Znaleziono 0 artykułów
09.06.2018

Teatralna petarda z Wałbrzycha

09.06.2018
Spektakl "364" (Fot. Dariusz Gdesz)

Myśleliście, że teatr w Wałbrzychu to tylko Monika Strzępka, Wojciech Faruga czy Krzysztof Garbaczewski? Ja też tak myślałem. Tymczasem zobaczyłem spektakl „364” w reżyserii Sylwii Aftyki-Łody, pracującej z licealistami z wałbrzyskiego IV Liceum Ogólnokształcącego. Spektakl rewelacyjny.

Dziewięcioro młodych aktorów wita na trybunie Hitlera, w oślepiająco białych strojach każdy z nich już za chwilę pochwali porządek w Rzeszy – także ten rasowy. Dumni z Niemiec będą rywalizować na Olimpiadzie w Berlinie. Mamy 1936 rok, za dwa lata ci sami zapięci pod szyję sportowcy w nieskazitelnie białych podkolanówkach zgotują Żydom Kryształową Noc. Od tężyzny do faszyzmu dzieli ich tylko krok. Od kibicowania rodzimym sportowcom do skrajnego nacjonalizmu – też. A przyśpiewki szybko zmienią się w antysemickie paszkwile. Brzmi znajomo?

Spektakl "364" (Fot. Dariusz Gdesz)
Spektakl "364" (Fot. Dariusz Gdesz)

Reżyserka Sylwia Aftyka-Łoda nie ma zamiaru w swoim przedstawieniu brać jeńców. Od początku gra odważnie. Reżyserka na co dzień uczy języka polskiego w jednym z wałbrzyskich gimnazjów. W Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu stworzyła w moim odczuciu jedno z najmocniejszych przedstawień, jakie miałem okazję zobaczyć w tym sezonie. Z uczniami, którzy nie tylko stanęli na wysokości zadania, a poprzeczkę postawiono im wyżej niż Siergiejowi Bubce. To oni nadali spektaklowi unikalną energię, znakomicie odnaleźli się w formalnym, wymagającym i fenomenalnie pomyślanym teatrze Aftyki-Łody. Oglądając spektakl „364” już po dziesięciu minutach mamy wrażenie uczestniczenia w znakomitym dyplomie szkoły teatralnej, a po pół godzinie – w świetnym przedstawieniu, które powinno długo nie schodzić z afisza. Dla niektórych reżyserów tak zwanych zawodowych spektakl „364” powinien być pozycją obowiązkową – niech zobaczą, co to znaczy robić teatr. Zaangażowany, precyzyjny, odważny.

Spektakl "364" (Fot. Dariusz Gdesz)

Temat II wojny światowej bardzo głęboko we mnie siedzi – mówi reżyserka – i to nie jest pierwszy spektakl, w którym dotykam z młodzieżą tego problemu. Wcześniej artystka wystawiła z uczniami gimnazjum spektakl o Gross-Rosen, obozie koncentracyjnym funkcjonującym od 1940 roku kilkadziesiąt kilometrów na północ od Wałbrzycha. W jej dorobku jest też spektakl o stanie wojennym czy adaptacja „Króla Maciusia I”, gdzie w finałowej scenie dzieci zrzucają kostiumy, odsłaniając opaski z Gwiazdą Dawida. Sylwia Aftyka-Łoda reżyseruje od dziesięciu lat, w cieniu wałbrzyskiej rewolucji teatralnej wypracowywała swój sceniczny język.

– Chcę pokazać dzieciom, że literatura jest namacalna, można ją zobaczyć. To niewiarygodne, patrzeć, jak wspólnie stwarzamy teatr i chyba właśnie sam proces twórczy jest tu najważniejszy – tłumaczy reżyserka. Wystarczy zobaczyć przedstawienia, które wychodzą spod jej ręki, by zdać sobie sprawę, że nie jest to żadna zabawa w teatr, a sam proces jest trudny, wymaga od młodych aktorów często znacznie więcej, niż w przypadku ich dorosłych kolegów. Aftyka-Łoda zachęca swoich podopiecznych, by zajmowali polityczne stanowisko, jej spektakle powstają ze starcia się racji, a sam świat sceniczny zbudowany jest na dojrzałej dyskusji twórców. Nie ma tu miejsca na infantylizm, akademię czy przemilczenia. Tematy, nawet najtrudniejsze, stawiane są wprost, bez taryfy ulgowej.

Spektakl "364" (Fot. Dariusz Gdesz)
Spektakl "364" (Fot. Dariusz Gdesz)

– Jeśli widzę, że jest jakiś problem w klasie, to natychmiast staram się go uwypuklić i poddać pod dyskusję za pomocą spektaklu. To jest nadzwyczajnie skuteczna terapia – tłumaczy reżyserka. I ma to swoje dalekosiężne konsekwencje. To właśnie wychowankowie reżyserki-pedagożki chodzą później na spektakle Magdy Szpecht czy Cezarego Tomaszewskiego – z pootwieranymi głowami, z zaszczepionym w trakcie pracy nad własnymi spektaklami krytycyzmem. Są świadomymi odbiorcami, często sami wchodzą już w dorosłym życiu w teatr. A bazują na znakomitych wzorcach. Bo Aftyka-Łoda to wybitna artystka o zdaje się nieograniczonej wyobraźni scenicznej. Jej teatr nie jest nachalny, choć nie stosuje taniego poetyzowania. Jeśli trzeba, to śpiewa się w nim pełnym głosem po niemiecku takie piosenki jak pacyfistyczne „Gdzie są kwiaty z tamtych lat”. Jeśli pokazujemy mord w Palmirach, to nikt tu nie udaje, że nie był on brutalny. A jak mówimy o wychowankach Korczaka, to nie udajemy, że te dzieci poszły do nieba, a nie do komór gazowych. Aftyka-Łoda niczego nie zamiata pod dywan: – W obecnej sytuacji, kiedy w Polsce nasila się ksenofobia i odradza faszyzm, wychodzę z założenia, że mam obowiązek mówić o tym z moją młodzieżą, szczególnie z nimi – żeby to się już nigdy nie powtórzyło. I dodaje: – Nie możemy mówić im, że mają być silni i zwyciężać za wszelką cenę. I ja nie mogę się bać: muszę pokazywać im choćby najcięższe do oglądania obrazy, pokazujące do czego nacjonalizm prowadzi.

Spektakl "364" (Fot. Dariusz Gdesz)

Taki jest spektakl „364”, nikogo nie oszczędza, mechanika teatru służy tu bardzo konkretnym celom. A efekt jest często wstrząsający. I zaznaczam, nie dlatego, że występują tu młodzi ludzie. Reżyserka nie daje im taryfy ulgowej, więc aktorzy nie dają jej widowni. Grają zaciekle i przejmująco.

To też sukces pedagogiki przyteatralnej i Doroty Kowalkowskiej, która zdecydowała się z ramienia Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu pokazać właśnie taki spektakl wieńczący drugą edycję projektu „TleN”. Teatralne Lekcje (Nie)Obowiązkowe to program dla uczniów, którzy nigdy wcześniej nie mieli kontaktu z teatrem, a w ciągu kilku miesięcy mogą stać się jego częścią. Biorą udział w warsztatach scenografa Mirka Kaczmarka, piszą scenariusz z Janem Czaplińskim, rozmawiają z twórcami o oglądanych spektaklach i w końcu – tworzą własne.

Spektakl "364" (Fot. Dariusz Gdesz)

Pedagog działający przy teatrze najczęściej traktowany jest jak kwiatek przy kożuchu usprawiedliwiający pieniądze, które na daną instytucję daje miasto. Nie w Wałbrzychu. Tutejsza pedagogika to poważne działanie pomyślane w duchu kuratorskim. Wydobywanie świetnych twórców, jak Aftyka-Łoda (albo opracowująca muzykę Anna Mansfeld), z getta konkursów „dla dzieci i młodzieży”. To spotykanie ze sobą środowisk i ludzi, którzy na co dzień nie mają szansy się spotkać. W Wałbrzychu razem pracują topowi choreografowie i wałbrzyscy seniorzy, uznana na świecie grupa Gob Squad i lokalna młodzież. A wszystko bez nadęcia, ale też bez kompleksów. W efekcie to właśnie dział edukacji przy miejscowym Teatrze Dramatycznym zafundował widzom prawdziwą petardę.   

 

Paweł Soszyński / Dwutygodnik.com
Komentarze (1)

Piotr Nowak
Piotr Nowak18.06.2018, 15:18
👏👏👏👏👏👏
  1. Kultura
  2. Sztuka
  3. Teatralna petarda z Wałbrzycha
Proszę czekać..
Zamknij