Jak przejść przez świat w kryzysie, gdzie szukać nadziei? Pytamy dziś sami siebie i takie pytania padają na tegorocznym Festiwalu Nowe Epifanie. Religie oraz ideologie nie dają już przekonujących odpowiedzi. Młody reżyser teatralny, Tomasz Fryzeł, sięga po nieco zapomniany film Bergmana „Goście Wieczerzy Pańskiej”, by swojej scenicznej realizacji tej historii opowiedzieć o konfrontowaniu się z pustką, niepewnością, rozpadem.
Pozwolisz, że zacznę od krótkiego wstępu. Uważam, że z bogatego dorobku Ingmara Bergmana najlepiej starzeją się i najbardziej rezonują z naszą „postnowoczesnością” te spośród jego filmów, które dotyczą międzyludzkich napięć, rodzinnych uwikłań i psychoanalitycznych splątań. Jak choćby świetny miniserial HBO „Sceny z życia małżeńskiego” z Oscarem Isaakiem i Jessicą Chastain, na podstawie klasycznej bergmanowskiej historii o miłości i rozpadzie związku, czy spektakl Mai Kleczewskiej w warszawskim Teatrze Powszechnym inspirowany obrazem „Twarzą w twarz”. Tymczasem film „Goście Wieczerzy Pańskiej” z 1962 roku to opowieść z nurtu przyblakłych już zmagań szwedzkiego mistrza z „milczeniem Boga”. Dziś jesteśmy świadkami rozpadu narracji chrześcijańskiej, Kościół katolicki jako jej nośnik jest właściwie skompromitowany, duchowości szukamy gdzie indziej, po co więc sięgasz po tę historię teraz?
Tym, co u Bergmana wydaje mi się żywo wibrujące w naszej aktualności, nie jest pytanie o obecność czy nieobecność Boga, lecz o nadzieję. Zgadzam się, że w filmie jest wiele rzeczy, które na poziomie konkretu nie spotykają się ze współczesnością, choćby samo pompatyczne sformułowanie o „milczeniu Boga”. Jednak w scenariusz twórca wpisał przede wszystkim czwórkę pełnokrwistych postaci, zanurzonych w zmaganie z obrazem świata rozpadającym się na ich oczach. Czy nie brzmi to znajomo? Dlatego razem z moimi współpracownikami i aktorami myślimy o tej historii poza kontekstem chrześcijańsko-religijnym, protestanckim czy katolickim. Najciekawsze jest mocowanie się tych ludzi z sytuacją, w której coś, co budowało ich poczucie sensu, ich obraz rzeczywistości, zniknęło. Tym czymś może być Bóg, ale też wiara w sens wykonywanego zawodu czy relacji międzyludzkich. Co robi człowiek, który musi skonfrontować się z pustką po nadziei – wokół tego tematu krążą bohaterowie.
Kim są? Jak się mają do bergmanowskich pierwowzorów?
W adaptacji skoncentrowaliśmy się na czwórce głównych protagonistów. Pastora Tomasa gra Mariusz Bonaszewski, jego kochankę, odtrąconą przez niego Martę – Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, złamanego kalectwem i samotnością Algota – Wojtek Kalarus, a w postać Jonasa, który nie umie pogodzić się z wszechobecną przemocą, wojną, wizją atomowej zagłady – wciela się Marek Kalita. Jonas przychodzi po pomoc do Tomasa i nieważne, że prosi o nią pastora, ważne, że tej pomocy nie dostaje. Być może nie może jej dostać. To, co jest najbliższe naszej współczesnej kondycji, zawiera się właśnie w postaci Jonasa. Człowieka, który widzi, że wojna już tu jest. Katastrofa wdziera się w nasz świat i my, jak Jonas, nie możemy zaakceptować kataklizmu, czy to na poziomie politycznym, ekologicznym, czy międzyludzkim. Nasz bohater nie może też znaleźć słów, które mogłyby mu tę rozpadającą się rzeczywistość opowiedzieć na nowo. Podobnie, jeśli chodzi o postać pastora – dla mnie ważniejsze od tego, że traci wiarę w Boga, jest to, że traci wiarę w pewną narrację o świecie, która mu tę rzeczywistość spajała.
Myślę, że wielu z nas czuje dziś podobnie – przeżywamy rozpad naszych opowieści i gwałtownie szukamy czegoś, czego można się złapać, kiedy ziemia usuwa się spod nóg. Czego się nie tknąć – od klimatu po ekonomię – zieje otchłań, o której mówi tegoroczny temat festiwalu „Nowe Epifanie”, zaczerpnięty z psalmu XLI w tłumaczeniu Wiktora Gomulickiego: „Otchłań przyzywa otchłań – więc nawałnicą wściekłą / Na moje serce spadło udręczeń całe piekło”. Myślisz, że w tej postbergmanowskiej historii jesteście w stanie znaleźć, razem ze swoimi bohaterami, jakieś światełko, którego potrzebujemy? Jak żyć, panie Ingmarze? Jak żyć, panie Tomaszu?
Wszyscy bohaterowie sztuki zadają sobie to pytanie. Przeprowadzamy ich przez radykalną, gwałtowną utratę wizji ich świata. Obserwujemy w sytuacji, kiedy zostają tylko fragmenty i strzępy ich tożsamości. Na próbach zastanawiamy się, gdzie jest moment, w którym zaczynamy wyobrażać sobie przyszłość. I czy możemy wyobrazić sobie dziś coś poza katastrofą? Jonas nie jest w stanie. To żaden defekt, takie jest jego doświadczenie i doświadczenie wielu z nas obecnie. Tomas punkt zaczepienia znajduje w innych ludziach, a także uczy się akceptować rzeczywistość taką, jaka po prostu jest – w jej tragizmie, rozkładzie – i taką, w jakiej on może działać. W tym wszystkim wydaje mi się kluczowe właśnie poczucie sprawczości.
Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, dla wielu jedyną ulgą było właśnie działanie: podanie ręki potrzebującemu, zrobienie kanapki głodnemu, przyjęcie do domu uchodźcy.
Mam poczucie, że „Goście Wieczerzy Pańskiej”, ta mikro wspólnota, może być takim modelem społeczeństwa. Myślimy o tym spektaklu jako o swego rodzaju matrycy doświadczania, którą można wypełniać swoimi małymi lub większymi otchłaniami, utraconymi i poszukiwanymi nadziejami. Istotny jest dla nas medytacyjny rytm przedstawienia oraz przyglądanie się kondycji ludzi, którzy funkcjonują w pustym miejscu po nadziei. Kiedyś coś było, teraz zostały ślady, resztki, po których wędrujemy.
Zobaczymy aktorów na pustej scenie?
Nie, ale scenografia jest bardzo minimalistyczna. Może się kojarzyć z białą zastawką teatralną, z opustoszałym kościołem pozbawionym znaków religijnych, ze skandynawskim pejzażem. Razem ze scenografką Anną Oramus chcemy, by elementy dekoracji nie niosły mocnych inscenizacyjnych skojarzeń. Zaplanowaliśmy postawienie w centrum bryły, która będzie przyjmowała znaczenia, a nie projektowała ich na widza. Do tego autor adaptacji, Piotr Froń, tak zbudował tekst sceniczny, że postaci dramatu mają możliwość nie tylko uczestniczenia w zapisanych scenach, ale też spojrzenia na nie z zewnątrz, przyglądania się swoim odczuciom w obrębie tych sytuacji. Spektakl konstruujemy na zasadzie powidoków, pozostałości, wspomnień. Nie wiadomo, czy to się dzieje teraz, czy jest wizją lokalną wydarzeń z kiedyś. Być może to tylko konstrukty; nieobecne na scenie postaci, o których opowiadają aktorzy. Wyciągnęliśmy to z tego, co było zapisane u Bergmana, ale i z kontemplacji filmu, który oglądaliśmy wspólnie z aktorami. Gotowy scenariusz Piotra ewoluował w spotkaniu twórczym.
Jako reżyser dopiero zaczynasz, masz za sobą kilka spektakli: „Bezpieczne miejsce” i „Tajemniczy ogród” w teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie, „Milczenie. O Ewie Demarczyk” w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pracujesz z równie młodymi realizatorami, których przyciągnąłeś do tego projektu. Ale tym razem dostaliście wspaniałe instrumentarium w postaci aktorów „od Warlikowskiego”, ludzi z ogromnym dorobkiem, w przypadku niektórych także reżyserskim. W jakim stopniu była to dla ciebie wygodna sytuacja?
Nie bałem się, jeśli o to pytasz, byłem podekscytowany. Powstała sytuacja, w której bardzo doświadczony zespół aktorski spotyka się z zespołem realizatorskim na początku drogi. Każda strona wniosła swoją energię, wymieniamy się nią i to sprawia, że praca jest bardzo intensywna, zaskakująca.
Czym jest dla ciebie teatr? Czego w nim szukasz, co znajdujesz?
Najciekawsze jest chyba opowiadanie postaci, a nie koncentracja na zdarzeniach. Taki teatr mnie pociąga i taki miałem dotąd przyjemność i możliwość robić. Teatr, który staje się niemal pustym ekranem, na który widz może projektować swoje emocje i przeżycia.
Mam problem z mocnymi tezami i wyrazistymi gestami wizualnymi w teatrze. Wolę myśleć, że po prostu kilka osób na scenie i grupka realizatorów spotyka się z takimi samymi ludźmi na widowni. Fascynuje mnie to, że będąc publicznością, można sobie pozwolić na własne emocje i afekty, że można się im przyglądać tu i teraz w zetknięciu ze światem scenicznym. Dlatego lubię tworzyć taką przestrzeń, gdzie widz może się czuć komfortowo ze swoimi reakcjami.
Bycie w świecie sztuki, kultury jest dziś trudną pozycją, zwłaszcza dla kogoś, kto zaczyna swoje życie zawodowe. To nie jest miejsce, gdzie łatwo można osiągnąć bezpieczeństwo materialne, bo świat mówi do nas głównie językiem kasy, transakcji, twardej ekonomii. Tymczasem kultura nie ma teraz lekko w Polsce, jest w ogromnym kryzysie, nieistotna dla decydentów, chyba że w kontekście propagandowym. Co ci daje nadzieję w tej pracy? Chodzi też przecież o zwykłe sprawy – jak płacić rachunki, gdzie mieszkać, czy stać cię na to, by założyć rodzinę, jeśli chcesz ją założyć?
Zgadzam się z tym, co mówisz o trudnościach instytucjonalnych, finansowych, organizacyjnych. Ale wszystko, co jest organizacyjne, ekonomiczne, instytucjonalne, jest także treścią naszej pracy, procesu, który wpływa na ostateczny sceniczny wynik. I ja lubię myśleć o tym tak, że wszystkie te rzeczy służą jednak jakiejś utopijnej przestrzeni. Nie chodzi o to, że jestem gotów „wszystko poświęcić w imię sztuki”, ale tym, co daje mi siłę, jest możliwość wyobrażania sobie innej rzeczywistości, innych systemów pracy, innych organizacji społecznych. Teatr na to pozwala, bo mówi nie tyle o tym, co istnieje, ile o tym, co jest możliwe. A żeby coś zmienić, trzeba sobie najpierw to wyobrazić, skomunikować się z własną emocją wobec tego. I teatr przy wszystkich wielkich ograniczeniach instytucjonalnych, ekonomicznych i tym podobnych w jakiś perwersyjny i paradoksalny sposób daje taką możliwość.
„Goście Wieczerzy Pańskiej”, reżyseria Tomasz Fryzeł, Nowy Teatr w Warszawie, premiera: 24 lutego 2023, 19.00.
Nowe Epifanie to wielkopostny festiwal o charakterze interdyscyplinarnym (teatr, muzyka, performance, sztuki wizualne, kulinaria, dyskusje), odbywający się w Warszawie od 2008 roku. Podstawowym celem imprezy jest poszukiwanie nowych, współczesnych „epifanii piękna" oraz inicjowanie twórczego, krytycznego dialogu artystów z tradycyjną sztuką religijną. W tym roku oprócz premiery „Gości Wieczerzy Pańskiej” w programie są: spektakle „Tęsknica” Pameli Leończyk w warszawskim Teatrze Powszechnym i „Arianie” Beniamina Bukowskiego w Komunie Warszawa, muzyczne „Pieśni z otchłani” w wykonaniu Adama Struga, performance „Heretyczki” w galerii Prześwit, program warsztatowo-kulinarny pod kuratelą Moniki Kuci.
Więcej o tegorocznym programie festiwalu:
https://noweepifanie.pl/festiwal.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.