Dzięki założycielce Nanushki branża mody skierowała wzrok na Budapeszt. Po zdobyciu dyplomu w London College of Fashion Sandra Sandor stworzyła w rodzinnym mieście własną markę. Już niedługo pokaże pierwszą męską kolekcję w Paryżu i otworzy sklepy w Nowym Jorku i Los Angeles.
Dzięki tobie dziennikarze mody z całego świata zainteresowali się Budapesztem. Co jest tak wyjątkowego w miejscu, z którego pochodzisz?
To styk Wschodu z Zachodem. Wychowałam się w Budapeszcie przełomu lat 80. i 90., gdzie krzyżowały się kultury turecka i niemiecka. Spacerując ulicami miasta, po jednej stronie ulicy oglądałam brutalistyczne pozostałości epoki komunizmu, a po drugiej – klasyczne budynki w paryskim stylu. Ta dwoistość ukształtowała moją estetykę. Jest więc także częścią wizji Nanushki.
A skąd pochodzi nazwa twojej marki?
„Nanushka” to moje przezwisko z dzieciństwa. Mam na imię Sandra, więc typowy skrót to „Sandy”. Nie umiałam go wymówić, więc z „Sandy” zrobiła się „Nany”. To wtedy mój ojciec zaczął nazywać mnie „Nanushką”.
W logo Nanushki widzę malutki budynek. Czy to twój dom rodzinny?
Historia jest odrobinę bardziej skomplikowana, ponieważ moim pierwszym domem był apartament w historycznej dzielnicy Budapesztu, Budzie. Dorastałam w budynku, w którym pełno było obrazów, antyków i pięknych mebli. Z czasem przeprowadziliśmy się do domu jednorodzinnego. Moja mama też pracuje w branży mody, w latach 80. i 90. świetnie sobie radziła. Gdy się urodziłam, zaczęła tworzyć kolekcje dla dzieci. Brałam udział w przymiarkach, byłam modelką na sesjach zdjęciowych, w zasadzie cały czas byłam otoczona ubraniami. Mama prowadziła sprzedaż z piwnicy naszego domu rodzinnego. Mnie podarowała 30-metrową przestrzeń w sąsiednim budynku. To właśnie ją widzisz w logo Nanushki. Zawsze wiedziałam, że kiedy wrócę do swojego domu w Budapeszcie, właśnie tu będę prowadziła biznes.
Czy twoja mama ci doradzała, gdy powstała twoja marka?
Zawsze miała swoje zdanie. Na tym etapie życia trochę lepiej sobie z tym radzę, ale kiedy zaczynałam, naprawdę nie chciałam jej słuchać. Wolałam korzystać z jej sieci krojczych i krawców, ale zbudować coś swojego. Obecnie moją mamę interesują głównie liczby (śmiech). Ona nie rozumie, dlaczego musimy zwiększyć sprzedaż lub otworzyć więcej sklepów. Dziwi się, że nie doceniamy tego, co zbudowaliśmy. Bo to przecież tak wiele!
Czy twoja przeprowadzka do Londynu była symbolicznym odcięciem pępowiny?
Chyba tak. Zdecydowałam, że zostanę projektantką mody, kiedy miałam 17 lat. Ale nie rysowałam księżniczek w pięknych ubraniach. W ogóle nie potrafiłam wtedy rysować. Moi rodzice chcieli, żebym studiowała ekonomię, ale ja podświadomie wiedziałam, że chcę wyjechać na studia do miasta, w którym moda ma swoją historię. Szukając w internecie szkół projektowania, natrafiłam na London College of Fashion. Na pierwszym roku studiowałam jednocześnie fotografię mody, ilustrację mody i projektowanie, finalnie wybrałam to ostatnie. Inspirowałam się ludźmi, którzy mieli odwagę wyrażania siebie poprzez ubiór. Wolnością, którą Londyn miał do zaoferowania.
Co było tematem przewodnim twojej pierwszej kolekcji?
Wykorzystałam bauhausową myśl, zgodnie z którą forma podąża za funkcją. Teraz w Nanushce zmieniliśmy ją na „piękno podąża za funkcją”. Moja kolekcja miała cztery podstawy: wygodę i funkcjonalność, a z drugiej strony zabawę i tradycję. A tradycja oznacza poszanowanie kultury i spojrzenie wstecz. W Nanushce widzimy siebie jako minimalistów, ale w duchu boho.
Zaprojektowałaś pierwszą, niezwykle udaną kolekcję w mieście nieskończonych możliwości. A potem postanowiłaś wrócić do domu. Dlaczego?
Tęskniłam za domem. Czułam też, że na Węgrzech będzie mi łatwiej prowadzić firmę i wyróżnić się jako projektantce. Właśnie tu, w Budapeszcie, chciałam projektować piękne rzeczy.
W kolekcjach Nanushki często odnosisz się do koncepcji ying i yang, aury, duchowości.
Od dziecka interesowały mnie duchowość, różne kultury i religie. Zadawałam rodzicom pytania o to, kim jesteśmy i jakie jest nasze przeznaczenie. Ten stan umysłu, który wynika z czujnej, ciekawskiej natury, nazywam podróżniczym, bo gdy jesteś w drodze, jesteś chłonny jak dziecko. Myślisz optymistycznie, stajesz się wolny od uprzedzeń, obserwujesz wszystko, co jest wokół ciebie. Tak definiuję duchowość.
Pierwsze lata po powrocie były trudne?
Nie, do wszystkiego podchodziłam z entuzjazmem. Cieszyłam się, że już na samym początku udało nam się uzyskać zamówienie o wartości 30 tysięcy dolarów od jednej amerykańskiej firmy! Lata 2015–2016 były o wiele trudniejsze. W czasie kryzysu gospodarczego firma borykała się z problemami finansowymi, ponieważ działała na wyższym poziomie kosztów niż powinna, a w efekcie przynosiła ogromne straty. Skala naszego biznesu wciąż jeszcze była bardzo mała. Pod koniec 2016 roku poprosiłam Petera, mojego partnera biznesowego i życiowego, obecnie CEO Nanushki, by do nas dołączył. Firma była bliska bankructwa, a Peter nie miał doświadczenia w modzie, więc sytuacja z dnia na dzień się komplikowała. Musieliśmy się wszystkiego nauczyć sami, metodą prób i błędów. Ale był to też ekscytujący czas dla marki i firmy. W listopadzie 2016 roku zaczęliśmy odbudowywać biznes od podstaw. W drugim kwartale 2018 roku osiągnęliśmy rentowność i wydaje się, że wtedy firma zaczęła się rozwijać, co dla nas stanowiło być albo nie być. Teraz biznes się ustabilizował. Obecnie pracuje u nas ponad 100 osób, a to jest bardzo dużo. Dwa lata temu mój zespół projektowy tworzyłyśmy ja i moja asystentka Ahina, teraz jest to 10 osób, a w przyszłym roku prawdopodobnie powiększy się on do 15 osób.
Jak udało się wam pokonać trudności?
Moda jest jak puzzle. Gdy rozmawiam z dziennikarzami spoza branży, na przykład ze świata biznesu, wszyscy zakładają, że istnieje jeden sekretny składnik, który decyduje o sukcesie marki mody. Z kolei ja naprawdę nie wierzę w to, że kiedy 10 influencerów pokaże się w twoich ubraniach lub wielki dom handlowy wybierze twoją markę, będzie to punkt zwrotny. Branża mody jest złożona. Aby osiągnąć sukces, musisz zebrać wszystkie drobne elementy, takie jak projektowanie, rozwój, dostarczenie produktu końcowego, a nawet sprzedawanie go w odpowiedniej cenie. My w 2016 roku zaczęliśmy od podstaw. Znaleźliśmy odpowiednich producentów, właściwą agencję PR, menedżera sprzedaży, menedżera mediów społecznościowych. Budowaliśmy naszą siłę od nowa, krok po kroku.
Czy byłaś gotowa na sukces?
Czekałam na niego od samego początku! O Nanushce często mówi się jak o fajnej marce epoki Instagrama, ale, prawdę mówiąc, wcale się tak nie czujemy. Mamy przecież już prawie 14 lat! Nie jesteśmy marką jednego przeboju.
Co dalej?
Planuję otworzyć sklepy w różnych miejscach na świecie, m.in. w nowojorskim Soho i w Los Angeles. W czerwcu w Paryżu pokażemy męską kolekcję wiosna-lato 2020. To kolejne duże wyzwanie.
A w życiu prywatnym?
Planuję dużo podróżować, dosłownie i duchowo. Moja mantra na 2019 rok to: „Bądź ciekawa świata i doceniaj swoje niedoskonałości”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.