Działam, więc jestem? A może za wypełnionym po brzegi kalendarzem, nowymi zajęciami i wirem pracy kryje się coś, czego się nie spodziewamy? – Syndrom Sisi to odmiana depresji, która nie objawia się bezczynnością, lecz nieustanną potrzebą działania – mówi psychoterapeutka Patrycja Bujarska, z którą rozmawiamy o tym, jak go rozpoznać i jak sobie z nim radzić.
Cesarzowa Sisi, czyli Elżbieta Bawarska, nie pozwalała sobie zwolnić nawet na moment. Każdy dzień miała wypełniony zadaniami. Jeździła konno, trenowała szermierkę, spacerowała, podróżowała prywatnie i służbowo, podejmowała szereg różnych aktywności. – Niekiedy zdarza się tak, że im więcej dana osoba robi, tym bardziej chce coś zamaskować. Tak było w wypadku cesarzowej Sisi. Smutek i pustkę chciała z całych sił przykryć kolorową rzeczywistością – wyjaśnia psychoterapeutka Patrycja Bujarską. Elżbieta Bawarska szukała ukojenia w aktywności, a kiedy zajęcia nie wypełniały pustki, cesarzowa podejmowała się kolejnych. Dziś, właśnie po niej, mówimy o syndromie Sisi.
Syndrom Sisi to depresja ukryta tak dobrze, że zaskakuje nawet osoby, które chorują. Jakie są jego objawy?
Syndrom Sisi to szczególna odmiana depresji. – Mówimy o niej jako o depresji perfekcyjnie ukrytej, bo bardzo trudną ją dostrzec. Nie ma tam niechęci, braku siły, bezczynności. Wręcz przeciwnie, osoby z syndromem Sisi cechują zazwyczaj energiczność, pracowitość i perfekcjonizm – wyjaśnia psychoterapeutka Patrycja Bujarska.
To obraz depresji daleki od tego najczęściej przedstawianego. – W tym tkwi niebezpieczeństwo. Obraz depresji, który jest najczęściej przedstawiany, nie jest pełny i nie jest jedynym obrazem choroby. Jeżeli ktoś się uśmiecha, może mieć depresję. Jeżeli ktoś dużo pracuje i jest w tej pracy bardzo efektywny i odnosi sukcesy, może mieć depresję. Nie zawsze depresja musi objawiać się wyciszeniem i spowolnieniem psychoruchowym – zauważa psychoterapeutka.
Postawienie diagnozy może się wówczas okazać nie lada wyzwaniem, bo na pierwszy rzut oka wszystko jest dobrze. Osoby z syndromem Sisi mają pracę, w której często odnoszą sukcesy, podróżują, spotykają się z przyjaciółmi, mają pasje. – I żadna z tych płaszczyzn nie daje im satysfakcji. Osoby z syndromem Sisi zgłaszają się do gabinetu z narracją: pracuję, mam osiągnięcia, dyplomy, dobrze zarabiam, udaje mi się, dużo działam, ale nie czuję się szczęśliwa – przytacza Patrycja Bujarska.
To właśnie brak satysfakcji połączony z przymusem robienia coraz więcej powinien nas zaniepokoić. – W depresji perfekcyjnie ukrytej nie dopuszcza się słabości, bólu, porażki. Osoba, która zmaga się z syndromem Sisi, będzie nieustannie dążyła do perfekcji, ale w tym wszystkim będzie jej towarzyszyć zawstydzający, krytyczny wewnętrzny głos. Syndrom Sisi często łączy się z negatywnym postrzeganiem siebie. Osoby nie czują się na tyle pewne, żeby odpuścić. Muszą działać, bo w przeciwnym razie będą uważać, że są niekompetentne i niewystarczające – podkreśla Patrycja Bujarska. Osoby zmagające się z depresją perfekcyjnie ukrytą takie przekazy bardzo często otrzymywały od najmłodszych lat. – „Złość piękności szkodzi”, „nie bądź taka naburmuszona”, „chłopaki nie płaczą” i tym podobne komunikaty tylko zwiększają problem – dodaje psychoterapeutka.
Ukrywane emocje w końcu dadzą o sobie znać. Pierwsze może zareagować ciało, depresja perfekcyjnie ukryta może bowiem objawiać się somatycznie. – Według Światowej Organizacji Zdrowia w 69 proc. przypadków depresji dolegliwości fizyczne stanowią powód zgłoszenia się do lekarza pierwszego kontaktu. Problemy ze snem, migreny, ból brzucha, bóle stawów – objawów może być wiele. Dopiero po zrobieniu dokładnego wywiadu okazywało się, że objawy te były powiązane z współwystępującą depresją, dlatego właśnie nazywa się je maskami depresji – wyjaśnia psychoterapeutka Patrycja Bujarska.
Jak radzić sobie z syndromem Sisi?
Przede wszystkim należy pamiętać, że depresja to niebezpieczna choroba, którą należy leczyć, jak wskazują specjaliści, najlepiej dwutorowo: zarówno psychiatrycznie, jak i psychoterapeutycznie. Lekarz psychiatra decyduje, czy wprowadzić leki, terapia zaś m.in. uczy radzić sobie z trudnymi emocjami.
Tym, nad czym warto pracować, jak mówi Patrycja Bujarska, będzie dopuszczanie emocji (wszystkich, zwłaszcza tych negatywnych), zauważenie ich i rozmowa o nich. – Pomocy warto szukać w gabinecie psychoterapeutycznym. Odkryć emocje z pomocą eksperta i zauważyć, kiedy występują, co je wywołuje oraz jakie znaczenie im przypisujemy. Czy wywołują w nas wstyd? Czy może jest tak, że u innych je akceptujemy, a u siebie nie? Jeżeli tak, to co sprawia, że tak jest? Warto też rozmawiać z bliską osobą. Chodzi o to, żeby otworzyć się na drugiego człowieka i rozmowę. Pokazać siebie z perspektywy, którą dotychczas maskowaliśmy, bo nie chcieliśmy wyjść na słabych, marudnych, nieidealnych – radzi Patrycja Bujarska.
Pomocne może okazać się również monitorowanie swoich emocji, ćwiczenie ich akceptacji, trenowanie swojej uważności. – Można notować na kartce wszystkie towarzyszące nam myśli, emocje i okoliczności, które je wzbudzają. Samo przelanie myśli na papier pozwoli się do nich zdystansować. Można powiedzieć, że to trochę taka metoda oczyszczania. Pierwszym krokiem zawsze będzie jednak spotkanie się z uczuciami i akceptacja ich wszystkich – zauważa ekspertka.
– Kolejnym krokiem będzie zwrócenie uwagi na to, jakimi działaniami osoba przykrywała nieakceptowane myśli i emocje, w jaki sposób ich unikała i jak to wpływało na jej ogólne samopoczucie, styl bycia, pracy. Często właśnie w ten sposób doprowadzamy się do przemęczenia i przepracowania. Brak maskowania już jest etapem rozpoczętej pracy nad sobą, zmiany destrukcyjnych i osłabiających nas dotychczas przekonań na temat nas samych, negatywnych emocji, proszenia o pomoc i wielu innych – dodaje.
Według prognoz do 2030 roku depresja trafi na pierwsze miejsce najczęściej występujących chorób na świecie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.