Robert Bolesto, scenarzysta najciekawszych polskich filmów ostatnich lat, wraca do teatru. Współtwórca sukcesu „Córek Dancingu” oraz „Ostatniej rodziny” zrealizuje wraz reżyserką, Gosią Wdowik, przedstawienie o strachu.
Na długo przed aferą wokół „Klątwy” chorwackiego reżysera Olivera Frljicia, która zagnała pod warszawski Teatr Powszechny prawicowe bojówki i zwolenników intronizacji Chrystusa na króla Polski, Robert Bolesto rozpętał w tym samym teatrze pierwszą aferę od pamiętnego „załóż majtki!” wykrzyczanego przez zbulwersowaną widownię „Hamleta” Krzysztofa Warlikowskiego, gdzie Jacek Poniedziałek występował nago.
Awantura zainicjowana przez Bolesto nie była jednak obyczajowa – dramatopisarz i kierownik literacki praskiej sceny uderzył w status quo polskiego teatru. I zebrał cięgi. A był to rok 2007. Jeśli w literaturze, głównie dzięki debiutowi złotej Doroty Masłowskiej, wszyscy nastawieni byli już na rewolucyjne gesty i łamanie tabu, to w teatrze reżyserzy i dramatopisarze wciąż musieli walczyć o medialną uwagę ze starymi wyjadaczami i często gryźli się w język ze strachu przed konsekwencjami, jakie mogło pociągnąć za sobą mówienie otwarty tekstem o polskich narodowych mitach czy władzy Kościoła nad polityką. Czuć jednak już było ich zmęczenie i irytację. Bolesto postanowił opowiedzieć o tym wprost, z właściwą sobie dosadnością i bezkompromisowością. „Młody jebie starego” – tak brzmiał niesławny manifest. I oddawał on najlepiej atmosferę na naszych scenach, gdzie wciąż królowali wujowie obwarowani w dyrektorskich pokojach, zazdrośnie strzegący własnej hegemonii w teatrze. Na wałbrzyski przewrót i triumfalne wejście młodych reżyserów do mainstreamu trzeba było jeszcze poczekać.
W Powszechnym wszystko potoczyło się szybko, sprawa eskalowała i omawiana była w głównych mediach, a Bolesto wyleciał z teatru, trzymając pod pachą kilka zalążkowych pomysłów. Między innymi ten o rodzinie Beksińskich. Długo musiał czekać. Dwa lata po morderstwie malarza obsesyjnie portretującego koniec świata było jeszcze za wcześnie. Ale pomysł kiełkował, Bolesto zakopał się w archiwach sądowych i oglądał niekończące się metry taśm VHS, które Beksiński produkował z większym być może entuzjazmem, niż obecnie sprzedawane na pniu choćby w Japonii obrazy. Powstał z tego film „Ostatnia rodzina”, który okazał się sensacją i zgarnął wszystkie nagrody filmowe w Polsce. Dodatkowo, jego sukces spotkał się w czasie z podróżującymi tryumfalnie po świecie „Córkami dancingu”, a Bolesto stał się nagle najgorętszym scenarzystą na rodzimym rynku.
Teraz wraca do teatru. I spotyka na swojej drodze reżyserkę z zupełnie innego pokolenia. Odkąd Bolesto pożegnał się z teatrem, pojawili się w nim nowi mistrzowie. Wszyscy nagrodzeni zostali najbardziej prestiżową w polskim teatrze nagrodą – teatralnym Paszportem „Polityki”. I stali się nowymi „starymi”. Bolesto niejako przeskoczył jedno pokolenie, dla którego być może był inspiracją. W końcu słynny wałbrzyski spektakl Strzępki i Demirskiego o pogrzebie Andrzeja Wajdy reprezentującego starą gwardię można odczytać jako teatralne rozwinięcie głównego postulatu dramatopisarza. Sam Bolesto zniknął, ukrył się w kuchni warszawskiego mieszkania tłukąc w klawiaturę.
Napisał kilka świetnych dramatów, między innymi „Lovecrafta”, którego dopiero po latach i sukcesach autora w filmie w zeszłym sezonie wystawił Łukasz Kos ze studentami łódzkiej filmówki. Fenomenalny jest napisany kilka lat później oniryczny monolog legendy Formuły I, Ayrtona Senny, prawie wydrukowany w „Dialogu” (ostatecznie redakcja uznała, że jest to propozycja zbyt ekscentryczna i w ogóle to nie jest przecież dramat, bo nie ma w nim… podziału na role). Tekst wprawdzie wystawiono w 2013 roku w warszawskiej Imce, ale przedstawienie spadło z afisza w tempie iście wyścigowym. Spektakl, estetycznie nowatorski, obsesyjny i fantazmatyczny został przez teatr niesłusznie zamieciony pod dywan. Rok później, też z Łukaszem Kosem, Bolesto zaadaptował dla dzieci „Bankructwo małego Dżeka”. Po tym przedstawieniu zniknął na dobre z teatru, jego sztuki rozbijały się o mur niezrozumienia, dla którego spoiwem był wciąż przeżywany przez teatralny establishment skandal z Powszechnego. Mówiąc wprost – nikt nie chciał go wystawiać. Ale wciąż pisał.
Czy „Strach” opróżni wreszcie szufladę jednego z najoryginalniejszych polskich pisarzy teatralnych? Teatr tylko na tym może skorzystać.
W szufladzie Bolesto wciąż czekają na wystawienia sztuki z tamtego okresu, choćby brawurowe „Amazonki” zainspirowane dramatami Kleista. A może i więcej tekstów teatralnych. Czy przyszedł wreszcie czas na tego pisarza, na którego teatr ewidentnie się obraził? Paradoksalnie, wraca on na scenę jako uznany scenarzysta. To chyba pierwszy tak spektakularny powrót dramatopisarza w polskim teatrze. Widać, trzeba odbijać się od kina.
Na pytanie, czy w filmie pracuje się trudniej niż w teatrze, odpowiada: – W moim przypadku większą presję czułem w teatrze. Na przykład, kiedy w Bydgoszczy z Kosem robiłem „Kajtusia Czarodzieja” Korczaka i w tekście dzieci pokazywały znak Szatana, co wziąłem z obrazka z autobusu, zostałem wezwany przez dyrektora teatru i kierownika literackiego na dywanik, w celu wyjaśnienia, czy jestem satanistą.
Bolesto zawsze szukał w mroku, interesowały go potwory, wykolejeńcy, szaleńcy. Świat jego dramatów inspirowały horrory, opowieści grozy, popkulturowe pulpy i seanse midnight movies. To się mogło nie podobać.
„Strach” napisany dla TR Warszawa to pierwszy od lat nowy teatralny tekst Bolesto. W zgodzie z czasem, pisany jest na scenie, czerpie z aktorskich improwizacji. – Zostałem zaproszony przez reżyserkę Gosię Wdowik do stworzenia razem z realizatorami, co nie dla wszystkich jeszcze jest równoznaczne, że też z aktorami, spektaklu, w którym będę odpowiedzialny, przede wszystkim, za partie mówione – tłumaczy. Czy „Strach” opróżni wreszcie szufladę jednego z najoryginalniejszych polskich pisarzy teatralnych? Teatr tylko na tym może skorzystać. Bolesto nie musi już dbać o jego względy – może pisać scenariusz, ma wiele propozycji filmowych. Może więc najwyższy czas, by to teatr zaczął zabiegać o względy Bolesto? I się z nim przeprosił. Dla własnego dobra.
„Strach”, reż. Małgorzata Wdowik, tekst Robert Bolesto, dramaturgia Joanna Ostrowska, TR Warszawa, premiera 28 kwietnia 2018
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.