Restauracja Amator, czyli seksowne omlety serwowane w domowej atmosferze
Gościom, którzy wchodzą do Amatora, mówię: witajcie w domu – Mateusz Sarnowski, czyli Mati Pichci, opowiada nam o kulisach powstawania swojego lokalu, sztuce gościnności i omletach serwowanych do łóżka.
To nie tak, że nagle poczułem się gotowy, by otworzyć własną restaurację. To były raczej zbiegi sprzyjających okoliczności oraz okazje, które postanowiłem wykorzystać – mówi Mateusz Sarnowski, znany szerzej pod swoim instagramowym pseudonimem Mati Pichci. Sześć lat temu wyjechał z Warszawy do Kopenhagi, by rozwijać kulinarną pasję i odbyć staż w tamtejszej restauracji Noma, która do dzisiaj uznawana jest za jedną z najbardziej kreatywnych i progresywnych restauracji na świecie. Po przygodzie z fine diningiem przez kilka lat pracował jako menedżer i kucharz w popularnym Atelier September, które niewątpliwie przyczyniło się do mody na skandynawskie śniadania.
W poszukiwaniu własnego miejsca
Po ponad trzech latach spędzonych w kopenhaskiej kawiarni Frederika Brille Brahe przyszła pora na własne przedsięwzięcia, które pozwoliły Mateuszowi pokazać osobisty styl gotowania, a przy okazji przyniosły mu renomę mistrza klasycznych, przypominających złociste, puchate zawiniątka, omletów.
– Przez cały 2023 rok podróżowałem po świecie i gotowałem na pop-upach oraz różnego rodzaju specjalnych wydarzeniach w Kopenhadze i za granicą, głównie dla marek modowych lub z branży designu. Jednocześnie rozglądałem się po mieście w poszukiwaniu dogodnego lokalu. Podróże wiele mnie nauczyły, jednak zacząłem dochodzić do wniosku, że raczej nie chciałbym spędzić kolejnego roku w drodze, a jednocześnie – zupełnie pragmatycznie – że warto byłoby zainwestować zarobione pieniądze w coś własnego i stałego – opowiada Mateusz. Wreszcie trafił na odpowiednią przestrzeń. – W remoncie pomogli mi znajomi i przyjaciele, nauczyłem się wielu rzeczy, o których wcześniej nie miałem pojęcia, choćby mój przyjaciel Jan Pawlak (współwłaściciel popularnej kopenhaskiej kawiarni i piekarni Seks – przyp. red.) pokazał mi, jak kłaść płytki ceramiczne – wspomina Sarnowski. – Otrzymałem bardzo dużo wsparcia – zarówno psychicznego, jak i czysto praktycznego – od bliskich osób, które od początku mi kibicowały w tworzeniu własnego miejsca. Bo, umówmy się, otwarcie własnej knajpy to chyba najgorszy pomysł, na jaki można wpaść – dodaje pół żartem, pół serio Mateusz.
Spotkania przy wspólnym stole
Drzwi lokalu otworzył wiosną 2024 roku. Nazwa wymalowana prostą czcionką na wychodzącej na ulicę witrynie głosi – nieco przewrotnie – „Amator”. – To słowo wywodzi się z łaciny i oznacza pasjonata, entuzjastę, miłośnika. To taka osoba, która nie jest zawodowcem. Wszystkie te znaczenia idealnie do mnie pasują – gotowanie i dzielenie się jedzeniem są moją pasją, sposobem życia. Ale jednoczenie nie mam kierunkowego, profesjonalnego wykształcenia, jestem samoukiem, który miał okazję trafić do miejsc i na ludzi, którzy pozwolili mi rozwijać umiejętności. W gotowaniu kieruję się intuicją, ale dzisiaj mam już solidny warsztat, który pozwala mi osiągnąć pożądane rezultaty – wyjaśnia twórca lokalu. O Amatorze nie mówi „kawiarnia” czy „restauracja”, ale raczej hjemme spisested, co z duńskiego można przetłumaczyć jako „domowa jadłodajnia”.
Spotkania przy wspólnym stole, towarzysząca im atmosfera i dynamika interakcji, ale również domowa estetyka stanowiły naczelne inspiracje w tworzeniu przestrzeni Amatora. – Od lat przyjaźnię się z Adamem Wiercińskim, architektem i założycielem wiercinski-studio. Poza tym, że cenię jego profesjonalne realizacje, to bardzo podoba mi się jego prywatne mieszkanie. Jego gust i estetyka są mi bardzo bliskie i właśnie tak widziałem wnętrza Amatora. To taka współczesna ponadczasowość – z jednej strony wyraziste linie, proste kształty, surowy beton, a z drugiej – miękkie tkaniny w naturalnych barwach, przytulne drewno, plamy ciepłych kolorów, pojedyncze, osobiste dodatki. Adam wyznaczył ramy, które potem wspólnie uzupełniliśmy detalami. Zależało mi, by to poczucie domowości wybrzmiało właśnie w akcentach, akcesoriach, by rodziło się w podświadomości gości. Stąd wazon z kwiatami na taborecie, ustawione tu i ówdzie książki, które mnie ukształtowały, zdjęcia mojej rodziny, szafeczka z winylami, wśród których są i Niemen, i Chopin. Ale tych dodatków nie ma zbyt wiele, bo cenię sobie minimalizm, w nim najlepiej mi się żyje i pracuje – podkreśla Sarnowski.
Na regałach wiszących na ścianach stoją ustawione w rzędach ręcznie robione kubki z pracowni Magdy Jugo oraz dzbanki z kopenhaskiego studia Niko June. Na kuchni w gotowości czekają żeliwne naczynia Le Creuset w kolorze ciepłej żółci – przywołujące na myśl słynne Mateuszowe omlety.
Witaj w domu
Granica między kuchnią, w której niemal codziennie można zobaczyć Mateusza, oraz częścią jadalną właściwie nie istnieje, co skraca dystans między gośćmi a zespołem kuchni, jak również zachęca do interakcji. – Zachodzących do Amatora gości często witam słowami „welcome home”, czyli „witaj w domu” – i to od razu ustawia całą dynamikę sytuacji. Czasem takie powitanie budzi pewne zaskoczenie, ale szybko nabiera sensu w kontekście stylu tego miejsca – mówi Mateusz Sarnowski.
Jeszcze przed oficjalnym otwarciem Mateusz zrealizował w Amatorze pop-up dla marki meblarskiej Reframed, podczas którego podawał swoje słynne omlety gościom do… łóżka ustawionego w środku sali. – Choć łóżko już oczywiście zniknęło, to filozofia śniadania do łóżka, jako szczególnie serdecznej gościnności, pozostała bez zmian. Zawsze najważniejsze są u nas komfort i samopoczucie gości – podkreśla. Dla Mateusza Sarnowskiego jedzenie to jedynie pretekst, by usiąść przy wspólnym stole. – Dlatego na naszych drzwiach widnieje napis „join our table”. I nawet gdy jest zamknięte, to na jego tle zobaczysz czekający na ciebie stół. To zaproszenie, by wpaść następnym razem na omlet.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.