„Papier, kamień, nożyce, pistolet” wylicza w zabawie kilkuletnia dziewczynka ewakuowana z ogarniętej wojną Ukrainy. Film dokumentalny „Skąd dokąd”, który znalazł się na oscarowej shortliście, głos oddaje ofiarom konfliktu. Ich relacje układają się w świadectwo wojennych realiów i jej psychicznych, społecznych i cywilizacyjnych skutków. O filmie rozmawiamy z reżyserem Maćkiem Hamelą i kompozytorem ścieżki dźwiękowej Antonim Komasą-Łazarkiewiczem.
Intymna, poruszająca opowieść, której ramy zamykają się w niewielkim vanie. Skąd? Dokąd? Pytania regularnie padające w czasie ewakuacji, stawiane na każdym ukraińskim punkcie kontrolnym, symbolicznie wyznaczają trasie rytm. Dla uciekających przed wojną ludzi mogą być paradoksem. Z jednej strony reprezentują utęsknione poczucie bezpieczeństwa, z drugiej ból. Otwartą ranę, która jątrzy się, gdy za samochodową szybą, na horyzoncie powoli znika rodzinne miasto.
– Gdy rano, 24 lutego 2022 roku, dotarły do mnie informacje o ataku Rosji na Ukrainę, od razu zacząłem działać. Na początku, razem ze znajomymi, zaczęliśmy zbiórkę pieniędzy na ukraińską armię. Po trzech dniach kupiłem vana i ruszyłem na granicę. W pierwszych dniach ewakuowałem ludzi z pobliskich Polsce terenów, ale z czasem coraz bardziej zapuszczałem się w głąb kraju. Jestem filmowcem. Pomysł, by zapisać to, co dzieje się w samochodzie, zarejestrować historie, którymi dzielą się ze mną ludzie, przyszedł naturalnie. Ewakuacja zawsze pozostała jednak na pierwszym miejscu, bo w tym momencie przede wszystkim byłem wolontariuszem. Bardzo szybko zdecydowałem, że film powstanie w trasie. Nie będziemy zbaczać z drogi, szukać tematów, zmieniać planów dla fabuły. Nic nie mogło spowolnić pomocy – mówi Maciek Hamela, reżyser filmu „Skąd dokąd”, którego samochód stał się dla uchodźców bezpieczną przystanią, przestrzenią do wyznań i zwierzeń, ale też schronem, a niekiedy szpitalem. Twórca łącznie ewakuował 400 osób.
Maciek Hamela: „Skąd dokąd” to nie jest tylko film o wojnie w Ukrainie, ale opowieść o uchodźcach
Nie ma tu głównego bohatera, ani centralnej postaci. Maciek Hamela głos przekazuje tym, którzy na ekranie pojawiają się na moment. Ich relacje i opisy zdarzeń tworzą osobliwą mozaikę – świadectwo wojennych realiów i jej psychicznych, społecznych i cywilizacyjnych skutków. Van staje się przestrzenią oderwaną od miejsca i czasu, w której zniesione są różnice płci, wieku, koloru skóry, sprawności fizycznej, pochodzenia, tożsamości, poglądów czy wiary. – „Skąd dokąd” nie mówi otwarcie o konflikcie. Wojna przedstawiona jest tu z perspektywy jej ofiar. Nie widzimy walk na froncie, ani żołnierzy. Choć jest to film zaangażowany, jest też uniwersalny i zdecydowanie mniej osadzony politycznie. Nie jest to opowieść o wojnie w Ukrainie, ale o uchodźcach i trudach, z którymi muszą się zmagać, pozostawiają swoje domy, rodziny, ukochane zwierzęta. By przekaz był jeszcze bardziej uniwersalny, pozbyliśmy się chronologii i zrezygnowaliśmy z koloru, który w filmie jest lekko wyblakły, wyprany. Tak, by swobodnie przeplatać nagrania z zimy, wiosny i lata – tłumaczy Hamela, dodając, że skupiając się na ewakuacji, nagrywał w zasadzie wyłącznie w vanie.
To narzuciło formę filmu, choć jednocześnie było dość ryzykowne. Nie mogliśmy przewidzieć, jaka energia wytworzy się między poszczególnymi pasażerkami i pasażerami. Niewielka przestrzeń, w jakiej zamknięci byli uchodźcy, sprzyjała budowaniu się relacji. – Siłą rzeczy, wchodząc do tak niewielkiego samochodu, witasz się ze wszystkimi, przedstawiasz. Dzieci zaczynały się ze sobą bawić, dorośli pytać wzajemnie o przeżycia. Na ekranie tego nie widać, ale te podróże ciągnęły się godzinami, czasem dniami – tłumaczy reżyser. Istotne okazało się to, że Hamela mówi po rosyjsku i ukraińsku. – Dla nich jestem obcokrajowcem, który w ich życiu pojawia się jedynie na moment. Myślę, że także dlatego łatwiej się przede mną otwierali – mówi reżyser. W vanie pojawiają się dzieci, którym wojna bezpowrotnie odebrała dzieciństwo. Pogodzone ze śmiercią, straumatyzowane, drobnymi dłońmi wyjmujące z kieszeni pomięte kartki z najważniejszymi personalnymi danymi. Kobiety ze łzami w oczach opowiadające o pozostawionej rodzinie i zwierzętach, mężczyźni wspominający brutalne przesłuchiwania rosyjskiej armii.
– Były momenty, w których czułem strach. Kilka razy wpadliśmy pod ostrzał. Jednak przez miesiące, w których prowadziłem ewakuacje, nie pozwoliłem sobie wejść w tę sytuację emocjonalnie. Miałem zadanie, misję. Działałem na autopilocie. Czułem, że dla tych ludzi jestem gwarancją bezpieczeństwa. Nawet w najtrudniejszych momentach starałem się zachować spokój. Dla nich. Wzruszenie poczułem dopiero podczas montażu i oglądania materiału. Wtedy puściły mi wszystkie emocje – mówi Hamela.
Antoni Komasa-Łazarkiewicz: Siłą tej opowieści jest to, że łączy w sobie przekaz grozy i nadziei
– Po raz pierwszy obejrzałem „Skąd dokąd” jednych tchem. W takich momentach zawsze staram się mieć włączony emocjonalny sejsmograf, dokładnie notować uczucia, które mi towarzyszą. Szczególnie jeśli mówimy o obrazie, nad którym mam później pracować muzycznie. Ta pierwsza styczność z filmem jest więc kluczowa. W „Skąd dokąd” zaskoczyło mnie to, jak długo trzymał mnie w fałszywym poczuciu bezpieczeństwa. Podświadomie bardzo chciałem uwierzyć w moc sprawczą Maćka, jako tego Orfeusza, który wyprowadza ludzi z piekieł. Miałem poczucie, że ci są już bezpieczni, niż złego nie może im się już stać. Ratunek nastąpił. Z drugiej strony wiemy, że ich podróż dopiero się zaczyna. Siłą tej opowieści jest to, że łączy w sobie przekaz grozy i nadziei. I te dwa akcenty są tu bardzo mocno odczuwalne – mówi kompozytor Antoni Komasa-Łazarkiewicz.
Przeprowadzająca widza po scenach i historiach muzyka stała się kolejnym bohaterem filmu. – Utrzymana jest w jasnym rejestrze. Z łatwością mógłbym wprowadzić nią klimat grozy i niepokoju. Ale ten film ma być przecież też o nas. Ludziach, którzy starają się od tej wojny mentalnie zdystansować, żyć swoim życiem. Choć ta wciąż puka przecież do naszych drzwi. Chcieliśmy więc widza do tego vana zaprosić. Udało się to uzyskać nie tylko doborem scen, ale też muzyką – odpowiednim brzmieniem, wyborem instrumentów. W znacznej części bazowałem na dźwiękach zastanych – dodaje Komasa-Łazarkiewicz, który podstawę partytury muzycznej stworzył z surowego materiału dźwiękowego, nagranego w trakcie ewakuacji – szumów, strzałów, strzępów rozmów. – Zacząłem się nimi bawić, manipulować nimi, przepuszczając przez rozmaite filtry. Tak, by same stały się muzyką. Dzięki temu ta jest organiczną częścią przedstawionego na ekranie świata – opowiada. Ten styl narracji muzycznej radykalnie przełamany zostaje na koniec filmu, kiedy z głośników wybrzmiewa poruszający utwór wykonany przez ukraiński chór w całości złożony z uchodźców wojennych. Ukraińska poetka Lina Kostenko napisała „Skrzydła” w 1958 roku na emigracji w Polsce, z tęsknoty za ojczyzną.
Maciek Hamela: Jestem idealistą,ale wiem, że jeden film nie zmieni świata
„Skąd dokąd” pokazany na Festiwalu Filmowym w Cannes, nagrodzony międzynarodowymi statuetkami, w tym nagrodą dla Najlepszego Filmu Dokumentalnego podczas Zurich Film Festival, Nagrodą dla Filmu Politycznego za reżyserię na Filmfest Hamburg i główną nagrodą na Sheffield DocFest, jest nie tylko świadectwem uchodźczych realiów, ale też historycznej mobilizacji polskiego społeczeństwa. – Jak miliony ludzi, miałem i wciąż mam doświadczenie przyjmowania osób uchodźczych z Ukrainy. Dla każdego emocje z tym związane były ogromne. Jako twórca, kompozytor, szukałem dla siebie formy ich ujścia. Wiedziałem, że mam na ten temat sporo muzycznie do powiedzenia – mówi Antoni Komasa-Łazarkiewicz. – Na taśmie mamy zapisane 450 godzin, z których powstać musiał 80–minutowy film. W trakcie pracy nad montażem miałem nadzieję, że w dniu premiery obrazu, wojna będzie tylko wspomnieniem – mówi Maciek Hamela. „Skąd dokąd” nabiera więc nie tylko nowego znaczenia, ale ma do odegrania nową, istotną rolę.
– W Europie, decyzją Węgier, blokowane są środki pomocowe dla Ukrainy, Podobna sytuacja ma miejsce w Stanach Zjednoczonych, gdzie republikanie zatrzymują finansowanie uzbrojenia ukraińskiej armii. Partnerami filmu w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Francji są liczne organizacje skupione na pomocy Ukrainie. W styczniu film pokazywany będzie w Budapeszcie. Walczymy o to, by został wyświetlony w amerykańskim kongresie. „Skąd dokąd” jest też pierwszym filmem opowiadającym o wojnie w Ukrainie, który został pokazany w Kazachstanie. Co do tej pory, z racji silnych relacji politycznych z Rosją, było zakazane. Zdecydowano się na ten film, ponieważ o wojnie mówi z perspektywy ofiar – tłumaczy Hamela, którego sztuka – za Gombrowiczem – staje się „protestem przeciwko światu, który ukazuje”. Ale czy wierzy w to, że ta może realnie na ten świat wpłynąć? – Pod tym względem jestem idealistą. Może jeden film go nie zmieni, ale jeśli będzie to artystyczny zryw jest na to szansa. Widzę to chociażby po „Skąd dokąd”, którego efekty już są widoczne. We Francji mamy pełne sale. Po seansie widzowie spontanicznie organizują zbiórki na Ukrainę, zaczynają wspierać organizację, które z nami współpracują. To szczególnie ważne, kiedy minął moment świeżości informacji dopływających do nas z frontu. O wojnie w Ukrainie mówi się w wiadomościach coraz mniej. W Polsce rzeczywiście się o tym wspomina, ale na zachodzie temat w zasadzie zupełnie zniknął z pierwszych stron gazet – odpowiada Hamela. „Skąd dokąd” staje się więc poruszającym przypomnieniem. Nie tylko o ludziach uciekających z Ukrainy, ale o kryzysie uchodźczym w ogóle. O tych, którym konflikty zbrojne odebrały wszystko. A tych będzie we współczesnej historii coraz więcej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.