Trzeba po prostu robić swoje i za bardzo się nie przejmować, nie zaburzać zarówno krytyką, jak i przesadnym chwaleniem - mówi pisarka w rozmowie z Izą Bartosz, przy okazji albumu „Punkty zwrotne/Turning Points", wydanego przez wydawnictwo OsnoVa w lutym 2019 roku. Z okazji urodzin Olgi Tokarczuk, publikujemy tekst pochodzący z albumu.
W 1995 roku Tokarczuk podejmuje decyzję, żeby na rok zrezygnować z pracy zawodowej. Jest psychologiem klinicznym, prowadzi też prywatną praktykę. Po intensywnych latach pracy czuje się wypalona. Dochodzi do wniosku, że musi odpocząć. Od dawna też nosi w sobie pomysł na książkę. Teraz postanawia ją napisać. – To był dla mnie przełomowy moment pod wieloma względami, także ekonomicznymi. Miałam wtedy małe dziecko, potrzebowałam stałej pracy, etatu, ale mimo to postanowiłam wejść w coś, co było niezwykle istotne – w pisarstwo. Kto jednak jest w stanie żyć z pisania? To była naprawdę odważna decyzja – opowiada. Nie pamięta tego dnia, gdy zaczęła pisać. To był proces. – Pomysły na książki nie przychodzą nagle, one zawsze są. Wydaje mi się, że nawet od urodzenia, tylko później się krystalizują. Powieść, którą chciałam napisać tkwiła we mnie bardzo długo. Była utkana z opowieści rodzinnych i myślę, że w jakimś wymiarze była także moim pożegnaniem z dzieciństwem. W tamtym czasie umarła moja babcia i chciałam się jakoś rozliczyć z przeszłością. Wówczas po raz pierwszy chyba próbowałam znaleźć w moim pisaniu taki ton, który realistycznie opowiada jakąś rzeczywistość historyczno-społeczną, ale jednocześnie jest trochę metafizyczny albo magiczny. „Prawiek i inne czasy“ ukazuje się w Polsce w 1996 roku. Historia mieszkańców mitycznej wsi Prawiek to alegoria ludzikiego losu, który nieubłagalnie podlega przemijaniu. U Tokarczuk jednak wszystkie wydarzenia w życiu bohaterów mają uzasadnienie. Krytycy świat skonstruowany przez pisarkę porównują do „mandali – koła wpisanego w kwadrat, będącego geometrycznym wyobrażeniem doskonałości i pełni“. – Ta książka to historia świata, który jak wszystko, co żywe, rodzi się, rozwija i umiera – mówi Tokarczuk. – Z jej powstaniem wiąże się jeszcze jeden przełom. Żeby napisać „Prawiek“ postanowiłam wyprowadzić się z miasta na wieś. To z kolei było trochę powrotem do dzieciństwa. Wychowałam się na wsi, a w tamtych czasach rodzice nie prowadzili dzieci za rękę do szkoły i ze szkoły, jak robią to teraz. Miałam dużo wolności, eksplorowałam ile się dało. I teraz po latach mieszkania w Warszawie, we Wrocławiu i Wałbrzychu znowu spotkałam się z naturą i było to dla mnie owładniające. Pamiętam swój zachwyt nad kwitnieniem, drzewami, grzybnią.
„Prawiek“ zachwycił czytelników. Na pisarkę spadł deszcz nagród: paszport „Polityki“, nagroda Fundacji im. Kościelskich, nagroda czytelników w plebiscycie „Nike“. – To było niesamowite, bo nagle okazało się, że jestem w stanie profesjonalnie zająć się pisaniem czyli żyć z pisania. Nigdy już nie wróciłam do pracy terapeuty. Tamta energia się wypaliła. Zrozumiałam, że więcej zrobię dla siebie i dla świata pisząc, nie lecząc ludzi.
„Prawiek i inne czasy“ został przetłumaczony na ponad 20 języków w tym chiński, duński, niemiecki czy hiszpański. O Tokarczuk dowiedział się świat. – Początkowo nie zdawałam sobie nawet z tego sprawy. Uświadomiłam to sobie dopiero kilka lat później, w 2000 roku. Polska była wtedy głównym gościem na targach książki we Frankurcie i pojechałam tam z dużą grupą pisarzy. To był mój pierwszy prawdziwy tour z książką. O swoich powieściach opowiadałam wtedy po raz pierwszy obojęzycznemu czytelnikowi, wychowanemu w innej kulturze. To było duże przeżycie. Musiałam oswoić się z odbiorem tłumaczeń moich książek.
W „Prawieku“ Tokarczuk po raz pierwszy zdecydowała się na fragmentaryczną formę opowieści, która później stała się jednym ze znaków rozpoznawczych jej twórczości. – Ta książka jest podzielona na „czasy“ przypisane poszczególnym bohaterom i wydawca, jakoś zdenerwowany, próbował ją ujednolicić, zrobić jedną narrację, a ja od początku bardzo tego broniłam. I myślę, że z perspektywy czasu miałam absolutną rację, bo okazało się, że jest to wyznacznik mojego stylu. Wtedy miałam przeczucie, że cały sens tej książki opiera się także na jej konstrukcji.
W prowadzeniu rozmów z redaktorami Tokarczuk miała już wprawę. Jej debiutancka powieść „Podróż ludzi księgi“ wydana cztery lata przed „Prawiekiem“ spotkała się z odmowami ze strony kilku polskich wydawnictw – Napisałam tę książkę na maszynie. Miałam tylko cztery kopie odbite przez kalkę. Wysłałam je do czterech wydawnictw i wszystkie cztery odmówiły mi publikacji. Zależało mi na tych maszynopisach, więc sama jeździłam je odbierać. W końcu malutkie wydawnictwo, już dziś nieistniejące, którego szefem był wspaniały wydawca Jarosław Markiewicz, zdecydowało się tę książkę przyjąć. Dziś z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że to był jak najgorszy czas na debiut. Mieszkałam wtedy od kilku lat w Wałbrzychu i ten świat, który wszyscy znaliśmy z komuny, kompletnie się zawalił. Ludzie zbiednieli, nie bardzo wiedzieli, jak mają żyć i z czego. Upadło wówczas mnóstwo wydawnictw, a te które przetrwały zaczęły wydawać książki zachodnie, kryminały i thrillery amerykańskie. Nikt nie interesował się jakąś debiutantką z prowinicji. Paradoks polega na tym, że „Podróż ludzi księgi“ po tych wszystkich odmowach dostała nagrodę polskich wydawców. Ta historia, trochę jak z amerykańskich fimów, tylko mnie zahartowała. Uznałam, że taki jest los debiutanta i to, co się działo przyjmowałam spokojnie. Może to dziwnie zabrzmi, ale ja nie piszę dla czytelników, oni przychodza później. Piszę, żeby ująć, opowiedzieć jakąs część doświadczenia, nazwać je i opisać. Każdą ze swoich książek oddaję z ufnością, że ona jakoś sobie poradzi. A jeśli nie zostanie dobrze odebrana, trudno, to znaczy, że nie została zrozumiana, że minęła się z oczekiwaniami. Wydaje mi się zresztą, że trzeba po prostu robić swoje i za bardzo się nie przejmować, nie zaburzać zarówno krytyką, jak i przesadnym chwaleniem. Najlepiej mieć przekonanie, że idzie się we właściwym kierunku, który można jedynie samemu sobie wyznaczyć. Tylko my wiemy, gdzie zmierzamy. Ludziom obserwującym nas z zewnątrz trudno jest to ocenić.
„Prawiek i inne czasy“ ukazał się na rynku 21 lat temu, a nadal budzi emocje czytelników. - To jest dla mnie ważne, że on jednak przeszedł próbę czasu. Na spotkania ze mną przychodzą młodzi ludzie, których nie było jeszcze na świecie, gdy pisałam tę książkę, a teraz dowiaduję się od nich, że ją czytają i że jest w stanie ożywić ich zupełnie inną generacyjnie wyobraźnię.
Opowiadając o „Prawieku“ autorka podkreśla, że ta książka przeniosła ją na nowy poziom, tak jak w grze komputerowej przechodzi się na wyższy lewel. Podobnie zresztą stało się z „Biegunami“. Przetłumaczone na angielski po 11 latach od premiery okazały się światowym wydarzeniem literackim, a Olga Tokarczuk, jako pierwsza pisarka z Polski, została uhonorowana nagrodą Bookera. Na uroczystości w Londynie wystąpiła w sukience własnego projektu. Spod wierzchniej warstwy wystawała halka z ryciną Flammariona, na której wędrowiec dociera do końca świata i wygląda poza jego horyzont, podziwiając piękno sfer niebieskich. Założyła też kolczyki, które kupiła sobie w 1987 roku, kiedy po raz pierwszy jako studentka przyjechała do Londynu, żeby uczyć się angielskiego i pracować w jednym z hoteli. – To był radosny wieczór. Cieszył się młodziutki zespół wydawnictwa Fitzcaraldo, cieszyła się tłumaczka, Jennifer Croft, po nocy dzwonili znajomi. Ksiązka wzbudziła duże zainteresowanie na całym świecie. Pojawiły się nowe kraje i języki, ale też w starych krajach dojdzie do wznowień. Na przykład w Niemczech ukażą się jeszcze raz wszystkie moje książki.
Popularność wiąże się jednak z częstymi wyjazdami, spotkaniami, wywiadami. – Mam dużo zaproszeń, szkoda, że nie da się wszędzie pojechać, wszystkiego doświadczyć. Przez ostatnie miesiące właściwie ciągle byłam w podróży. Nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła w końcu posiedzieć w domu i wrócić do swoich prac. Tęsknię za pisaniem, za skupieniem, za ciszą.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.