Zaczęło się od prośby mojego syna: „Zabierz mnie tam, gdzie jest najciszej”. Postanowiłem znaleźć dla niego to miejsce. Rozmawiałem z pisarzami, artystami, naukowcami. Zamknąłem się w komorze bezechowej i spędziłem noc w klasztorze. Przeczytałem dziesiątki tekstów i książek. W końcu wynająłem specjalistę od systemów informacji geograficznej, żeby razem z nim stworzyć mapę ciszy.
To była długa droga, a na jej końcu czeka pustka po horyzont. Rok mi to zajęło, w końcu jestem. Łagodne wzgórza, pustać traw przyciśniętych wiatrem do ziemi, samotne drzewa. Ani śladu żywego człowieka. I zimne niebo z czarnym punktem myszołowa.
To tutaj?
Wyjmuję rejestrator, zakładam słuchawki. Zamykam oczy. Wiatr mierzwi czubki świerków. Gdzieś zza tego świstu wyłaniają się skrzypienie pni i śpiew ptaków. W oddali słyszę poszum rzeki.
Robię krok. Drobne kamyki zgrzytają pod moimi stopami, chrobocze piach. Rozgarniam nogą zwęglone drewno, biorę w dłoń zardzewiałe sztućce. Dźwięczą metalicznie uderzone o przepalony garnek leżący w pogorzelisku.
Musiał mi Szymon te mapy porobić, żebym sobie o tym miejscu przypomniał. A teraz jestem za późno. Szum wiatru, jęk pni, rzeka.
Warkot motoru.
Odwracam głowę. Jedzie skrajem lasu, cały na zielono, ledwie go widać. Musiał mi się przyglądać przez dłuższą chwilę z oddali. Sprawdzał, co robię, przecież tuż obok jest granica. Silnik quada pracuje równomiernie. Po chwili jest już przy mnie. Zdejmuje kask, wyjmuje paczkę papierosów. Zapala. – Ptaki pan nagrywa? – pyta. Kręcę głową. – Wszystko dookoła – odpowiadam – krajobraz nagrywam. Przez chwilę milczy. W końcu mówi: – Szkoda chaty. W ubiegłym roku spłonęła. A to nawet dla nas było dobre miejsce, zawsze można było zajechać na patrolu, przed deszczem się schować, herbaty zrobić. A teraz…– Machinalnie kładzie dłoń na kolbie pistoletu przy pasie. – Po co pan tu przyszedł? – pyta. – Nie uwierzy pan. Szukam najcichszego miejsca w Polsce. Spogląda na mnie badawczo, zaciąga się dymem. Wyjmuję dokumenty, wiem, po co przyjechał. Macha ręką.
– Wierzę – mówi bez cienia uśmiechu – To tutaj. Nigdzie nie jest ciszej.
A potem zakłada kask, odpala motor i odjeżdża.
Rok wcześniej pojechaliśmy z Kaziem oglądać maraton warszawski. Zawiozłem go pod most Poniatowskiego, w miejsce, w którym ustawiła się młodzieżowa orkiestra. Byli śmiesznie poprzebierani i mieli wielkie, kolorowe instrumenty. Myślałem, że mu się to spodoba. Siedział na rowerze, przejęty, że będzie bił brawo biegaczom. Ćwiczył te oklaski całą drogę. Ale gdy orkiestra zaczęła grać, on natychmiast zasłonił sobie uszy. Muzyka odbijała się od sklepienia mostu, mieszała się z szumem aut oraz tramwajów i docierała do nas zwielokrotnionym dudnieniem. – Chodźmy stąd – powiedział po krótkiej chwili, przekrzykując tumult.
– Dokąd chcesz iść? – zapytałem.
– Tam, gdzie jest najciszej – odpowiedział z poważną miną.
Byliśmy w centrum Warszawy. Nie wiedziałem, dokąd go zabrać.
Bo Kazik nie lubi hałasu. Od niemowlaka tak ma, ale teraz już o tym mówi. Zabraliśmy go do kina, na poranek dla maluchów. Powiedział, że mu się podobało, ale bajka była za głośno. Poszliśmy do teatru, dobrze się bawił, ale zastrzegł, że było zdecydowanie za dużo dzieci. Jego cioteczna siostra zaczęła niedawno chodzić do przedszkola. Teraz wraca stamtąd i krzyczy. Jakby ciągle próbowała przekrzyczeć inne dzieci. On patrzy na nią wtedy trochę zdziwiony.
Rozumiem tę jego potrzebę, też nie lubię hałasu. Tyle że ja po prostu zdążyłem już do tego przywyknąć. On jest za mały, jeszcze nie miał takiej okazji. Odbiera świat taki, jaki jest. A przecież jest za głośny. Coraz mniej w nim ciszy.
Tak to się właśnie zaczęło – od prostej prośby mojego syna: „Zabierz mnie tam, gdzie jest najciszej”. Postanowiłem dla niego znaleźć to miejsce. Zapytałem o nie ludzi zajmujących się nagraniami terenowymi, specjalistów od hałasu, architektów dbających o akustykę naszych miast. Rozmawiałem z pisarzami, artystami, naukowcami. Zamknąłem się w komorze bezechowej i spędziłem noc w klasztorze, w którym obowiązuje reguła kontemplacyjnego milczenia. Przeczytałem dziesiątki tekstów i książek. Dowiedziałem się z nich, że gdy nie ma człowieka, który mógłby się w ciszę wsłuchać, nie ma też ciszy jako takiej, co najwyżej można mówić o braku dźwięku. W końcu wynająłem specjalistę od systemów informacji geograficznej – Szymona Pifczyka. Razem z nim zastanawiałem się, jak zrobić mapę najbardziej cichych miejsc w Polsce.
– Jakim kolorem zaznaczyć ci tę ciszę? – zapytał pod koniec roboty, tuż przed tym, gdy jego komputer miał wypluć już gotową mapę z zaznaczonymi miejscami.
Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. Bo jaki kolor ma cisza? Tu, gdzie stoję, w najcichszym miejscu Polski, ma kolor pogorzeliska, przepalonych cegieł z komina, mokrej ziemi. Ma też kolor bezkresu spłowiałych traw, w odcieniu późnego popołudnia na początku wiosny.
W swoich słuchawkach jeszcze przez kilka minut słyszę warkot quada. Potem cichnie zupełnie.
Jeszcze raz rozgarniam butem przepaloną ziemię, na której stała chata.
Cisza, po którą tu wróciłem, zniknęła bezpowrotnie. Spłonęła. Zostały tylko zgliszcza. Ale i tak warto było tu przyjść. Słyszę to wyraźnie.
W kolejnych odcinkach nowego serialu reporterskiego publikowanych na Vogue.pl Filip Springer poszukuje najbardziej cichego miejsca w Polsce. Kolejna opowieść już za tydzień.
Filip Springer (ur. 1982) – pisarz i fotograf. Autor wielu cykli reporterskich oraz książek, m.in. Miedzianka. Historia znikania, Wanna z kolumnadą, 13 pięter, Miasto Archipelag, Źle urodzone. Stypendysta Narodowego Centrum Kultury, Fundacji „Herodot” im. Ryszarda Kapuścińskiego i Miasta Stołecznego Warszawy. Nominowany do najważniejszych nagród literackich w Polsce. Jego książki tłumaczone są na angielski, niemiecki, rosyjski i węgierski. Współpracuje z Instytutem Reportażu w Warszawie, współtwórca festiwalu literackiego MiedziankaFest. W sierpniu nakładem wydawnictwa Czarne ukaże się jego nowa książka „Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.