Spektakl pokazuje, co się może wydarzyć, jeśli zapomnimy, że wolność nie jest nam dana raz na zawsze – mówi Iwan Wyrypajew, reżyser przedstawienia „1,8 M” w Nowym Teatrze, opartego na doświadczeniach osób represjonowanych przez białoruski reżim.
Dlaczego zdecydował się pan poruszyć temat represji polity-cznych w Białorusi?
Chcę pomagać tym, którzy cierpią. Moim polem działania jest teatr. Za jego pomocą chcę zwrócić uwagę Polaków i mieszka-ńców innych państw Europy (spektakl ma podróżować) na to, co dzieje się obecnie w Białorusi i Rosji.
Spektakl oparto o prawdziwe wywiady, zapiski i listy osób re-presjonowanych. Zalicza się do gatunku verbatim, polegającego na tworzeniu spektakli na podstawie dokumentów.
Chcieliśmy pokazać konkretnych ludzi, którzy padli ofiarą reżi-mów totalitarnych. Nie tylko więźniów politycznych, lecz także wszystkich tych, na których życiu ta sytuacja odcisnęła piętno. Tych niuansów nie zobaczymy w wiadomościach. Spektakl służy pokazaniu uczuć człowieka, jego charakteru, procesów, które w nim zachodzą.
Kim są bohaterowie spektaklu?
Osoby represjonowane i ich bliscy, choćby matka chłopaka z niepełnosprawnością, który ze względu na problemy psychiczne w żaden sposób nie byłby w stanie wziąć udziału w antyrządowych protestach, ale w wyniku pomyłki jest przetrzymywany w więzie-niu. Jest też uczestniczka pokojowego protestu, która stała z pla-katem z napisem „Peace”, czyli „Pokój”. W wyniku wybuchu gra-natu i strzałów gumowymi kulami została inwalidką – jest skazana na aparat słuchowy. Są też chłopcy, którzy zostali podczas prote-stu pobici i byli przetrzymywani w nieludzkich warunkach w więzieniu.
Wolności słowa nie traci się z dnia na dzień, to proces. W Pol-sce proces odbierania obywatelom wolności już się zaczął?
Nie można przegapić momentu, w którym władze przekroczą gra-nice. Obywatele muszą trzymać rękę na pulsie, żeby nie dopuścić do takiej sytuacji, jaka ma obecnie miejsce w Białorusi. Oczywiście nie można porównać Polski z Białorusią czy Rosją. Być może moi przyjaciele uważają inaczej, ale Polska jest na razie krajem demokratycznym. Kryzys demokracji trwa na całym świecie. Przedstawienia takie jak „1,8 M” pokazują nam, co może się wydarzyć, jeśli zapomnimy, że wolność nie jest nam dana raz na zawsze.
Co pana zdaniem sprawia, że ludzie przymykają oczy?
Rosyjski naród od wieków nie był wolny. Zawsze był jakiś car, a potem Stalin. Jedyny oddech, namiastkę demokracji, mieliśmy od 1991 roku do 2007. Jako student czułem wtedy, że jest jakaś nad-zieja na przyszłość. Ale to był zbyt krótki czas, żeby coś się w mentalności ludzi zmieniło. Nowe pokolenie – ludzie, którzy uro-dzili się w czasach większej wolności – nie akceptuje putinow-skiej Rosji. W Białorusi aż 80 proc. społeczeństwa nie popiera Łukaszenki. Ale nawet oni nie są w stanie nic zrobić. Do nich się strzela, wtrąca się ich do więzień, łagrów…
I nie ma żadnej nadziei?
Moim zdaniem przez najbliższe 20–25 lat nie ma nadziei. Nie widzę możliwości rewolucji w Rosji, bo obecne elity nie wystąpią przeciw Putinowi.
A młodzi ludzie nie są nadzieją na przyszłość?
Młodzi w Rosji i w Białorusi mają koszmarne życie. Znam ich do-brze, mam dorosłych synów, pracuję ze studentami, aktorami. Kiedy ja dorastałem, wszystko na moich oczach się otwierało. Z dnia na dzień mieliśmy więcej wolności. Dzisiejsza młodzież ma dokładnie odwrotną sytuację – urodzili się w wolnej Rosji, teraz ta wolność jest im każdego dnia odbierana.
Dlatego młodzi ludzie protestują i ponoszą tego konsekwencje,często tragiczne…
Represje, które spotykają młodych Białorusinów i Rosjan, są straszne. 14-letnie dzieci są wtrącane do więzienia za plakaty czy choćby za udostępnienie w mediach społecznościowych postów Nawalnego. A przecież młody człowiek powinien być radykalny – taka jest jego natura. 17-letnia dziewczyna pisze na Facebooku: „KGB to szatan” i ona powinna mieć do tego prawo, a prawa do buntu odmawia się młodym ludziom w okrutny sposób. Ta dziewczyna za taki post dostanie dwa lata więzienia. A bunt mło-dych jest najczęściej pokojowy i to, jak Putin czy Łukaszenka na niego reagują, świadczy o strachu tej władzy. Młodzi ludzie nie rzucają koktajli Mołotowa, jak dzieje się to we Francji. Maszerują z plakatami – to wszystko. A władza wtrąca ich do więzienia i niszczy im młodość. Kto weźmie za to odpowiedzialność?
Wielu Polaków reaguje biernością na to, co dzieje się z innymi ofiarami reżimu Łukaszenki – umierającymi na naszej granicy uchodźcami…
Łukaszenka wypycha uchodźców na granicę, a polskie władze ich nie wpuszczają, pozwalając kobietom i dzieciom umierać z zimna w lesie. A potem rosyjskie i białoruskie gazety piszą: „Polacy są okrutni”. Ale co z tego, że Łukaszenka wykorzystuje tych ludzi dla swoich korzyści. To nie jest powód, by pozwolić im umrzeć! Oczywiście, znam też Polaków, którzy reagują, działają, jadą na granicę, buntują się tak, jak ludzie podczas protestów w Białorusi czy w Rosji. Nasz spektakl dotyka wszystkich tych kwestii.
Uważa pan, że sztuka może być narzędziem walki z totali-tarnym terrorem?
Ja nie walczę, ja stawiam pytania. Celem sztuki jest wzbudzenie w ludziach emocji i współczucia wobec tych, którzy walczą z totali-tarnymi reżimami. Chcę, żeby widz przy pomocy sztuki również zadał sobie pewne pytania.
Czy jako artysta czuje pan odpowiedzialność walki ze złem?
Uważam, że zło było, jest i będzie. Światło i mrok to jedność, nie mogą bez siebie istnieć. Nie jestem politykiem ani rewolucjonistą, zajmuję się sztuką i wykorzystuję narzędzia, które mam.
A nie obawia się pan negatywnych konsekwencji, które mogłyby pana spotkać w Rosji czy Białorusi?
Pokazuję ludzkie cierpienie, a tego nawet Łukaszenka nie może zakazać. Nie mógłbym postąpić inaczej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.