Zostały napiętnowane jako szkodliwe dla skóry i zdrowia, więc wiele firm kosmetycznych z nich zrezygnowało, zastępując je innymi konserwantami. Teraz do dermatologów zgłasza się coraz więcej pacjentów z alergiami kontaktowymi. Często winnymi są właśnie te zastępniki dla parabenów.
Czym są parabeny?
Parabeny to konserwanty, których używa się do zapobiegania skażeniu preparatów kosmetycznych mikroustrojami. Przedłużają trwałość kremów, szamponów, produktów do makijażu. Ponadto działają stabilizująco na formułę produktu, nie dopuszczając do jego rozwarstwienia się. Chronią też przed powstaniem szkodliwej pleśni. Ich wady? Nie są naturalne. Mogą działać komedogennie, czyli powodować powstawanie zaskórników. Stanowią pełną okluzję na skórze. To zbawienne dla atopików, ale dla innych typów skóry – niekoniecznie.
– Parabeny są silnymi konserwantami. Pod względem chemicznym są estrami kwasu 4-hydroksybenzoesowego (PHBA). Ich zadaniem jest ochrona kosmetyków zarówno przed bakteriami, jak i grzybami. I tak właśnie działają – mówi Agnieszka Zielińska, Skinekspert.
Aby parabeny mogły stanowić skład szminki czy maskary, muszą przejść konkretne badania. Głównie ze względu na restrykcyjne przepisy obowiązujące na terenie UE. Gdyby ich nie było, w produkcji kosmetyków panowałaby samowolka.
– Każdy kosmetyk na rynku w Unii Europejskiej musi być dopuszczony do sprzedaży przez Komisję Europejską według dyrektywy z 2013 roku o komponentach, które stabilizują kosmetyki i składniki aktywne. Produkty kosmetyczne, które są w sprzedaży, są więc bezpieczne. Ale niektóre substancje mogą się skumulować, kiedy stosuje się zbyt wiele różnych produktów, które je zawierają, albo może dojść do krzyżowej reakcji pomiędzy nimi – mówi Irek Kłembokowski, edukator marki Kevin Murphy.
Stężenia parabenów w kosmetykach dostępnych w Unii Europejskiej są ściśle określone: ethylparaben – 0,4 procent, methylparaben – 0,4 procent, butylparaben i propylparaben – 0,19 procent. Całkowite stężenie parabenów w produkcie nie może przekraczać 0,8 procent. Przy tym traktuje się je jako konserwanty, a te mogą stanowić do 2 procent całkowitego składu produktu. Zwykle parabenów w kosmetykach jest natomiast ok. 0,3 procent.
Co więcej, od 1 stycznia według nowej ustawy o kosmetykach grożą wysokie kary za wprowadzanie do obrotu produktów niespełniających norm unijnego rozporządzenia (1223/2009) – 100 tysięcy złotych kary, a za niestosowanie zasad dobrej praktyki przy wytwarzaniu kosmetyków – 50 tysięcy złotych kary. Nowe przepisy nakładają obowiązek informowania o tzw. ciężkim niepożądanym działaniu produktów kosmetycznych. Za niedotrzymanie tego przepisu grozi 100 tysięcy złotych kary.
Złe kontra dobre parabeny
Wielu biotechnologów i chemików boleje nad nagonką na parabeny. Te konserwanty ułatwiają stabilizację produktu i gwarantują jego trwałość, a na dodatek są niedrogie. Wycofując je z użycia, należy zastąpić je innymi substancjami, które zakonserwują produkt i zapobiegną jego zepsuciu.
– Nie wszystkie parabeny są złe. Część z nich jest dopuszczona do stosowania w kosmetykach w ograniczonym stężeniu (jak inne konserwanty), a ich obecność w produkcie nie powinna nam zaszkodzić. Parabeny dopuszczone do użytku są łagodniejsze dla skóry, nie podrażniają tak, jak mogą to robić inne konserwanty, i nadają się do stosowania w produktach dla dzieci (z pewnymi wyjątkami – przyp. red.). Dopuszczalne do stosowania są: methylparaben, ethylparaben, propylparaben, butylparaben (z wyjątkiem kosmetyków niespłukiwanych, stosowanych w okolice podpieluszkowe) – mówi Agnieszka Zielińska.
Natomiast zabronione są izobutylparaben, izopropylparaben, pentylparaben, phenylparaben, benzylparaben. Niestety, ze względu na chaos informacyjny dotyczący działania tych konserwantów trudno dociec, jakie są realne skutki uboczne ich stosowania.
– Często jedne informacje przeczą drugim. Na dodatek każda ze stron pokazuje badania potwierdzające potencjalne racje o szkodliwości parabenów lub jej braku. To powoduje bałagan, szczególnie że nie wiemy, jakiej ilości parabenów potrzeba, aby skutki uboczne w ogóle się pojawiły – mówi Agnieszka Zielińska.
Batalia z parabenami przypomina trochę tę z amoniakiem w farbach do włosów sprzed kilku lat. Amoniak stwarza alkaliczne pH (na włosach wynosi ono 6) po to, żeby odchylić łuski włosa i wprowadzić do nich pigment, a w efekcie zmienić kolor.
– Farby bez amoniaku nie są w stu procentach naturalne. Jest w nich inny składnik – MEA o takim samym działaniu jak amoniak. Różni się tym, że nie jest gazem, tylko substancją stałą. Natomiast amoniak poza niezbyt przyjemnym zapachem nie jest największym złem. Coraz częściej popadamy w obłęd naturalności za wszelką cenę, a chyba nie o to chodzi – mówi Irek Kłembokowski.
Zamiast parabenów
Informacja: „Bez parabenów” nie oznacza wcale, że kosmetyk nie zawiera konserwantu. Produkty bez konserwantów należy trzymać w lodówce, a ich termin przydatności wynosi do trzech miesięcy! Po ich upływie nadaje się do kosza. Pozostałe kosmetyki, o dłuższym terminie przydatności, należy zabezpieczyć przed dostaniem się bakterii i grzybów. Coraz częściej do obiegu trafiają produkty z niezbadanymi substancjami. Wybieramy kosmetyki wolne od parabenów, nie zastanawiając się nad tym, że zamiast jednego konserwantu mogą zawierać trzy inne. Wszyscy zaczęli sięgać po te same składniki (bez parabenów lista jest ograniczona). Każdy z nich stosowany w dozwolonym stężeniu nie wywołuje reakcji kontaktowej na skórze. Ale składnik nadużywany może spowodować podrażnienia, alergie, egzemy skórne.
– Na czarnej liście konserwantów są phenyloxyethanol (występuje w 9 na 10 produktów – przyp. red.), metylochloroizotiazoline (MCl) czy metyloizotiazoline (MI) oraz konserwanty z grupy donorów formaldehydu 2-bromo-2-nitropropane 1,3-diol (bronopol), 5-bromo-5-nitro-1,3-dioxane (bronidax), diazolidinyl urea, imidiazonidynyl urea, quaternium-15, DMDM hydantoin, MDM hydantoin. Te ostatnie, jako że są pochodnymi formaliny, wzbudzają duże kontrowersje i powoli świat regulacji kosmetycznych podąża w kierunku ich wyeliminowania – wyjaśnia Agnieszka Zielińska.
Następnym razem, wybierając produkt jak najmniej szkodliwy dla skóry, warto zwrócić uwagę na to, czy nie zawiera którejś z wymienionych wyżej substancji oraz szkodliwych pięciu parabenów. Ale też nie należy popadać w przesadę.
– Umiar przydaje się we wszystkim. Także w podejściu do kosmetyków. Nie trzeba stosować silnych konserwantów, żeby formuła była stabilna, a preparat bezpieczny i wolny od mikroustrojów. W Kevin Murphy stabilizatorami są olejki eteryczne i naturalne oleje esencjonalne, które zastępują parabeny. Natomiast do pielęgnacji twarzy bym ich nie polecał. Olejki mogą podrażniać i uczulać. I właśnie dlatego sięga się w kremach do twarzy po takie substancje jak parabeny. Te dostępne na rynku, w odpowiednich ilościach, są naprawdę bezpieczne – mówi Irek Kłembokowski.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.