Wcale nie jest to prosta lektura, choć tytuł książki Cristiny Morales „Lektura uproszczona” jest trafiony w punkt. Powieść Morales to petarda feministyczno-anarchistyczno-antysystemowa, zarówno pod względem fabuły, jak i formy literackiej. Z każdą stroną ciśnienie się podnosi, a źrenice rozszerzają.
To czwarta powieść hiszpańskiej pisarki, ale pierwsza (WRESZCIE, bo w oryginale wyszła w 2018 roku!) przełożona na polski. Książka została nagrodzona prestiżowymi Premio Herralde i Premio Nacional de Narrativa i stała się bestsellerem w Hiszpanii. Autorka, urodzona w 1985 roku w Granadzie, mieszka w Barcelonie, ukończyła prawo i nauki polityczne, współtworzyła grupę tańca współczesnego Iniciativa Sexual Femenina, jest także związana z zespołem punkowym At-Asko.
Zacznę od fabuły i bohaterek. To opowieść o życiu czterech spokrewnionych ze sobą kobiet pod jednym dachem mieszkania tzw. chronionego, bo przydzielonego przez państwo w ramach programu integracji osób z niepełnosprawnością intelektualną. Kuzynki zajmują lokal „numer 2 na pierwszym piętrze przy Plaza Carmen Amaya 1 w dzielnicy Barceloneta” w Barcelonie, widok z balkonu rozciąga się na morze. Àngels – „najmniej niepełnosprawna z całej czwórki to ta, która ogląda najwięcej telewizji, ma najnowocześniejszy telefon i marne czterdzieści procent niepełnosprawności, co odpowiada również marnej rencie w wysokości stu osiemdziesięciu dziewięciu euro miesięcznie. (…)”. Patricia – „druga niepełnosprawna, która ma pięćdziesiąt dwa procent uszczerbku, trzysta dwadzieścia cztery euro renty”. Marga – „trzecia pod względem najmniejszej niepełnosprawności jest najcichsza ze wszystkich, ma najmilszy wyraz twarzy i łyka najwięcej tabletek, bo psychiatra powiedziała, że oprócz niepełnosprawności ma też depresję z powodu niepełnosprawności, bo któregoś dnia Marga (sześćdziesiąt procent, czterysta trzydzieści osiem euro) (…) zdała sobie nagle sprawę, że jest opóźniona umysłowo, tak samo jak jej trzy współlokatorki, i właśnie to odkrycie, zdaniem psycholożki, tłumaczyło, dlaczego Margarita ciągle masturbowała się po kątach”. Tylko Nati, czwarta z kobiet, „ta najbardziej niepełnosprawna ze wszystkich od czasu do czasu pomaga pogrążonej w depresji Margaricie”, choć sama cierpi na tak zwany zespół bramkowy (siedemdziesiąt procent, tysiąc sto osiemnaście euro).
Państwo, które przyznaje i określa stopień niepełnosprawności oraz przydziela lokale i renty, nie spuszcza z oka swoich podopiecznych. Każdy wydatek musi być rozliczony, na każdy zakup musi być faktura. Jeśli na przykład któraś ma ochotę na piwo, prosi, by sprzedawca na rachunku wpisał colę. Wyznaczona do opieki psycholożka regularnie, co nie znaczy, że wcześniej się zapowiadając, odwiedza mieszkanie numer 2 na pierwszym piętrze przy Plaza Carmen 1, przeprowadza wywiady, sugeruje aktywności, na przykład udział w zebraniach samorzeczników czy taniec w przypadku Nati albo pisanie w przypadku Àngels. Mimo oddechu państwa na karkach bohaterki nie dają się obedrzeć z własnej godności, chronią swoje prawa do wolności i samodecydowania o własnym losie. Każda ma na to swój sposób.
Wolność w tańcu, wolność w pisaniu
Każda z nich sama opowiada o swoim sposobie, bo Morales wszystkie czyni równymi narratorkami, dowodząc tym swojego wielkiego literackiego talentu. Bowiem każda narracja prowadzona jest w zupełnie innym języku, innej formie, ma inną temperaturę. Choć tak samo wbijają w fotel czy kanapę, w zależności, gdzie czyta się tę powieść. Na stojąco w autobusie nie polecam, bo nogi mogą się ugiąć.
Próbkę narracji Margi przytoczyłam wyżej, a pochodzi z podania o pilne zeskłotowanie dostępnego lokalu – nie szkodzi, że znajduje się w ruderze z przeciekającym dachem – adresowanego do anarchistycznego Kolektywu Sants. Marga podpisuje się pod podaniem pseudonimem ze względów bezpieczeństwa.
Nati najlepiej odnajduje wolność w tańcu: „tańcząc przez całe popołudnie jak pijana kaczka, trochę się otrząśniesz z gówna, jakim jest bycie obiektem badań na potrzeby rynku edukacyjnego i farmaceutycznego” – mówi Ibrahimowi, z którym ma tańczyć w parze. A gdy Ibrahim nie rozumie, Nati wyjaśnia dalej: „Taniec jest trochę mniej opresyjny niż robienie za królika doświadczalnego dla sektora prosocjalnego. (…) Firm i instytucji publicznych, których zadaniem jest dyscyplinowanie nas lekarstwami i dyskursami wychwalającymi demokrację i równość obywateli, między innymi dyskursem kołczingowym, o którym wcześniej mówiliśmy”. Nati jest erudytką, swego czasu przeczytała setki książek, wykładała i robiła doktorat na uczelni, aż pojawił się u niej tzw. zespół bramkowy. Nati, gdy się poważnie wkurzy, a przychodzi jej to dość łatwo, czuje, że tzw. bramki się zamykają i wtedy z jej ust zaczynają wysypywać się słowa uznane przez ogół za ordynarne, obraźliwe, napastliwe, agresywne. Trudno ją wtedy zatrzymać. Nati nazywa siebie „bękartystką z bagażem bowarystycznym” – a co za tym określeniem idzie – jak sama tłumaczy – nie uznaje pytań retorycznych, nie uznaje pytań bez odpowiedzi, bo każde pytanie należy kwestionować i z każdym należy się zmierzyć. „Jesteśmy na wskroś antyretoryczne, bo wiemy, że retoryka to język używany przez władzę, żeby odróżniać możliwe od niemożliwego i tworzyć to, co władza nazywa rzeczywistością, i to nam narzucać. Dlatego my, bękartystki, bierzemy figury retoryczne i wysadzamy je w powietrze”.
Àngels pisze swoją historię w komórce, a potem przesyła do edycji na komputer. Gatunek: powieść. Tytuł: „Wspomnienia Maríi dels Àngels Guirao Huertas”. Typ: lektura uproszczona. Autorka: María dels Àngels Guirao Huertas. Każde zdanie jest tu osobnym akapitem. W pierwszym rozdziale między wątki wplata zasady rządzące lekturą uproszczoną:
„W lekturze uproszczonej nie powinno się robić dygresji, bo utrudniają one zrozumienie głównego wątku historii. (…)
Kiedy pisze się lekturę uproszczoną, trzeba też tłumaczyć znaczenie wszystkich słów, których czytelnicy mogliby nie zrozumieć, bo są trudne albo mało znane.
Dlatego teraz powinnam wytłumaczyć, co znaczą zespół łamliwego chromosomu X, zaburzenia behawioralne i lektura uproszczona.
Ale to by były kolejne trzy dygresje.
Dostrzegam tu problem, którego nie da się rozwiązać na podstawie »Wytycznych opracowywania lektur uproszczonych« Sekcji Usług Bibliotecznych dla Osób ze Szczególnymi Potrzebami. (…)
Jako że to ja spisuję tę historię, ja decyduję, co jest ważne, a co jest dygresją”.
Hymn na cześć kobiecych pragnień i queerowej seksualności
W powieści Morales ze wszystkich narracji płynie też opowieść reporterska o sytuacji i statusie osób z niepełnosprawnością intelektualną, o przepisach i ustawach wpływających na ich życia, o działalności wiejskich i miejskich ośrodków skierowanych do tych osób, ale i o kolektywach anarchistycznych, skłotach w Barcelonie i wydawanych w drugim obiegu zinach. Jednak przede wszystkim – cytując słowa wydawcy, Krzysztofa Cieślika – każda narracja składa się na „hymn na cześć kobiecych pragnień i queerowej seksualności”.
Dla mnie najbardziej wstrząsający okazał się „hymn” Patricii, która staje przed sądem w roli świadka w sprawie wniosku „o zezwolenie na sterylizację osób ubezwłasnowolnionych w związku z pozwem wniesionym przez Generalitat de Catalunya przeciwko Margaricie Guirao Guirao”. Patricia zeznaje o Mardze, opowiadając o życiu całej ich czwórki, robi to z czułością, wyobrażam sobie, że gdy mówi, nie zmienia tonu, nie podnosi głosu, ale czuć, że jest rozczarowana: „W mieście rządzonym przez przedstawicielkę nowej polityki [mowa o Adzie Colau, która przez dwie kadencje była burmistrzem Barcelony, przyp. MFS.] my, osoby z intelektualną odmiennością funkcjonalną lub rozwojową, mamy prawo do pełnego, zdrowego i satysfakcjonującego życia uczuciowego i seksualnego, a obowiązkiem instytucji publicznych i prywatnych z naszego sektora jest demontować mity dotyczące naszej seksualności, przygotować opiekunów grup samorzeczników i podnosić społeczną świadomość naszych praw seksualnych i reprodukcyjnych. (…) Tutaj, na każdym spotkaniu samorzeczników, na każdej wizycie psycholożki zapewniano jej edukację uczuciowo-seksualną, która pozwoli jej rozróżnić właściwe i niewłaściwe sposoby okazywania pociągu seksualnego, odróżnić zachowania seksualne albo sposoby wyrażania uczuć właściwe w sytuacjach publicznych od tych, które należą do strefy prywatnej (…). To właśnie staraliśmy się zrobić i zaangażowana była cała rodzina tej Margi”. Ale „pewnego dnia do akcji wkroczyła psychiatra (…). Przyszła i powiedział, że ta Marga ma depresję, i zapisała mojej kuzynce tripteridol w dawce pięćset, czym spowodowała, że cała edukacja seksualna poszła w pizdu. Nie mam pojęcia, dlaczego tych psychiatrów tak pojebało z tym tripteridolem, przepisują go na wszystko. Zaburzenia zachowania? Tripteridol. Schizofrenia? Tripteridol. Depresja? Też tripteridol! Co mają wspólnego pacjent z zaburzeniami zachowania, pacjent ze schizofrenią i pacjent z depresją? Przecież to brzmi jak początek dowcipu”. Tu skończę cytat, choć chciałabym od razu podzielić się całą mową Patricii, ale mam nadzieję, że zachęcam przytaczanymi fragmentami do tej lektury (nie)uproszczonej.
Na koniec muszę wyrazić mój podziw dla tłumaczek powieści, Katarzyny Okrasko i Agaty Ostrowskiej (przypomnę, że właśnie wyszła inna książka, również piekielnie przejmująca, inteligentna i feministyczna, w przekładzie Katarzyny Okrasko, „Wściekłe suki” Dahli de la Cerda, w wydawnictwie Filtry). Bo zadanie miały trudne: znaleźć w polskim język odpowiedni dla każdej z czterech narracji, utrzymać w każdej odpowiedni poziom emocjonalny, odnaleźć się w świecie opisywanym przez Morales. Jest to tak wspaniały przekład, że strona po stronie czułam w ciele wkurw, pot, upał, podniecenie, walkę bohaterek, a jednocześnie ich ogromny wzajemny szacunek. Tę powieść czyta się wszystkimi zmysłami. Może ktoś weźmie przekład Okrasko i Ostrowskiej i zrobi z niego słuchowisko, spektakl?
„Lektura uproszczona”, Cristina Morales, przekład z hiszpańskiego Katarzyna Okrasko i Agata Ostrowska, wydawnictwo ArtRage
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.