
Mają po dwadzieścia kilka lat, studiują na jednej z najbardziej prestiżowych uczelni na świecie, być może po dyplomie nie wrócą już do Polski. Kiedy zobaczyli zdjęcia z manifestacji w obronie praw kobiet w swoim rodzinnym kraju, zareagowali spontanicznie. Zorganizowali własny protest i napisali otwarty list.
– Przez cały ostatni tydzień czułem gniew – mówi Kacper, który razem z koleżankami, Basią, Olgą, Marią i Laurą, zorganizował pikietę. Stojącą, bo na taką formę protestu pozwala brytyjskie prawo bez uprzedniego zgłaszania władzom. Wszystko wydarzyło się spontanicznie. Dyskusja w zamkniętej grupie w mediach społecznościowych, wydarzenie założone na Facebooku a później list otwarty dostępny online i wiadomości rozesłane do garstki znajomych. Następnego dnia na trawniku, w środku zabytkowego angielskiego kampusu, zebrała się grupa studentów. Mieli przygotowane wieszaki i hasła wypisane na transparentach. Nie bali się głośno skandować.

– Kiedy zgromadziło się więcej ludzi [ok. 50 – przyp. red.], ustawiliśmy ich w rzędy po sześć osób. Trzymaliśmy się „rule of six” - prawa, które nakazuje, żeby w trakcie pandemii nie spotykać się na zewnątrz w grupach powyżej sześciu osób. Przestrzegaliśmy zasad dystansu społecznego i dołożyliśmy starań, żeby wszyscy mieli na sobie poprawnie założone maseczki – opowiada Olga.

Symboliczny protest był dla nich bardzo ważnym gestem wsparcia. – Mogłam wyrazić solidarność z kobietami w Polsce, z moją mamą, siostrami i przyjaciółkami, które codziennie wychodzą na ulice polskich miast, a mnie z nimi nie ma – mówi Laura. Kacper nie ukrywa, że osobom postronnym ich działanie mogło wydawać się dziwne. – Skandowanie „My body, my choice” wydaje się nieco trącić myszką w Anglii, gdzie kwestia aborcji nie wywołuje już większych kontrowersji. Z drugiej strony, często odnoszę wrażenie, że ludzie na zachodzie nie zdają sobie sprawy z sytuacji w Polsce, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i społecznym. Zaskakuje ich, że musimy walczyć o tak podstawowe rzeczy jak prawo do aborcji. My też już trochę się temu dziwimy.

Podobne artykuły Infolinia ratuje kobietyBasia CzyżewskaNarażenie się na niezrozumienie albo komentarze okauje się jednak drugorzędne, bo do głosu dochodzą własne doświadczenia, które budują poczucie misji. – Zdaję sobie też sprawę, że moim obowiązkiem jako osoby nieheteronormatywnej, która otrzymała dużo wsparcia, przede wszystkim od kobiet, jest odpłacić podobną energią i oddaniem dla sprawy każdej z wykluczonych grup – mówi Kacper. A Basia dodaje: – Manifestowanie pozwala wylać z siebie żal. Przynosi ulgę, ale niepełną. O pełnej będę mogła mówić, gdy postulaty strajku zostaną spełnione.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.