Ktoś mnie zapytał, jaki dźwięk mnie określa. Co to znaczy „określa”? Definiuje? I jeszcze jeden? Niemożliwe do ustalenia. Może moje imię wymawiane w wielu językach, w miłości – najczulej? Słowo klucz: tęsknota. Niektóre dźwięki ją potęgują. Skrzypce, kołysanki, nokturny Chopina. Odjeżdżające pociągi. Ptaki. Może bicie serca, inne w euforii, a inne w rozpaczy?
Wobec wielości odpowiedzi na postawione pytanie zapytałam przyjaciółkę: „Jaki dźwięk mnie określa?”. Odpowiedziała: „Płacz i cisza”. Płacz? Nie wiem. Ostatnio płaczę mniej. W ciszy mieszkam ja, najważniejsza. Rzadko jestem wtedy widzialna.
Większość czasu spędzam w ciszy albo między ludźmi. Oscyluję więc gdzieś między brakiem dźwięków a różnymi barwami ludzkich głosów. Ale moja cisza nie zawsze jest ciszą absolutną. To bycie w mieście, w jego gwarze. Pochodzę z Warszawy, mieszkam w Śródmieściu, podobnie było w Paryżu, Nowym Jorku, Toronto, w wielkich miastach, gdzie spędziłam w sumie wiele lat. Szukam ciszy, ale żywię się energią metropolii – a przynajmniej żywiłam się przez kilka dekad mojego życia.
Lubię miasta, ich pulsowanie, ale do pracy wybieram ciszę – z wiatrem lub deszczem, z odgłosami morza, z żywiołami w tle, ale bez języka, który rozumiem. Gwar turecki lub hebrajski znoszę, bo nie próbuję rozumieć znaczeń, gwar angielski lub francuski każe mi podążać za sensem, a wtedy nie umiem się skupić. Piszę mozolnie, koncentracja jest dla mnie wymagającym zadaniem.
Potrzebuję ciszy. Ciszy, która jest źródłem siły. Ciszy, która jak sen „karmi mądrość” – jak pisał Francis Bacon. Próbuję znaleźć ją w pokojach z widokiem na morze albo ocean. Uskrzydla mnie ich potęga, spokój i gwałtowność wielkiej wody, ze wszystkimi dźwiękami, w jakie jest bogata.
Od lat spaceruję, by przywitać wschód słońca. Szukam go wszędzie, gdziekolwiek się znajdę. Najlepiej przy akompaniamencie wiatru i fal, towarzyszy mu krzyki mew i rybitw. W odmianach pór roku i świateł. (Muszelki i bursztyny nieme). Nad rzeką inne ptactwo, którego języka jeszcze nie opanowałam. Podobnie w parkach i lasach. Ciągle mi wstyd, że nie potrafię się z nimi porozumieć. Czasem pada deszcz. To mowa chmur. Natura zadziwia mnie coraz bardziej w miarę upływu lat, a jej dźwięki nie kłócą się z moim wewnętrznym rytmem. Niemal zawsze potrafią mnie uspokoić.
Cisza w domu jest znakiem braku, nieobecności. Po odejściu mojego męża sporadycznie dzielę z kimś wspólną przestrzeń. Przy nim pod jednym dachem potrafiłam pracować, tylko przy nim.
Muzyki słucham rzadziej, niżbym chciała. Wymaga wyłączności. Nieczęsto jest akompaniamentem – nigdy do pisania.
Cisza towarzyszy moim myślom o getcie, które jest dla mnie najważniejszym punktem odniesienia. Skrzypce i wiolonczela potęgują uczucia, co bywa niekiedy emocjonalnie wyczerpujące. Jak przy koncercie skrzypcowym Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego lub Karola Szymanowskiego. Jak podczas słuchania „Chants juifs” Sonii Wieder-Atherton. Niekiedy pozwalam sobie na taką ucztę, choć bywa bolesna. O mojej niesłabnącej skłonności do Leonarda Cohena, Billie Holiday i Wojtka Młynarskiego innym razem.
Wzruszają mnie także Schumann i Schubert, „Śmierć i dziewczyna”, „Pstrąg”, romantyczne pieśni. Słuchanie Chopina przywraca harmonię. Mozart olśniewa. Bach porządkuje. Mahler i Beethoven wywołują zawrót głowy. Podziwiam geniusz wielkich kompozytorów i muzyków bardziej niż pisarzy, bo trudniej mi przeniknąć ich tajemnicę. Trudniej wyobrazić sobie meandry ich rzemiosła i sekrety talentu.
Potrzebuję ciszy, żeby usłyszeć własne słowa. W takich dekoracjach muzyka jest luksusem.
A cisza jest jak biała kartka papieru, którą można zapisać na wiele różnych sposobów. Ma własną jakość i wymiar, co podkreśla wielu artystów. Można się z niej uczyć i słuchać jej podpowiedzi. Czasem ciszę zakłóca płacz. Niekiedy mój własny.
Płakałam z miłości i poczucia krzywdy. Teraz – częściej z bezsilności. Rosyjska inwazja na Ukrainę trwa już ponad sto dni. Jak długo jeszcze? Nękają mnie obrazy tej wojny. Krzyczą. Coraz bardziej dramatyczne, choć – jak słyszę w radiu – „medialnie zużyte”.
Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W maju ukazała się jej najnowsza książka „Żongler. Romain Gary”. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 r. została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.