Sto lat temu Józef Piłsudski jednym podpisem zagwarantował Polkom czynne i bierne prawo wyborcze. Marta Dzido i Piotr Śliwowski postanowili tę rocznicę uczcić filmem „Siłaczki” o polskich sufrażystkach.
Siostry, do kin! Czas docenić nasze prababki. Na ekrany wchodzi właśnie film Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego „Siłaczki”, dzięki któremu możemy prześledzić historie polskich surfrażystek. To one wywalczyły dla swoich rodaczek, córek, ale i dla nas, prawo do głosowania i kandydowania. To dzięki nim Polki były w światowej awangardzie. Prawa wyborcze uzyskałyśmy przecież przed Szwedkami, Brytyjkami i Francuzkami.
Znacie nazwiska polskich surfrażystek? Wiecie, jak wyglądała walka naszych prababek o to, by mogły głosować i kandydować? Co zrobiły, by ich głos był brany pod uwagę w dyskusjach o kształcie tworzonego właśnie państwa? Jakie poniosły ofiary? Co zyskały, a co straciły?
Termin „stulecie uzyskania praw wyborczych przez Polki” słyszymy w ostatnich tygodniach z obu stron scen politycznej. Polska ma sto lat i Polki od stu lat mają czynne i bierne prawo wyborcze – to wiemy. Ale jedyne nazwisko, o jakim przy tej okazji w przestrzeni publicznej słyszymy, to Józef Piłsudski. Rzeczywiście, to on 28 listopada 1918 roku podpisał dekret Naczelnika Państwa o ordynacji wyborczej do Sejmu. Dokument ten ustanawiał, że „wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel Państwa bez różnicy płci”, a także „wybieralni do Sejmu są wszyscy obywatele(lki) posiadający czynne prawo wyborcze”. Nie ulegajmy jednak złudzeniu, że marszałek czynne i bierne prawo wyborcze Polkom podarował. Nie dał im go również Ignacy Daszyński, którego rząd nie zdążył wprowadzić zmian w prawie wyborczym, choć de facto je przygotował. Przed Polkami prawo wyborcze w mniejszym lub większym zakresie uzyskały mieszkanki 14 państw w Europie, Australii, Nowej Zelandii i Kanadzie. Wszędzie – również w Polsce – musiały sobie je wywalczyć.
Marta Dzido i Piotr Śliwowski postanowili opowiedzieć o „siłaczkach”, które musiały walczyć z patriarchalnym przekonaniem, że głos kobiety w żadnej sprawie nie jest nadmiernie istotny. Zupełnie nie dziwi, że to właśnie ta para zdecydowała się nakręcić fabularyzowany dokument „Siłaczki” opowiadający o polskich sufrażystkach. Wcześniej stworzyli już „Solidarność według kobiet”, film przypominający nazwiska tych Polek, których zaangażowanie, moc i mądrość wpłynęły na zmianę realiów politycznych w naszym kraju. Historia wygumkowała je skutecznie, więc nie pamiętamy nazwisk wielu z nich. Zupełnie tak samo jak nie pamiętamy o tych, dzięki którym możemy głosować, uczyć się, studiować. Wybierać życie, które chcemy przeżyć. Pamiętamy o „ojcach narodu”, ale gdzie są nasze matki?
Aż trudno uwierzyć, że ta historia czekała na opowiedzenie aż sto lat. Przecież jest tu wszystko:rodzenie się świadomości, bunt, przekonanie do swoich racji, pasja. A także ważenie, co ważniejsze: funkcjonowanie państwa, czy podstawowe prawo do decydowania o sobie połowy jego obywateli. Brzmi jak scenariusz na hollywoodzką superprodukcję.
Reżyserzy „Siłaczek” zdecydowali się na formę fabularyzowanego dokumentu. Film przedstawia prawdziwą historię, skupiając się na wydarzeniach z przełomu XIX i XX wieku. Wtedy wizja marszałka Piłsudskiego podpisującego dekret nadający kobietom prawa wyborcze była jeszcze bardzo odległa. To był czas przekonywania, tłumaczenia, walki na argumenty. W filmie zobaczymy historię Marii Dulębianki, którą znamy dzisiaj raczej jako życiową partnerkę Marii Konopnickiej, a nie działaczkę. Jako zaangażowana w działalność polityczną aktywistka w 1908 roku zdecydowała się na ciekawy performans. Zorganizowała kampanię wyborczą przed wyborami do Sejmu Galicyjskiego, uzyskała potrzebne poparcie, ale jej kandydaturę odrzucono ze względu na płeć. W „Siłaczkach” gra ją Maria Seweryn w krawacie, męskiej kamizelce i binoklach. Klara Bielawka wciela się w „papieżycę feminizmu”, czyli Paulinę Kuczalską-Reinschmit, założycielkę i wydawczynię pisma „Ster”, które poświęcone było prawom kobiet. Z kolei Martę Ojrzyńską zobaczymy w roli Justyny Budzińskiej-Tylickiej, lekarki, socjalistki, działaczki społecznej, która propagowała w Polsce wiedzę o kobiecym zdrowiu, a w okresie międzywojennym wspierała Tadeusza Boya-Żeleńskiego i Irenę Krzywicką w Poradni Świadomego Macierzyństwa. Kazimierę Bujwidową zajmującą się prawem kobiet do edukacji (zakładała szkoły, świetlice, czytelnie) zagra natomiast Marta Kondraciuk.
Sądzicie, że misja feministek w Polsce się zakończyła? Jednym z postulatów, o który nasze walczyły prababki, było zrównanie pensji pracownic i pracowników na tych samych stanowiskach. Nie udaje się to nawet nam, ich prawnuczkom. Całe dwudziestolecie międzywojenne Boy i Krzywicka lobbowali o prawo do wyboru. Niektóre argumenty, których używali, pokrywają się z tymi, które w debacie publicznej pojawiają się dzisiaj.
Uważacie, że świat nie potrzebuje już sufrażystek? Mieszkanki Arabii Saudyjskiej mogą korzystać z prawa wyborczego dopiero od trzech lat. Żebyśmy o tym nie zapomnieli, Marta Dzido i Piotr Śliwowski umieścili swoje bohaterki we współczesnych realiach. Bujwidowa, Kuczalska-Reinschmit i Dulębianka spacerują po współczesnej Warszawie i Krakowie. Nie budujemy dekoracji, nie odtwarzamy zamkniętej historii, nie przestajemy być czujne.
Zobacz zwiastun filmu:
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.