Znaleziono 0 artykułów
30.12.2024

Odpoczynek zamiast imprezy i bólu głowy następnego dnia. Tak dziś chcemy spędzać sylwestra

30.12.2024
(Fot. Archive Photos/Getty Images)

Sylwester nie jest już synonimem hucznych imprez, błyszczących kreacji i tańczącego tłumu. Z roku na rok coraz więcej osób rezygnuje z wielkich wydarzeń na rzecz bardziej kameralnych, spokojnych form celebracji. 31 grudnia spędzamy więc w gronie najbliższych – w dresie, z domowym comfort foodem, całkowicie na trzeźwo albo podczas wspólnego gotowania i testowania wina. Kultywując rodzinne tradycje bądź leżąc w szpilkach na hotelowej pościeli. Wika, Agata, Tomasz i Alicja opowiadają o alternatywnych sposobach świętowania – takich, które stawiają na bliskość, autentyczność i odpoczynek zamiast presji i bólu głowy następnego dnia.

Wika Krauz

rysowniczka, twórczyni internetowa: @wikakrauz

Gdy byłam nastolatką, sylwester był źródłem sporego napięcia. I godzin przygotowywań. Musiałam kupić nowe ciuchy, zrobić odpowiednio brokatowy makijaż. No i znaleźć imprezę. Najlepszą z najlepszych. Często lądowałam u dalszych znajomych, na domówce, na której nie znałam prawie nikogo. Nie czułam się komfortowo, ale zostawałam do końca – w końcu co potem powiedziałabym kolegom i koleżankom?

Z sylwestrowego imprezowania zrezygnowałam w momencie, gdy przeprowadziliśmy się z rodzicami pod Warszawę. Kolejka działała do 23, a ja coraz częściej zaczynałam się zastanawiać nad tym, co sprawia mi większą przyjemność – szlajanie się po obcych domach czy komfort przebywania we własnym.

Obecnie od kilku lat mieszkam w Hiszpanii z moją dziewczyną. Poprzedni sylwester nastoletnia Wika określiłaby zapewne jako „przypałowy”, ale ja bawiłam się świetnie. Spędziłam go w Walencji, w mieszkaniu Zuzi, razem z jej rodzicami. Byliśmy ubrani w wygodne, domowe ciuchy, polarki, miękkie dresy. Towarzyszył nam owczarek australijski, który dostał na tę okazję zielony szalik. Siedzieliśmy na kanapie, jedliśmy comfort food, rozmawialiśmy. Bezalkoholowo, kameralnie i po boomersku. Przede wszystkim jednak – blisko.

Mamy nowe sylwestrowe tradycje. Jedna z nich jest bardzo popularna w Hiszpanii – odliczając do północy, co sekundę je się jedno z dwunastu przygotowanych winogron. To wróżba na pomyślność w Nowym Roku. A naszym własnym rytuałem jest robienie tuby. Do zwykłej tuby, opakowania po czipsach Pringles, co roku 31 grudnia wrzucamy karteczki, na których zapisujemy cele i marzenia na kolejny rok. Piszemy też o tym, co jest dla nas trudne, co chcemy przepracować. Równo rok później otwieramy tubę i czytamy, zastanawiając się, co udało nam się przez ten rok zrobić. Skupiamy się na tym, żeby mówić o progresie. Nie nakładać presji. Dowiedzieć się czegoś o sobie i poklepać się po pleckach, mówiąc: hej, to był dobry rok, zobacz, ile udało ci się zrobić.

W tym roku to ja i Zuzia organizujemy sylwestra. Grono się nie zmienia, będziemy się bawić we czwórkę. Ostatnio gotujemy sporo makaronów, więc w menu prawdopodobnie znajdzie się jakaś pasta albo ravioli. I pyszny deser. Koniecznie coś z glutenem. Pójdziemy też na spacer dla zdrowia psychicznego i pewnie tuż po północy pójdziemy spać. Czasem zastanawiam się, czy nie fajnie byłoby zaprosić jeszcze kogoś, ale potem myślę, że kocham tę moją safe space. Przestrzeń, w której mogę się nie wysilać, siedzieć w dresiku z brokatem na oczach i wejść w nowy rok otoczona miłością.

Podsumowania i postanowienia mogą być stresujące. Ale warto pozaglądać do swoich kalendarzy. Często wydaje nam się, że tak mało zrobiliśmy. A gdy tylko przeanalizujemy swój kalendarz, znajdziemy mnóstwo powodów do tego, żeby się docenić!

Agata

w internecie przedstawiająca się jako @grammarmamma

Jak spędzam sylwestra? W hotelu z przyjaciółką. W pięknych ubraniach, z dobrym jedzeniem i toastem na Nowy Rok. Więcej mi nie trzeba. Gdy bywałam na wielkich imprezach, drama goniła dramę.
 
Na trzecim roku studiów zaliczyłam rozpad przyjaźni z licealnymi przyjaciółkami. Na 10 dni przed sylwestrem. Spędziłam go więc zupełnie sama, spacerując po Warszawie. O północy przechodziłam przez most Świętokrzyski, było to dla mnie symboliczne i bardzo smutne – to, że nie miałam wtedy z kim i gdzie spędzić tego wieczoru. Miało to jednak swoje plusy – wstałam rześka, z optymizmem, refleksją, która poskutkowała tym, że z przyjaciółkami się, koniec końców, pogodziłam.

Z dziewczynami się przeprosiłyśmy, ale już w 2018 roku, podczas przygotowań do wspólnie organizowanej imprezy noworocznej, ta, w której domu impreza miała się odbyć, postanowiła mnie w ostatniej chwili odprosić. Zdecydowałam więc, że pojadę do Sopotu z przyjaciółką. Dni między 28 a 31 grudnia spędziłyśmy, spacerując po plaży, odpoczywając w hotelu i oglądając filmy typu „Tylko mnie kochaj”. Wróciłyśmy do Warszawy, pojawiłam się na imprezie na chwilkę, żeby złożyć życzenia i… nigdy już nie obchodziłam sylwestra hucznie.

Ten Sopot coś we mnie zmienił. Pomyślałam, że to dobry pomysł – zacząć nowy rok refleksyjnie. Rozmawiając z najbliższą osobą. Bez wielkiego wyjścia. Z dala od miasta, aktywnie odłączyć się od szukania imprezy. Od tamtej pory spędzam sylwestra we dwie – z jedną z moich dwóch przyjaciółek.

Rok temu wynajęłyśmy pokój w hotelu. Wypiłyśmy drinka, oglądałyśmy koncerty na Polsacie, wzniosłyśmy toast i poszłyśmy spać. Ominęły nas podróżowanie drogimi taksówkami, upijanie się, stanie w kolejkach, złe samopoczucie rano, sprzątanie mieszkania po imprezie, kace moralne…

Nienawidzę pytania „Co robisz w sylwestra?”. A ono krąży po znajomych już od początku grudnia. Sylwester to scam, wywołuje dużą presję, doprowadza do kłótni i rozłamów. Ja tego nie chcę. Wolę spać w białej pościeli i obudzić się świeża i wypoczęta. Z lepszymi wspomnieniami.

(Fot. Getty Images)

Alicja Waśniewska

Head of social media w agencji social media, @makabrycja – autorka mikropodcastu o tematyce kryminalnej

Ja, mój mąż i domowe pielesze. Od kilku lat właśnie tak spędzam sylwestra. Razem z Wojtkiem mamy rytuał wspólnego robienia sushi, więc tak będzie i w tym roku. Przygotujemy rolki i zrobimy sobie maraton filmowo-serialowy. Kiedyś sporo imprezowaliśmy, więc teraz chętniej wybieramy chill.

Co prawda nigdy nie mieliśmy specjalnego parcia na to, żeby spędzać akurat ten jeden dzień w roku w wyjątkowy sposób. Kiedyś wyjechaliśmy w góry, siedzieliśmy w schronisku i mimo że była tam organizowana impreza, nie mieliśmy ochoty w niej uczestniczyć. Przyjechaliśmy odpocząć i zrobić sobie trekking.

Sylwester to najczęściej festiwal zawiedzionych oczekiwań. Sporo osób czuje presję, żeby się dobrze bawić. Nawet jeśli to zabawa na siłę. A tuż przed 31 grudnia pojawia się jeszcze stres, przypominający ten, który czuliśmy w szkole podstawowej na dyskotece – czy ktoś mnie zaprosi? A co, jeśli już każdy ze znajomych ma plany? Czy zostanę na lodzie?

Jeśli zaproszenie się otrzyma, zazwyczaj od razu pojawiają się ogromne oczekiwania. To jest trochę tak jak z ekranizacją ulubionej książki. Idziesz do kina, emocjonujesz się przez całą drogę, siadasz z popcornem i nagle okazuje się, że film to totalna klapa. Tak samo może być z imprezą. Mnóstwo osób nastawia się na imprezę roku, a potem wraca do domu, myśląc, że o wiele lepiej bawiło się kilka dni temu, siedząc ze znajomymi w pubie przy piwie albo na kawie z grupką koleżanek.

To, co jest super w domowych, leniwych sylwestrach, to budzenie się bez kaca. A kace, jak wiadomo, po 25. roku życia potrafią nieźle zmiażdżyć. Dlatego fajnie jest wstać z energią, żeby 1 stycznia spędzić w miły sposób. My wybieramy się wtedy na przebieżkę do Kampinosu albo lecimy na siłkę. Czuję wtedy satysfakcję, zwłaszcza gdy wokół jest pusto, bo większość jeszcze śpi lub odpoczywa po ciężkiej nocy. A potem? Emeryckie siedzenie na kanapie i oglądanie koncertu noworocznego w telewizji. To taka dobra wróżba na nowy rok. Zaczynanie go czymś przyjemnym, z dbałością o dobre samopoczucie.

Jaki mam stosunek do podsumowań i planowania nowych celów? Lubię to robić. Noworoczne postanowienia traktuję jednak tylko jako kierunek, w którym chcę iść. To klucz do tego, żeby nie mieć do siebie pretensji, jeśli nie uda nam się spełnić własnych, czasem zawyżonych oczekiwań. Lepiej jest przecież na przykład postanowić: „Postaram się zdrowiej odżywiać” niż „W tym roku schudnę 20 kilo”. Prawda?

(Fot. Getty Images)

Tomasz Rogoża

adwokat

Gdy byłem w liceum i na początku studiów, sporo imprezowałem. Mieszkałem w Trójmieście, często robiliśmy domówki na 40-50 osób. Sylwestry potrafiły być naprawdę huczne. Bywało, że spałem na podłodze, na swoim kożuchu. Sam też zrobiłem kiedyś imprezę sylwestrową – w trzypokojowym mieszkaniu bawiło się 60 znajomych. Towarzystwo mieszane – my, studenci prawa, i sporo dziewczyn z medycyny. Pamiętam, jak zdziwiony byłem, gdy przyszłe lekarki wstały raniutko i zaczęły się uczyć. „Żeby nie zmarnować tego dnia”. Im starszy byłem, tym bardziej zauważałem, że imprezowe towarzystwo zaczyna się kurczyć. Z roku na rok weekendy były coraz spokojniejsze. A ja, koniec końców, też przestałem mieć ochotę na to, żeby zarywać nocki.

Moje ostatnie sylwestry wyglądały podobnie. Od kilku lat mieszkam u rodziców mojego partnera w Podkowie Leśnej – to do ich domu zapraszaliśmy garstkę przyjaciół, najbliższe osoby. Koncentrowaliśmy się na przygotowaniu dobrego jedzenia, pobyciu ze sobą, na bliskich rozmowach. Stresują mnie duże imprezy, nie lubię podsumowań, postanowień noworocznych. Wolę potraktować ten dzień jako okazję do spotkania tych, którzy są dla mnie ważni.

Tegoroczny sylwester będzie wyjątkowy. Rafał, mój chłopak, w czerwcu wyjechał na roczne stypendium do Stanford. Przyjeżdżam do niego na święta i sylwestra. Chcemy spędzić ten czas we dwójkę – najprawdopodobniej leżąc na kanapie i oglądając horrory; ja – w cekinowej bluzce, którą mam zamiar upolować w kalifornijskim lumpeksie, a partner najprawdopodobniej w dresie.

Postaramy się też ugotować coś słowiańskiego, wykorzystując amerykańskie produkty. Marzy mi się spełnienie tradycji z mojego rodzinnego Wilna – przygotowanie sałatki jarzynowej i śledzia pod pierzyną. Ze śledziem w Stanach może być jednak ciężko.

Rafał się ze mnie śmieje i nazywa swoją słowiańską wiedźmą, ale ja co roku przestrzegam jednej z rodzinnych tradycji. Mówi ona, że 31 grudnia należy ubrać się w barwy nadchodzącego nowego roku chińskiego (który oficjalnie rozpoczyna się 29 stycznia). W tym roku będzie to Rok Węża. Oprócz tego do kieszeni trzeba włożyć pieniądze.

Moi rodzice, babcia, pradziadkowie bardzo zwracali na to uwagę. Zawsze dbali o to, żeby mieć ubrania odpowiedniego koloru – po to, żeby odprawić gusła, zadowolić patrona. Niestety, „żeby mieć szczęście”, o północy podpalali też karteczkę z wypisanym przez siebie życzeniem, którą to kartkę wrzucali do szampana i wypijali. Zazwyczaj zamiast szczęścia przynosiło im to sensacje żołądkowe, więc tę tradycję staram się jednak omijać.

Aleksandra Pakieła
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Odpoczynek zamiast imprezy i bólu głowy następnego dnia. Tak dziś chcemy spędzać sylwestra
Proszę czekać..
Zamknij