszowe serwisy na 50-lecie ślubu, potem figurki Engelsa, jeszcze później „Picassy”, czyli malowane talerze do wieszania na ścianach. Ceramika jest wyjątkowo wrażliwa na mody i nastroje swoich czasów, ale w stuletniej historii katowickich zakładów Bogucice odbijają się też wielka historia i prywatne życiorysy pracowników. Rozmawiamy z Magdaleną Niziołek, kuratorką wystawy „Janina, Henryk, Anna. Ludzie i porcelana”.
– Pierwsza fabryka porcelany w Katowicach powstała po pierwszej wojnie światowej. Dziś moglibyśmy nazwać ją start-upem, bo odpowiadała na potrzeby rozwijającej się dynamicznie w tym regionie elektryfikacji. Produkowała porcelanowe izolatory, bezpieczniki, oprawki – porcelanę elektrotechniczną – mówi kuratorka wystawy Magdalena Niziołek. I dodaje, że potencjał biznesu szybko dostrzegła spółka Georg von Giesches Erben, jedna z najbardziej wpływowych na Śląsku, która swoją potęgę zbudowała na kopalniach i hutach. Szybko zainwestowała więc we własną fabrykę porcelany.
Fabryka Giesche: Przedwojenne korzenie
– Sprowadzono do niej specjalistów z Niemiec i z Polski, zatrudniono rzeszę ludzi. W 1925 roku ruszyła produkcja. Okazało się, że system działa sprawnie. Niedługo potem wprowadzono produkcję porcelany stołowej i galanterii. A w przeciągu kilku lat fabryka Giesche wyrobiła sobie renomę dorównującą słynnej w owym czasie fabryce w Ćmielowie – mówi kuratorka. Kwitnące zakłady w latach 20. wykupił amerykański koncern Harrimana. To otworzyło nowe możliwości, np. wyjazd na wystawę światową w Nowym Jorku we wrześniu 1939 roku zatytułowaną „Świat jutra”. Eksponaty już nigdy nie wróciły do Europy.
O dawnej świetności fabryki świadczą też drukowane reklamy i foldery oraz eleganckie salony. – Słynny sklep Jakóba Grossa [pisownia oryginalna – przyp. red.] przy krakowskim rynku, gdzie zaopatrywała się śmietanka krakowska, miał aż dwie sale wyłącznie z porcelaną Giesche. W ofercie znajdowały się także popularne na Śląsku serwisy z okazji 25-lecia i 50-lecia ślubu. Fabryki Giesche produkowały na zamówienia gminy żydowskiej, dla polskich ambasad, eksportowały do Europy Zachodniej – wylicza Niziołek.
W czasie drugiej wojny światowej fabryka wciąż działała na wysokich obrotach, choć pod nieco zmienioną nazwą – Giesche GmbH – i zatrudnia głównie kobiety.
– Już w marcu 1945 roku fabryka została przejęta przez polskie władze. Przez pierwsze lata funkcjonowała bez większych zmian, korzystając z przedwojennych form. Dopiero na początku lat 50., gdy powstały kombinaty – sieć fabryk zarządzana odgórnie – nadano nową nazwę: Zakłady „Bogucice”. Odtąd o tym, co będzie się w nich produkować, decydował Instytut Wzornictwa Przemysłowego – mówi kuratorka i pokazuje produkcję z tego okresu: ozdobny serwis do kawy „Maria Teresa”, produkowany jeszcze z przedwojennych form przywiezionych z fabryki w Wałbrzychu, a obok niewielkie, biurkowe popiersie Engelsa.
Zakład Porcelany Bogucice: Młodzi projektanci szukają wolności
W 1957 roku pierwszą projektantką Bogucic została Eryka Trzewik-Drost. – W rozmowach opowiadała nam, że znacznie bardziej interesowały ją rzeźba i malarstwo, ale kiedy usłyszała, że lepiej iść na wzornictwo, bo przemysł potrzebuje projektantów, posłuchała tej rady – mówi kuratorka, wskazując na związek z wrocławską ASP, która miała przygotowywać twórców do pracy w przemyśle. Z tej uczelni wywodził się też inny projektant Bogucic – Paweł Karasek. Natomiast Henryk Baran mógł pochwalić się dyplomem uczelni w Katowicach, choć działającej jeszcze jako filia krakowskiej ASP.
W ich pracach z początku lat 60. widać poszukiwanie nowości. – Projektanci raz w miesiącu jeździli do Warszawy na spotkania w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego, przeglądali zagraniczną prasę, dyskutowali i zatwierdzali wzory do produkcji. Niestety te najciekawsze i najbardziej ambitne, jak serwis „Epos” Eryki Trzewik-Drost, dostawały adnotację, że brakuje na nie rynku zbytu. Nawet w PRL-u liczyła się sprzedaż – mówi kuratorka i podkreśla, że karierę robiły niewielkie figurki, które w Bogucicach produkowano tylko do 1964 roku. Dziś wrażenie robią ręcznie malowane talerze, tzw. Picassy, przeznaczone do wieszania na ścianach i wazony w stylu New Look. Do historycznych ciekawostek należy garnitur do kawy „Ja”ś autorstwa Trzewik-Drost, upamiętniający męża projektantki, znanego twórcę szkła Jana Sylwestra Drosta. O tym, jak życie i praca projektantów przeplatały się, świadczą cztery niewielkie malowane talerzyki czy figurka pelikana, którą Drost zaprojektował w domu przy okazji rozmów z żoną. I choć oficjalnie nie współpracował z Bogucicami, jego prace zostały przyniesione do fabryki przez Erykę i zrealizowane.
Historyzm Vs. awangarda
Ale ceramika z Bogucic to dla wielu przede wszystkim neobarokowe serwisy z lat 70., które wciąż funkcjonują jako „zastawa po babci”. Bogato zdobione, odświętne, nie są efektem inicjatywy projektantów, a odgórnego zarządzenia – polityka temperowała awangardę, jedocześnie klasyczne formy wpisywały się w popularny gust. – Powstała inicjatywa władz centralnych, aby zakłady produkujące porcelanę powróciły do form historyzujących. W ślad za owym pomysłem w Bogucicach powstał serwis „Justyna”, w Chodzieży – „Iwona”, a w Ćmielowie reaktywowano „Rococo” – tłumaczy Magdalena Niziołek i potwierdza, że sprzedawały się świetnie.
Nazwiska, które przewijają się przez kolejne dekady historii zakładów, to Anna Maria Pawlik czy Alojzy Kosowski. – Od 1955 pracował w fabryce jako modelarz, ale miał tak niezwykłe zdolności manualne, że ówczesny dyrektor Stanisław Nowak powierzał mu projektowanie wyrobów. Prawie dwie dekady później był głównym projektantem i został w firmie lojalnie do samego końca – mówi kuratorka. Pasją do porcelany zaraził tez córkę, Lilianę Klepsch, która w 1974 roku razem z ojcem zaprojektowała serwis „Gawot”, inspirowany starofrancuskim tańcem ludowym.
– Ostatni fason wprowadzony do produkcji w Bogucicach to „Rondo” Alojzego Kosowskiego z 1987 roku – podsumowuje Niziołek, opisując minimalistyczny, codzienny serwis.
Skomplikowane dziedzictwo PRL
Czas transformacji przyniósł nowe wyzwania. – Nie było pomysłu sprywatyzowania państwowej firmy podczas jej działalności. Trzeba było otworzyć się na nowego klienta, zmienić estetykę, podejście do produkcji, poszukać nowych rynków – tłumaczy kuratorka. Bogucice w 1994 roku zostały wykupione przez prywatną spółkę Porcelana Śląska. Po upadku w 2008 roku okazało się, że ewentualni kupcy bardziej niż fabryką są zainteresowani terenem, na którym stoi.
Historia katowickiej porcelany ostatecznie zakończyła się w 2012 roku, kiedy nowy właściciel zdecydował o rozbiórce przestarzałych pieców. Jasne stało się wówczas, że tak potężnej inwestycji nikt już tu nie powtórzy. Ponadstuletnim dorobkiem Fabryki Giesche i Zakładów Bogucice zajmuje się dziś Fundacja Giesche, która w starych budynkach organizuje Park Przemysłowo-Technologiczny Porcelana Śląska Park. To miejsce w swoim zamyśle ma odpowiadać na potrzeby nowych czasów. W planach pojawia się kompleks biurowo-konferencyjny, który miałby stać się zapleczem dla branż IT, logistyki i dizajnu.
W tym kontekście szczególnie mocno wybrzmiewa równoległa narracja wystawy, zbierająca relacje wieloletnich pracowników. Ich biografie nierozerwalnie zrastają się z historią zakładów. – Ojciec pracował 39 lat w tej fabryce, ja w tym zawodzie pracuję już 45 lat – mówi Anna Otremba, która całe życie zajmowała się malowaniem na porcelanie. Dopiero w 2024 roku przeszła na emeryturę. – Pracowały tam moja mama, moje ciocie, kuzynka, a więc zakład był rodzinny – dodaje. – Wszyscy się znali po imieniu, nawet przy kilkuset pracownikach – wspomina Liliana Klepsch, córka Alojzego Kosowskiego, cofając się do czasu swojej pracy we wzorcowni.
Wystawę „Janina, Henryk, Anna. Ludzie i porcelana” można oglądać do 12 stycznia 2025 roku w Spichlerzu Muzeum Śląskiego w Katowicach
Kuratorzy: Magdalena Niziołek, Bogdan Kosak
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.