Myśleliście, że teatr w Wałbrzychu to tylko Monika Strzępka, Wojciech Faruga czy Krzysztof Garbaczewski? Ja też tak myślałem. Tymczasem zobaczyłem spektakl „364” w reżyserii Sylwii Aftyki-Łody, pracującej z licealistami z wałbrzyskiego IV Liceum Ogólnokształcącego. Spektakl rewelacyjny.
Dziewięcioro młodych aktorów wita na trybunie Hitlera, w oślepiająco białych strojach każdy z nich już za chwilę pochwali porządek w Rzeszy – także ten rasowy. Dumni z Niemiec będą rywalizować na Olimpiadzie w Berlinie. Mamy 1936 rok, za dwa lata ci sami zapięci pod szyję sportowcy w nieskazitelnie białych podkolanówkach zgotują Żydom Kryształową Noc. Od tężyzny do faszyzmu dzieli ich tylko krok. Od kibicowania rodzimym sportowcom do skrajnego nacjonalizmu – też. A przyśpiewki szybko zmienią się w antysemickie paszkwile. Brzmi znajomo?
Reżyserka Sylwia Aftyka-Łoda nie ma zamiaru w swoim przedstawieniu brać jeńców. Od początku gra odważnie. Reżyserka na co dzień uczy języka polskiego w jednym z wałbrzyskich gimnazjów. W Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu stworzyła w moim odczuciu jedno z najmocniejszych przedstawień, jakie miałem okazję zobaczyć w tym sezonie. Z uczniami, którzy nie tylko stanęli na wysokości zadania, a poprzeczkę postawiono im wyżej niż Siergiejowi Bubce. To oni nadali spektaklowi unikalną energię, znakomicie odnaleźli się w formalnym, wymagającym i fenomenalnie pomyślanym teatrze Aftyki-Łody. Oglądając spektakl „364” już po dziesięciu minutach mamy wrażenie uczestniczenia w znakomitym dyplomie szkoły teatralnej, a po pół godzinie – w świetnym przedstawieniu, które powinno długo nie schodzić z afisza. Dla niektórych reżyserów tak zwanych zawodowych spektakl „364” powinien być pozycją obowiązkową – niech zobaczą, co to znaczy robić teatr. Zaangażowany, precyzyjny, odważny.
– Temat II wojny światowej bardzo głęboko we mnie siedzi – mówi reżyserka – i to nie jest pierwszy spektakl, w którym dotykam z młodzieżą tego problemu. Wcześniej artystka wystawiła z uczniami gimnazjum spektakl o Gross-Rosen, obozie koncentracyjnym funkcjonującym od 1940 roku kilkadziesiąt kilometrów na północ od Wałbrzycha. W jej dorobku jest też spektakl o stanie wojennym czy adaptacja „Króla Maciusia I”, gdzie w finałowej scenie dzieci zrzucają kostiumy, odsłaniając opaski z Gwiazdą Dawida. Sylwia Aftyka-Łoda reżyseruje od dziesięciu lat, w cieniu wałbrzyskiej rewolucji teatralnej wypracowywała swój sceniczny język.
– Chcę pokazać dzieciom, że literatura jest namacalna, można ją zobaczyć. To niewiarygodne, patrzeć, jak wspólnie stwarzamy teatr i chyba właśnie sam proces twórczy jest tu najważniejszy – tłumaczy reżyserka. Wystarczy zobaczyć przedstawienia, które wychodzą spod jej ręki, by zdać sobie sprawę, że nie jest to żadna zabawa w teatr, a sam proces jest trudny, wymaga od młodych aktorów często znacznie więcej, niż w przypadku ich dorosłych kolegów. Aftyka-Łoda zachęca swoich podopiecznych, by zajmowali polityczne stanowisko, jej spektakle powstają ze starcia się racji, a sam świat sceniczny zbudowany jest na dojrzałej dyskusji twórców. Nie ma tu miejsca na infantylizm, akademię czy przemilczenia. Tematy, nawet najtrudniejsze, stawiane są wprost, bez taryfy ulgowej.
– Jeśli widzę, że jest jakiś problem w klasie, to natychmiast staram się go uwypuklić i poddać pod dyskusję za pomocą spektaklu. To jest nadzwyczajnie skuteczna terapia – tłumaczy reżyserka. I ma to swoje dalekosiężne konsekwencje. To właśnie wychowankowie reżyserki-pedagożki chodzą później na spektakle Magdy Szpecht czy Cezarego Tomaszewskiego – z pootwieranymi głowami, z zaszczepionym w trakcie pracy nad własnymi spektaklami krytycyzmem. Są świadomymi odbiorcami, często sami wchodzą już w dorosłym życiu w teatr. A bazują na znakomitych wzorcach. Bo Aftyka-Łoda to wybitna artystka o zdaje się nieograniczonej wyobraźni scenicznej. Jej teatr nie jest nachalny, choć nie stosuje taniego poetyzowania. Jeśli trzeba, to śpiewa się w nim pełnym głosem po niemiecku takie piosenki jak pacyfistyczne „Gdzie są kwiaty z tamtych lat”. Jeśli pokazujemy mord w Palmirach, to nikt tu nie udaje, że nie był on brutalny. A jak mówimy o wychowankach Korczaka, to nie udajemy, że te dzieci poszły do nieba, a nie do komór gazowych. Aftyka-Łoda niczego nie zamiata pod dywan: – W obecnej sytuacji, kiedy w Polsce nasila się ksenofobia i odradza faszyzm, wychodzę z założenia, że mam obowiązek mówić o tym z moją młodzieżą, szczególnie z nimi – żeby to się już nigdy nie powtórzyło. I dodaje: – Nie możemy mówić im, że mają być silni i zwyciężać za wszelką cenę. I ja nie mogę się bać: muszę pokazywać im choćby najcięższe do oglądania obrazy, pokazujące do czego nacjonalizm prowadzi.
Taki jest spektakl „364”, nikogo nie oszczędza, mechanika teatru służy tu bardzo konkretnym celom. A efekt jest często wstrząsający. I zaznaczam, nie dlatego, że występują tu młodzi ludzie. Reżyserka nie daje im taryfy ulgowej, więc aktorzy nie dają jej widowni. Grają zaciekle i przejmująco.
To też sukces pedagogiki przyteatralnej i Doroty Kowalkowskiej, która zdecydowała się z ramienia Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu pokazać właśnie taki spektakl wieńczący drugą edycję projektu „TleN”. Teatralne Lekcje (Nie)Obowiązkowe to program dla uczniów, którzy nigdy wcześniej nie mieli kontaktu z teatrem, a w ciągu kilku miesięcy mogą stać się jego częścią. Biorą udział w warsztatach scenografa Mirka Kaczmarka, piszą scenariusz z Janem Czaplińskim, rozmawiają z twórcami o oglądanych spektaklach i w końcu – tworzą własne.
Pedagog działający przy teatrze najczęściej traktowany jest jak kwiatek przy kożuchu usprawiedliwiający pieniądze, które na daną instytucję daje miasto. Nie w Wałbrzychu. Tutejsza pedagogika to poważne działanie pomyślane w duchu kuratorskim. Wydobywanie świetnych twórców, jak Aftyka-Łoda (albo opracowująca muzykę Anna Mansfeld), z getta konkursów „dla dzieci i młodzieży”. To spotykanie ze sobą środowisk i ludzi, którzy na co dzień nie mają szansy się spotkać. W Wałbrzychu razem pracują topowi choreografowie i wałbrzyscy seniorzy, uznana na świecie grupa Gob Squad i lokalna młodzież. A wszystko bez nadęcia, ale też bez kompleksów. W efekcie to właśnie dział edukacji przy miejscowym Teatrze Dramatycznym zafundował widzom prawdziwą petardę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.