Chłopak poznaje dziewczynę na plaży, a wieczorem zabiera ją na randkę do kina samochodowego – i tak im płyną te kalifornijskie wakacje, pełne beztroski, choć czasem zakłuje myśl, że słodka laba zaraz się skończy. 60 lat temu ukazała się płyta „All Summer Long” The Beach Boys, która zdefiniowała romantyczną melancholię końca lata.
Wymienić trzy popowe przeboje, których nie napisali The Beach Boys, ale należy im się parę dolarów za symboliczne współautorstwo? Proste! „Espresso” Sabriny Carpenter, „As It Was” Harry’ego Stylesa, „Summertime Sadness” Lany Del Rey. Carpenter swój rześki hit ilustruje teledyskiem w stylu retro, z kadrami jak z okładek pierwszych płyt zespołu. Plaża, spalone słońcem ciała, surferzy, brakuje tylko oldschoolowego motocykla, o którym Brian Wilson i Mike Love – liderzy kalifornijskiej grupy – śpiewali w piosence „Little Honda”. Harry Styles z powodzeniem uprawia wyrafinowany pop, którego prekursorami byli The Beach Boys, zmyślnie operujący kontrastem pomiędzy urokliwą melodyką i barokową produkcją. A Lana Del Rey w nostalgicznej balladzie „Summertime Sadness” chwyciła to, co niemal nieuchwytne – czające się pod skórą przeczucie końca, wyraźne, choć nienazwane.
U The Beach Boys pojawiło się ono po raz pierwszy właśnie na płycie „All Summer Long”, uznawanej za jeden z pierwszych koncept albumów w dziejach, czyli płyt, które opowiadają spójną historię, niesie je konkretny temat przewodni. W połowie lipca 1964 roku, gdy wyszedł album, kalifornijskie lato dopiero nabierało rozpędu, ale zespół, który do tej pory nagrywał wesołe, energiczne numery o surfingu i samochodach, wreszcie wydał płytę uczciwie dekonspirującą ułudę permanentnej zabawy. „All Summer Long” to płyta przyjemności i wyzwań, uskrzydlających miłości i druzgocących zdrad, a ten wyczuwany w kilku piosenkach lęk przed końcem wakacji jest przecież metaforą strachu przed dorosłością. „All Summer Long” dokumentuje moment przejścia – przemiany z dzieciaka, który nic nie musi, w dorosłego, którego przygniata codzienność. Melancholię tego albumu można dziś czytać jako świadectwo profetyzmu wrażliwych artystów. W początku lat 60. młodzi ludzie w USA spełniali swój sen o wolności – od emancypacji seksualnej, po swobodę wyboru, którą daje polityczna stabilizacja. Kilka lat później z tego snu brutalnie wybudzała ich eskalacja działań wojennych w Wietnamie i seryjne morderstwa dokonywane przez sektę Charlesa Mansona. Płyta „All Summer Long” wieszczyła koniec jakiejś epoki. Czy to było ostatnie takie niewinne lato?
Cały tekst znajdziecie w podwójnym, lipcowo-sierpniowym wydaniu magazynu „Vogue Polska” z dodatkiem „Vogue Polska Travel”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.