Michalina Augusiak, Karolina Grzegorczyk i Ida Ślęzak, studentki Instytutu Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, od dwóch tygodni organizują strajk pod Rektoratem w sprzeciwie wobec planowanej nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym. W swoim manifeście tłumaczą, dlaczego ustawa zagraża autonomii uczelni.
Reforma nauki i szkolnictwa wyższego zainicjowana przez ministra Jarosława Gowina ma wejść w życie już od jesieni 2018 roku. Ustawa może prowadzić do marginalizacji małych ośrodków, ogranicza rolę uczelnianych senatów na rzecz władzy rektora, a także powołuje nowy organ decydujący – dziewięcioosobową radę uczelnianą, spośród której pięciu członków będzie pochodziło spoza akademii. Zagrożeniem jest także utrudnienie pracy kobietom w akademii. Strajkujący przeciwko wprowadzeniu ustawy studenci i pracownicy naukowi Uniwersytetu Warszawskiego opublikowali 11 postulatów na stronie NaukaNiepodlegla.pl, żądając zmiany postanowień ustawy.
Uczestniczki strajku na UW Michalina Augusiak, Karolina Grzegorczyk i Ida Ślęzak tłumaczą, jakie zagrożenia niesie wprowadzenie ustawy Gowina.
Ustawa 2.0 wyrasta z dobrze znanej nam wizji świata, której efektów – jako młode badaczki – doświadczamy na co dzień. To wizja, zgodnie z którą naczelnym kryterium oceny naszego życia jest wydajność, skuteczność, odnoszenie sukcesu w wydzieraniu sobie ograniczonych zasobów. W środowisku akademickim już teraz oczekuje się od nas konkurowania między sobą – studentek ze studentkami, doktorantów z doktorantkami, pracownic z pracownikami. Mówi się nam, że takie są wymogi modernizacji.
Jeśli jest to modernizacja, to modernizacja staroświecka. Podczas gdy w murach zachodniej akademii zaczyna się coraz ostrzej krytykować negatywne skutki komercjalizacji nauki i wpisywania jej w rynkową logikę parametryzacji, polskim uczelniom proponuje się kompilację funkcjonujących na Zachodzie z coraz mniejszym powodzeniem rozwiązań. Podobnie jak osoby uczestniczące w tegorocznych strajkach w Wielkiej Brytanii, wyrażamy przekonanie, że technokratyczny model zarządzania instytucjami stoi w sprzeczności z potrzebami społeczności, którym te instytucje mają służyć.
Jako studentki, doktorantki i akademiczki uwikłane w logikę tego systemu na każdym etapie naszej ścieżki edukacyjnej i zawodowej szczególnie silnie odczuwamy te problemy. Jak pokazują statystyki, kobiety pracujące w akademii osiągają kolejne szczeble kariery naukowej później niż mężczyźni. Nie wynika to z przyczyn merytorycznych, lecz systemowych. Podtrzymując ogólne zapisy o niższym wieku emerytalnym dla kobiet (60 lat), ustawa ujawnia powierzchowność i przypadkowość swoich modernizacyjnych propozycji. Nie ma innego powodu, oprócz konserwatywnych wyobrażeń o roli kobiety, dla którego badaczki miałyby szybciej rezygnować z aktywności naukowej. Konsekwencją tej reguły będzie uniemożliwienie kobietom pełnienia w akademii ważnych funkcji, wymagających wieloletniego doświadczenia.
Z perspektywy osób, których potrzeby są lekceważone przez nową ustawę, dużo wyraźniej widać, jaki jest typ badacza faworyzowanego przez ten projekt. To naszym zdaniem osoba za wszelką cenę dążąca do maksymalizacji swoich osiągnięć: pracująca bez wytchnienia, posiadająca zaplecze finansowe niezbędne do tego, by poświęcić się pracy badawczej, a także zasoby, by podjąć ryzyko niepewnego zatrudnienia w świecie nauki. Dla całej reszty – osób z mniejszych ośrodków, dzielących swój czas między studia, rodzinę i pracę, pozbawionych możliwości skutecznego konkurowania z innymi – nie ma miejsca w tak rozumianej akademii. Chociaż podobnie wygląda sytuacja przedstawicieli innych zawodów, w akademii panował do tej pory inny duch.
Ustawę napędza wizja wywindowania rodzimych uniwersytetów w międzynarodowych rankingach. Czy istnieje jednak szansa, by ten sen się spełnił? Nawet dla najlepszych polskich uczelni wykonanie susa z dalekiego końca Europy aż do wrót Ligi Bluszczowej wymaga nowej, większej energii – a Ministerstwo zdaje się o tym zapominać. Bez ustawowej gwarancji rzeczywistego zwiększenia nakładów finansowych na szkolnictwo wyższe, najzwyczajniej zabraknie sił, by dokonać tego skoku. Ustawa pogłębi jedynie istniejący już rozdźwięk między małymi a dużymi ośrodkami, degradując te pierwsze finansowo i społecznie.
Przedstawiciele resortu nauki nie mogą dłużej utrzymywać, że „Konstytucja dla Nauki” spotkała się ze zgodnym przyjęciem środowiska. Głosy niepokoju napływają z całego kraju – do protestu przyłączyły się już jednostki naukowe z piętnastu miast. Ci wszyscy, których zdanie nie zostało wysłuchane w ramach fasadowych konsultacji społecznych, okazują teraz swój sprzeciw. Strajkując, pokazują, jak bardzo brakowało dotychczas sprawiedliwej dystrybucji głosów w dyskusji o przyszłości szkolnictwa wyższego.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.