Agrippa Hull nie tylko parzył Tadeuszowi Kościuszce litry kawy, ostrzył pióra, ołówki i rysiki, niezbędne do kreślenia planów bitew. Ordynans i generał zaprzyjaźnili się. O czym mogli rozmawiać? O najważniejszych sprawach świata, do czego przekonuje w swojej książce Cezary Harasimowicz.
Duety pchają świat do przodu. Na przykład kobiecy tenis jest dziś nie do wyobrażenia bez sióstr Venus i Sereny Williams. Gdyby nie Don Kichot i jego giermek Sancho Pansa, nie mielibyśmy pojęcia, jak walczyć z wiatrakami. Flip i Flap rozwinęli sztukę rubasznego rechotu z bezrozumnego kopania się po tyłkach. I tak dalej.
W amerykańsko-polskiej historii też mamy wspaniały duet, aczkolwiek w połowie kompletnie nieznany. O Tadeuszu Kościuszce, generale i naczelniku słynnej antyrosyjskiej insurekcji słyszał każdy, kto legitymuje się wykształceniem co najmniej podstawowym albo mieszka przy jednej z wielu ulic lub placów jego imienia. Ale że był człowiekiem świetnie wyedukowanym, znakomicie grał na fortepianie, bardzo dobrze malował i rysował, kochał się nieszczęśliwie w pewnej zamożnej pannie – sam pochodził ze zbiedniałej rodziny szlacheckiej, na najwyższym poziomie uprawiał sztukę inżynierii, wiedzą już dalece nie wszyscy. Jego uwielbienie dla kawy oraz specjalnego sposobu jej parzenia należy już do niezgłębionych tajemnic. Do dzisiaj.
Te i inne sekrety generała odkrywa przed nami Agrippa Hull, zwany Grippim, niezrównany adiutant Kościuszki podczas wojny amerykańskich kolonistów o niepodległość. Nie wiedzą o nim również Jankesi, co pojąć trudno, bowiem Grippi był postacią absolutnie niezwykłą, tak na ówczesną epokę, jak i dzień dzisiejszy, naznaczony ruchem Black Lives Matter.
Hull miał czarną skórę, lecz wyróżniał się pozycją szczególną – w czasach niewolnictwa był człowiekiem wolnym, choć pochodził, jak utrzymywał, od afrykańskiego księcia, który do Ameryki przypłynął w kajdanach, a sprzedawano go i kupowano niczym worek ziemniaków. Wychował się w rodzinie wolnych czarnoskórych chłopów, pracował na roli, zaś do armii walczącej o niepodległość Stanów Zjednoczonych poszedł na ochotnika, wiedziony – tak, tak – amerykańskim patriotyzmem. Służył, nie posiadając broni i porządnych butów; w owych czasach amerykańscy żołnierze często musieli sami zadbać o karabin i przyzwoite odzienie. Agrippa był zbyt biedny, by ponieść tak poważne wydatki.
Kościuszkę poznał przypadkiem, zrazu myśląc, że to jakiś zadzierający nosa Francuz, choć generał, właściciel charakterystycznie zadartego nosa, nigdy go nie zadzierał z poczucia wyższości lub fałszywej miłości własnej. Byli nierozłączni przez kilka lat, wspólnie walczyli w zwycięskiej dla Amerykanów bitwie pod Saratogą, byli razem, gdy Kościuszko bronił West Point nad rzeką Hudson, a potem projektował i budował tam twierdzę, gdzie dzisiaj jest najsłynniejsza akademia wojskowa na świecie. Dotarli aż na amerykańskie Południe, gdzie wszystko opierało się na niewolniczej pracy czarnych i absolutnie nieludzkim, barbarzyńskim wyzysku.
Agrippa nie tylko parzył Kościuszce litry kawy, ostrzył pióra, ołówki i rysiki niezbędne do kreślenia planów bitew oraz inżynierskich szkiców. Nauczył się też pisać i czytać. Szanował Polaka tak bardzo, że bezbłędnie wymawiał jego nazwisko, na którym Amerykanie łamali sobie języki. Był przy Kościuszce podczas jego drugiego pobytu w USA, gdzie trafił na powrót po przegranej insurekcji, wyniszczony ranami i pobytem w petersburskiej twierdzy.
Hull i Kościuszko zaprzyjaźnili się. Ludzie, którzy są ze sobą tak blisko, wiele czasu spędzają na rozmowach. O czym mógł debatować wszechstronnie wykształcony generał z prostym wieśniakiem? O najważniejszych sprawach świata, do czego przekonuje archaizowanym językiem Cezary Harasimowicz w książce „Testament, czyli opowieść o Tadeuszu Kościuszce słowami jego ordynansa, syna afrykańskiego księcia Agrippy Hulla”. A ja mu wierzę.
Choć tak różni, byli ulepieni z tej samej gliny. Nienawidzili niewolnictwa, a Kościuszko dorzucał do tego jeszcze polską pańszczyznę. Rozumieli, że walczy się o „wolność naszą i waszą”, choć ten slogan pojawił się kilkanaście lat po śmierci naczelnika. Byli przejęci ideami Oświecenia, mimo że Agrippa nie wiedział, co to Oświecenie. Traktowali serio hasło francuskich rewolucjonistów o wolności, równości i braterstwie. Myśleniem i postawą wyprzedzali swoją epokę o lata świetlne. Dzisiaj – jestem pewien – również staliby w awangardzie tych, którzy uważają, że ten nasz najpiękniejszy ze światów należy jednak poprawić.
To byli – można przeczytać na każdej stronie książki – naprawdę fajni faceci. Wstyd, by nie mieć pojęcia, jak bardzo fajni.
Cezary Harasimowicz, „Testament, czyli opowieść o Tadeuszu Kościuszce słowami jego ordynansa, syna afrykańskiego księcia Agrippy Hulla”, Wydawnictwo Agora
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.