Do dziś mam w pamięci obraz mamy szykującej się do wyjścia w połowie lat 80. Na toaletce stały perfumy Raffinee i flakonik Poison od Christiana Diora. Ona, ubrana w garsonkę o watowanych ramionach i wąskiej jak liana talii, układała przed lustrem bujne włosy spryskane toną lakieru. Prawdziwe więcej znaczy więcej – mówiła za kulisami jesienno-zimowego pokazu Victoria Beckham. To proces strojenia się, przebieranek, przeobrażania się za pomocą mody był zresztą punktem wyjścia jej kolekcji, w której – z dziecięcą odwagą – perfekcyjne krawiectwo zrównoważyła dekonstrukcją. Monochromatyzm przełamała kwaśnymi pastelami, a fantazyjne sukienki z jedwabiu (konstruowane na zasadzie patchworku, zdobione asymetrycznymi plisami, wyrazistymi printami czy pióropuszami) – treściwą garderobą: marynarkami o szerokich ramionach czy spodniami zaprasowanymi w ostry jak brzytwa kant. – Zależało mi na eklektyzmie, ale i dobrej zabawie. Chciałam znów poczuć się jak mała dziewczyna buszująca w szafie mamy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.