Zofia Krawiec tematem miłości zajmuje się zawodowo. Kilka lat temu, kiedy głęboko się zakochała, napisała książkę „Miłosny performans”. Jako krytyczka sztuki przeanalizowała miłość jako napęd działania znanych polskich artystów. Bo, jak mówi: – To uczucie jest ignorowane przez filozofów i naukowców, a przecież ma wielką moc, zmienia życiorysy. Dziś Krawiec patrzy na świat z innej perspektywy. Jest singielką. Opowiada nam o możliwościach, jakie niesie singielstwo.
Od czterech miesięcy żyjesz w pojedynkę. Czy to jest dobry czas?
Tak. Powiedziałabym nawet, że jestem szczęśliwa. To ważny etap, w którym dużo się o sobie uczę. Po raz pierwszy przed niczym i w nic nie uciekam. Zajmuję się sama sobą, bo czuję, że nie jestem gotowa na budowanie relacji. Ale jednocześnie randkuję. Daję sobie prawo do rozwijania kobiecości. Sfera seksualna jest istotna i chcę świadomie o nią zadbać.
W jaki sposób?
Byłam wychowana na grzeczną dziewczynkę, a to oznacza, że nie poznałam swojego ciała, preferencji. Kiedyś wydawało mi się, że seksualność najlepiej realizować ze stałym partnerem w związku. I rzeczywiście, żeby ją rozwijać, potrzebne jest poczucie bezpieczeństwa i zaufanie. Ale dopiero z perspektywy wolnej osoby widzę całe spektrum różnych zachowań i modeli, których mogę świadomie próbować. A to jest droga do poznania siebie, która później umożliwia ci partnerskie budowanie dojrzałego związku.
Wypowiadając takie opinie publicznie, przyczepiasz sobie etykietkę „rozwiązła”.
W naszym społeczeństwie funkcjonuje paradoks. Dziewczyny są doceniane za to, że wyglądają seksownie, ale nie za to, że mają doświadczenia w sferze seksualnej. Kultura epatuje przeseksualizowanymi obrazami. Tyle że ten wzorzec w ogóle nie łączy się ze świadomością ciała czy realną wiedzą o potrzebach seksualnych. Seksownie wyglądające dziewczyny nierzadko wysyłają zupełnie mylny przekaz. Wydają się pewne siebie, świadome swoich emocjonalnych i seksualnych potrzeb. Często okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Są delikatne i zagubione.
To nie daje im partnerskiej pozycji w relacji.
Tak i mówię tu też o moim doświadczeniu. Jako młoda dziewczyna zupełnie nie znałam siebie. Z jednej strony miałam jasno określone priorytety dotyczące np. drogi zawodowej: chciałam się uczyć i rozwijać, osiągnąć sukces. Z drugiej strony, w miłości wszystko miało wydarzyć się samo. Jak w filmach – trafia cię piorun i rzeczy następują po sobie automatycznie. A jeśli nie, bo coś w pewnym momencie utyka i nie rozwija się naturalnie, to znaczy, że nie jest prawdziwe i nie należy ratować na siłę – myślałam. Nie przyszło mi do głowy, że to jest sfera, nad którą można pracować, której można się uczyć. Dziś mam 33 lata i zaczynam rozumieć, jakie mam potrzeby w relacji, gdzie leżą moje granice, jakie stawiam sobie cele. Od półtora roku chodzę na terapię i zaczynam słuchać siebie.
Wróćmy jednak do „poznawania swojej seksualności”. Myślę, że to jest dziś kluczowe hasło dla wielu kobiet w Polsce. Chociaż wszystkie oglądałyśmy „Seks w wielkim mieście” niewiele z nas potrafi podejść do randkowania poznawczo. Wydaje nam się, że jeśli zaczniemy analizować i zadawać sobie pytania, zabijemy romantyzm.
Podobne artykułySingielki: Sama mamaBasia CzyżewskaDlatego tak denerwuje mnie slutshaming [zawstydzanie kobiet ich seksualnością – przyp. red.] w Polsce. Zwłaszcza że kiedy mówię o eksperymentach, myślę o czymś, co wiąże się z umową z partnerem czy partnerką, jest konsensualne i ciekawe dla dwóch stron. Mówię np. o randkowaniu, które nie prowadzi do budowania związku. Nie widzę niczego złego w sytuacji, w której jesteś wolna i umawiasz się z kimś, kto jest dla ciebie pociągający w sferze seksualnej, ale z jakiegoś powodu nie nadaje się do budowania związku. Jeśli jesteście dorośli i ustalacie czyste reguły gry, pojawia się zupełnie nowe pole.
Z takiej perspektywy uważam, że singielstwo może być fantastycznym momentem, w którym można zbadać różne pomysły i fantazje.
Czy singielstwo nie jest dla ciebie próbą zawładnięcia nad uczuciami? Eksperymentem z racjonalizowaniem emocji?
Kilka lat temu pewnie bym przytaknęła, ale dziś już tak tego nie widzę. Zgadzam się, że łatwo w ten sposób uciekać przed zaangażowaniem i bliskością, pozostając na bezpiecznej płaszczyźnie. Ale z drugiej strony wydaje mi się, że to wielkie pragnienie miłości, które towarzyszy mi od dzieciństwa paradoksalnie łączyło się ze strachem. Uciekałam przed samotnością. W pojedynkę czułam się niedowartościowana, niepełna. Dlatego byłam gotowa dużo poświęcić. Na przykład przestawałam chodzić na imprezy, bo mój partner był o to zazdrosny. Ograniczałam kontakt przyjaciółmi. Pozbywałam się części życia, która była dla mnie istotna. To było frustrujące. Dzisiaj widzę, że wiele ważnych dla mnie uczuć jest w ogóle możliwa, ponieważ nie kieruję się już tym strachem.
W miłości, która jest naturalnym hajem – idealizuje partnera, opiera się na instynktach, można sensownie negocjować?
Myślę, że negocjowanie potrzeb i granic to jedyny sensowny sposób na budowanie partnerskiej relacji. Możliwy, pod warunkiem że od początku rozmawiamy otwarcie.
Kiedy dojrzałam, pojawiła się we mnie potrzeba autonomii. Szukałam akceptacji i przyzwolenia, żeby część życia realizować osobno. Nigdy nie interesowały mnie krótkie, powierzchowne związki, dążyłam do głębokiego uczucia, jednocześnie bojąc się bliskości, więc podświadomie ubezpieczałam się, wchodząc w trudne, burzliwe relacje. Zmierzałam do uczucia, ale nie stabilizacji. To mi dawało namiastkę wolności i ratowało od nudy, która przecież zawsze pojawia się na jakimś etapie i jest zupełnie naturalna.
Mam wrażenie, że współczesne kobiety zachłystują się singielstwem. Nagle odkrywają, że wyjście z relacji to nie koniec świata, że mogą być decyzyjne i sprawcze, po czym popadają w skrajność. Afirmują lepsze, samodzielne życie. Nie wiem, czy na dłuższą metę poczują się spełnione.
Singielstwo niesie za sobą wiele wyzwań. Wymaga siły psychicznej i zaradności. To moment w życiu, kiedy jesteś w stu procentach odpowiedzialna za samą siebie. Ostatnio doświadczyłam, jak to jest trudne, np. przy okazji kolejnej przeprowadzki. Organizacja, pakowanie, wydzielanie czasu na pracę i wymyślanie nowego miejsca… to jest bardzo stresujące, zwłaszcza jeśli gonią cię deadline’y czy choruje pies. Wtedy poczucie, że nikogo z tobą nie ma, bywa dojmujące.
Ale z drugiej strony, jeśli przez to przebrniesz, zdobywasz nowe doświadczenie, na którym możesz budować swoje poczucie siły. Samodzielne życie łączy się dla mnie z poczuciem, że posiadam kluczowe i potrzebne zasoby i kompetencje. Czyli tak naprawdę z poczuciem sprawczości i dojrzałości.
A co się stało teraz z miłością jako tematem twojej pracy?
Ten wątek został chyba odłożony na później. Nie przeżywałam teraz miłości romantycznej, więc koncentruję się na innych jej rodzajach, np. miłości do rodziny, przyjaciół, psa, mojej pracy. Co tak naprawdę jest przyjemną i stabilną sytuacją, która pozwala mi skupić się na zupełnie nowych tematach, np. teraz pracuję nad wystawą o czarownicach i magii.
Kiedy przeżywałam zakochanie, miałam wrażenie, że rozlewało się ono na wszystko co robię, włączając w to moją twórczość. To był inspirujący, ale też wyczerpujący stan.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.