Karolina Wasielewska pisze o tym, jak dużo powinno się zmienić w piłce nożnej kobiet. – Myślę, że jest to dyscyplina traktowana jako zamknięty świat facetów, do którego kobiety nie powinny mieć wstępu – mówi. Przypomina, że futbol od lat 20. ubiegłego wieku rozwijał się tak samo w przypadku zawodników i zawodniczek, dopóki tym drugim nie zakazano grać.
Grałaś kiedyś w piłkę?
W dzieciństwie, amatorsko tak, jako dorosła kobieta nie. Ale odkąd dowiedziałam się o istnieniu kobiecej piłki, uważnie ją śledziłam. Kilkanaście lat temu nie było to łatwe: telewizja nie emitowała nie tylko meczów ligowych, lecz także rozgrywek reprezentacji. Poza tym bardzo szybko dowiedziałam się o istnieniu straszliwego hejtu na kobiecą piłkę. Natychmiast pojawiły się we mnie sprzeciw oraz mnóstwo pytań: „Kobiety faktycznie grają gorzej? Czy może po prostu inaczej?”.
No i?
Mogę powiedzieć, że piłka kobieca w ostatnich latach bardzo się sprofesjonalizowała. Wiele osób, które wcześniej pracowały z mężczyznami w dobrych, dużych piłkarskich firmach, dziś pracuje z kobietami, ale kobiet na stanowiskach trenerskich i menedżerskich wciąż jest za mało. Myślę, że menedżerka, która sama była piłkarką, jest na wagę złota, ponieważ na własnej skórze doświadczyła wszystkich deficytów, wie, czego dziewczynom brakuje. I dzięki temu może negocjować lepsze warunki.
W twojej książce „Polka gola! O kobietach w futbolu” jest scena, w której jeden z trenerów próbuje wywalczyć lepsze warunki dla swojej drużyny, a dziewczyny zarzekają się, że to niepotrzebne.
To Miłosz Stępiński, świetny facet, naczelny feminista tej książki i jedyna osoba, która w rozmowie ze mną użyła słowa patriarchat. On twierdzi, że dziewczyny tak długo były spychane do narożnika, że teraz mają odruch, żeby niczego się nie domagać. Nie chcą, żeby o nich mówiono: „Nie potrafią grać i jeszcze są roszczeniowe!”.
Tylko że one naprawdę mało zarabiają.
Ale one tego nie podkreślają. Mówią tylko, że byłoby dobrze, gdyby za swoje zarobki rzędu 5 tysięcy złotych nie musiały ogarniać połowy piłkarskiego życia. Chciałyby, żeby klub zapewniał im to, czego potrzebują do gry. Ale tak nie jest. Więc w momencie, kiedy zarabiasz niewiele i za to jeszcze musisz sobie zorganizować część rzeczy związanych z pracą…
Korki, dietetyka, odżywki…
Do niedawna jeszcze wynagrodzenie trenera bramkarek, ponieważ bramkarki trenowały z resztą piłkarek, nie miały osobnego treningu. Teraz, na poziomie ekstraligi, to się zmienia, ale w czasach, kiedy Kasia Kiedrzynek – legenda reprezentacji, dziś zawodniczka francuskiego klubu Paris Saint-Germain – zaczynała trenować, wcale nie była to reguła. Talent dziewczyny, która nie chciałaby wydawać własnych pieniędzy na taki trening, mógłby się zmarnować.
Przez takie dylematy Agnieszka Winczo dorabiała w laboratorium testowania mięsa i w handlu nieruchomościami. A Patrycja Pożerska zajmowała się renowacją mebli, skończyła kurs tapicerski.
Owszem, ale w ich opowieściach nie ma cierpiętnictwa! Bo one, w ramach swojego drugiego etatu, robią to, co lubią. Oczywiście najlepsze piłkarki poświęcają 99% czasu na sport, taka jest na przykład Ewa Pajor. Ale ona może sobie na to pozwolić: gra w drużynach, które stawiają na rozwój zawodniczek – Barcelona czy Wolfsburg to nie są kluby, w których musisz dorabiać w laboratorium testowania mięsa.
Paula Duda, była rzeczniczka prasowa PZPN, fotografka, mówi: „To zakrawa na cud, że Polska ma reprezentację kobiecą w piłce nożnej. Jeśli pomyśli się o wszystkich przeszkodach, które te dziewczyny muszą pokonać, żeby dojść aż tak daleko, to naprawdę trudno być zdziwionym, że mamy ogółem jakieś 50 piłkarek na poziomie reprezentacyjnym. I to są optymistyczne szacunki”. Na jakie przeszkody najczęściej trafiają dziewczyny?
Piłkarki, o których piszę, zaczynały kariery kilkanaście lat temu, i nie miały wtedy dostępu do informacji o tym, że gdzieś w pobliżu działa jakaś kobieca drużyna. Na początku często grały z chłopakami. Zresztą całkiem miło to wspominają, co tylko pokazuje, że dopóki ktoś chłopcom nie powie, że to dziwne, jest im wszystko jedno. Dlatego tak istotne wydaje mi się uchwycenie tego momentu – należy pilnować, żeby dzieci nie przyjęły wizji, że coś jest nie tak z grą dziewczyn.
Kiedy to się zaczyna?
Kiedy pisałam książkę „Cyfrodziewczyny” o kobietach w IT, zrozumiałam, że dziewczynki między 8. a 12. rokiem życia zaczynają odbierać sygnały dotyczące tego, jak kobieta powinna się zachowywać i wyglądać. Krótko mówiąc, co powinna robić, żeby być atrakcyjna. I na tym etapie zaczynają wycofywać się ze swoich zainteresowań.
W piłce jest podobnie?
Z moich rozmów z dziewczynami wynika, że tak. Granicą jest 15. rok życia, bo mniej więcej w tym czasie różnice fizyczne są już tak duże, że dziewczyny nie mogą grać z chłopakami. Tylko że zamiast mówić o tym neutralnie, czyli: „Dziewczyny mają po prostu inne ciała”, mówi się pejoratywnie – że są słabsze, wolniejsze, mają gorsze tempo. To dość bezmyślne porównania, w żadnym innym sporcie tego nie ma. Nie zauważyłam, żeby ktoś zastanawiał się, czy Iga Świątek jest słabsza fizycznie od Rafaela Nadala. Pewnie jest, no i co z tego? Nikt nie mówi o jej sukcesach, że są nic niewarte, bo jakiś tenisista rozsmarowałby ją na korcie. Zastanawiam się, dlaczego akurat piłka jest sportem, w którym dochodzi do tak absurdalnych porównań.
I co ci wychodzi?
Myślę, że jest to dyscyplina traktowana jako bastion męskości, zamknięty świat facetów, do którego kobiety nie powinny mieć wstępu. Pamiętajmy, że piłka nożna kobiet i mężczyzn od lat 20. ubiegłego stulecia rozwijała się równolegle, do czasu aż w Wielkiej Brytanii dziewczynom zakazano grać. Oczywiście stały za tym rzekome względy medyczne – ktoś doszedł do wniosku, że futbol może zaszkodzić kobiecej płodności. Dlatego kiedy w latach 70. ten absurdalny zakaz – przyjęty zresztą do tego czasu w kilku krajach – przestał obowiązywać, kobieca piłka miała sporo do nadrobienia: organizacyjnie, treningowo i promocyjnie. A więc nadal jest pod pewnymi względami do tyłu w stosunku do piłki męskiej – choć nie powiedziałabym, że dotyczy to jakości gry. Oczywiście nie ma w tym winy samych piłkarek, jest wina systemu, a szerzej rzecz ujmując – patriarchatu.
Ciekawe jest to, że mimo różnych trudności rodzice piłkarek, o których piszesz, a zwłaszcza ich matki tak bardzo walczyły o córki w sporcie. Halina Winczo mówi do męża: „Z tobą się rozejdę, a dziecko będzie grało”. Henryka Tarczyńska wyjeżdża z córką do Niemiec, jej mąż zostaje w Polsce.
Myślę, że tym matkom byłoby wszystko jedno, czy córka planuje grać w piłkę nożną, czy trenować jazdę figurową na łyżwach – chodziło o pasję. Wyobrażam sobie, że nawet jeśli miały jakiekolwiek uprzedzenia albo wątpliwości, to miłość do dziecka i chęć uczynienia go szczęśliwym po prostu wygrała. I że wsparcie rodziców, a czasami mądre nieprzeszkadzanie, jest niezwykle ważne. Na przykład rodzice Ewy Pajor mądrze nie przeszkadzali – wiedzieli, że jakikolwiek będą mieli plan na jej przyszłość, ona raczej…
Nie zostanie rolniczką.
I powierzyli córkę, jej pasję i talent komuś, kto się na tym zna i wie, jak pokierować jej karierą. To bardzo ważne, bo dziewczyny, które mają 15 lat, często dostają propozycje z klubów seniorskich, i już na tym etapie muszą zdecydować, czy zrobią z piłki sposób na życie, czy wolą, żeby to było hobby. Trudny dylemat, ponieważ pieniądze są… takie, jakie są. Jedna poważna kontuzja może zakończyć karierę każdej z nich. Piłkarz, który trafi do ekstraklasy i wie, że będzie zarabiał kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, ma nieco inną motywację niż dziewczyna, która w najwyższej klasie rozgrywkowej zarobi 10 razy mniej.
Jednak większość piłkarek zostaje w futbolu.
To najbardziej samoświadome osoby, jakie poznałam. Sama całe życie instynktownie byłam feministką, ale żeby pewne rzeczy sobie poukładać, musiałam najpierw naczytać się bell hooks. Natomiast one praktykują feminizm na co dzień. Nie są wielkimi akademiczkami, po prostu żyją po swojemu. A przecież o to chodzi w feminizmie: jesteś kobietą, robisz ze swoim życiem, co chcesz, i nie przejmujesz się opiniami innych. Nie zastanawiasz się na przykład, czy wypada mieć posiniaczone kolana albo czy można wyjść na boisko bez makijażu. Bardzo mi imponuje ich poczucie wewnętrznej wolności i to, że nie dają sobie w kaszę dmuchać. To je łączy: piłkarki są bardzo różne, ale każda z nich żyje tak, jak chce. Dotyczy to zarówno dziewczyn, które dopiero zaczynają, jak i tych ze starszego pokolenia.
Czym się różnią te pokolenia?
Współczesne dwudziestolatki nie wstydzą się okazywania emocji. I to jest wspaniałe. Uważam, że w sporcie jest miejsce na ich uzewnętrznianie, zwłaszcza że te emocje zwykle są bardzo skrajne. Opisałam parę, Agnieszkę Jędrzejewską i Olę Rosiak, właśnie dlatego – ciekawiło mnie, jak wygląda życie dwóch osób, które muszą dograć nie tylko swoje grafiki treningowo-meczowo-turniejowe, lecz także emocje. Zastanawiałam się, czy bliska osoba może mi pomóc, jeśli moja drużyna poniosła znaczącą porażkę, a ja przyłożyłam do tego rękę. To samo z euforią wygranej, która jest przecież absolutnie narkotyczna – czy jestem w stanie nadążyć za szalejącą ze szczęścia partnerką?
I czego się dowiedziałaś?
Aga i Ola są bardzo zgrane, do tego niezwykle dojrzałe, więc one sobie radzą świetnie. Zawsze starały się znaleźć czas na spotkanie, nawet kiedy mieszkały w innych krajach. Agnieszka, jadąc do Słowenii, nie wiedziała nic o słoweńskiej lidze, ale stwierdziła, że ma dość związku na odległość i przeprowadza się do Oli. One bardzo sobie nawzajem kibicują – nawet jeśli czasem wytkną sobie jakieś błędy, mają do tego duży dystans.
Zastanawiam się, na ile hejtowanie piłki kobiet wynika z homofobii – część piłkarek to wyoutowane lesbijki.
Spora część. Ale nie jestem pewna, czy osoby hejtujące piłkę wiedzą o tym, że futbol to bezpieczna przestrzeń dla dziewczyn nieheteronormatywnych. Myślę natomiast, że ten hejt bierze się z czegoś pokrewnego homofobii, czyli z nieumiejętności wyobrażenia sobie, że kobieta może robić coś, co nie podoba się mężczyznom, i kompletnie się tym nie przejmować. Oczywiście część piłkarek nie ma już ochoty tłumaczyć, że piłka kobiet istnieje i że warto się jej przyglądać. Każdy z nas lubi mieć poczucie, że to, co robi, ma sens, a do tego mieć świadomość, że inni to widzą i doceniają. Dlatego myślę, że nieciekawym przeżyciem dla dziewczyn jest to, że grają swoje mecze przy niemal pustych trybunach – nie mówię o reprezentacji, tylko o rozgrywkach ligowych. Wsparcie kibiców bardzo dużo daje, nie bez powodu podczas pandemii, kiedy trybuny były puste, puszczano dźwięki kibiców, sterowane sztuczną inteligencją. Piłkarzom oczywiście, piłkarkom nie.
W których krajach piłkarkom powodzi się najlepiej?
Nieźle jest w Wielkiej Brytanii: w każdym mieście jest tam co najmniej jedna znacząca drużyna, która gra w Lidze Mistrzów. Świetnie jest też w Brazylii: nie jest to może przykład kraju, w którym równouprawnienie galopuje, ale piłka kobieca jest tam bardzo szanowana. Myślę, że im bardziej rozwinięta kultura piłkarska, im więcej ma sukcesów, tym większa jest normalizacja piłki kobiecej.
Czy Stany Zjednoczone nie zaprzeczają tej teorii?
Nie, tam sytuacja jest specyficzna: chłopcy trenują futbol amerykański, a nasza piłka nożna, czyli ich soccer, to tradycyjny sport dziewczyn, które uprawiają go od podstawówki i nikogo to nie dziwi. W ogóle mam poczucie, że to, co się dzieje wokół piłki w danym kraju, jest soczewką tego, co dzieje się wokół kobiet. I prawda jest taka, że u nas piłka kobieca jest postrzegana tak, jak postrzegane są kobiety.
Za rok Euro kobiet w Szwajcarii. Wybierasz się?
Jako pracująca na pełen etat mama trzylatka nie planuję tak daleko, ale kto wie? Chciałabym pooglądać kobiece mecze na żywo. Byłoby łatwiej, gdyby Euro było u nas – Polska była jednym z kandydatów do organizacji – wtedy na pewno bym nie odpuściła! Tym bardziej że kobiece mecze są fajnym doświadczeniem dla całych rodzin – dla mojego syna to, że kobiety grają w piłkę, jest już zupełnie naturalne.
Może dlatego, że miał trening z Ewą Pajor!
Też, ale ważniejsze jest to, że od początku oglądaliśmy mecze kobiet i mężczyzn w domu. Dla niego to jest norma. Kiedy ktoś przy nim używa męskiego rzeczownika, on natychmiast dorzuca feminatyw. Ostatnio znalazł ludzika Lego, którego nie potrafił nazwać. Mój mąż powiedział mu, że to szturmowiec z „Gwiezdnych wojen”, na co mój syn odpowiedział: „Może szturmowczyni?”. Myślę, że taka edukacja od najmłodszych lat spowoduje, że wszystkie nisze, w których są kobiety, typu piłka, być może przestaną być niszami. I to mnie cieszy, bo płeć powinna być przezroczysta. Uwielbiam patrzeć, jak gra Ronaldo, jest niedoścignionym piłkarzem, co nie zmienia faktu, że dokładnie to samo mogę powiedzieć o Adzie Hegerberg. Zmierzamy w stronę równowagi – może powoli, może jest to wyboista droga, zwłaszcza w Polsce, ale w końcu tam dotrzemy. A kultura, w której wyrastają nasze dzieci, napawa mnie optymizmem.
Karolina Wasielewska: dziennikarka, autorka książki „Cyfrodziewczyny. Pionierki polskiej informatyki” oraz bloga „Girls Gone Tech”. Pracuje jako szefowa newsroomu i prezenterka wiadomości w radiu. Niedawno nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jej nowa książka „Polka gola! O kobietach w futobolu”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.