Wystarczył jeden film i seria udzielonych po jego premierze wywiadów, aby świat zakochał się w Tiffany Haddish. Lepiej późno niż wcale – Hollywood dawno nie miało bowiem tak szczerej, prawdziwej i autentycznie zabawnej przedstawicielki. W życiu aktorki nie zawsze było jednak różowo. Może właśnie dlatego z taką nonszalancją podchodzi do blichtru tego świata?
„Kto ugryzł Beyonce?!”. To pytanie zadawało sobie pół Hollywoodu (i przy okazji Twittera), po tym jak na światło dzienne wyszły wstrząsające kulisy imprezy, którą wokalistka wyprawiła w grudniu z mężem, Jayem-Z. W epicentrum afery znalazła się wtedy nie tylko ofiara i domniemana agresorka, ale także osoba, która o całym zajściu poinformowała opinię publiczną.
Tiffany Haddish, bo to ona była naocznym świadkiem, skrywaną przez kilka tygodni tajemnicę zdradziła w wywiadzie dla amerykańskiego „GQ”. Opowiedziała wtedy ze szczegółami o tym, jak będąca pod wpływem narkotyków aktorka (nie ujawniła jej nazwiska) przechodząc obok Beyonce, ugryzła ją w… brodę i o tym, jak gwiazda przez resztę nocy musiała powstrzymywać ją przed samodzielnym wymierzeniem sprawiedliwości. Dla każdego PR-owca tego typu zwierzenia byłyby ziszczeniem najgorszego koszmaru. Kto jednak choć trochę zna Tiffany wie, że udzielając wywiadu dziennikarce „GQ” była przede wszystkim sobą: szczerą, prostolinijną i lojalną dziewczyną z południowego Los Angeles, obdarzoną dodatkowo ogromnym komediowym talentem. O tym ostatnim Hollywood przekonało się jednak stosunkowo późno.
Z parkingu na plan
Haddish na swoją szansę w Fabryce Snów czekała dobrych kilkanaście lat – wystąpiła w kilku komediach, jednak najbardziej znana była jako stand-upperka. Przez długi czas była częścią klubu komediowego „Laugh Factory”, w którym poznała Kevina Harta. Razem, co środę wystawiali tam skecz „Club Playground”. Między aktorami szybko wytworzyła się relacja nie tyle przyjacielska, ile bardziej przypominająca tę między bratem a siostrą. – Za każdym razem kiedy się widzimy, Kevin mówi mi, jak bardzo jest ze mnie dumny – powiedziała w wywiadzie dla „Vanity Fair”. – Zawsze daje mi też najlepsze rady. Próbuję ich słuchać, ale czasami mi nie wychodzi. Myślę sobie wtedy: kurczę, mogłam być bardziej uważna! Wiadomo, że czasami działa mi na nerwy, szczególnie wtedy, gdy za bardzo wczuwa się w rolę starszego brata i pajacuje, ale jest naprawdę świetnym gościem.
Podobne artykułyLena Dunham w świecie kobietKaja Kusztra O lojalności i trosce Kevina Harta, Haddish mogła się przekonać, kiedy pozbawiona dachu nad głową pomieszkiwała w samochodzie. – Kevin dał mi wtedy 300 dolarów i zapytał, gdzie zaparkowałam. Odpowiedziałam, że w Beverly Hills. Jeśli mam być bezdomna, będę bezdomna w najlepszej dzielnicy. Któregoś ranka obudziła mnie policja. Prosili tylko, żebym przestawiła auto, ale poczułam, że ta sytuacja jest dla mnie ostrzeżeniem.
Haddish nawet w ciężkich chwilach nie traciła pozytywnego nastawienia i dobrego humoru. Tym ostatnim zaczęła na dobre zarażać świat w zeszłym roku, kiedy premierę miała przełomowa dla jej kariery produkcja „Girls trip”. W komedii opowiadającej losy czterech najlepszych przyjaciółek, które wybierają się do Nowego Orleanu na coroczny festiwal muzyczny Essence, zagrała obok między innymi Queen Latifah, Jady Pinkett Smith i Seana Combsa. Tiffany była jedyną aktorką, która przed angażem musiała wziąć udział w przesłuchaniu, a o samej roli dowiedziała się przypadkiem i wcale nie od producentów czy własnego agenta. Skontaktowali się z nią członkowie ekipy poprzedniego filmu z jej udziałem, „Keanu”, którzy wysłali jej scenariusz, twierdząc, że bohaterka Dina zaskakująco im ją przypomina. Po premierze, krytycy i widzowie byli zgodni: Haddish „kradnie” cały film. Jako nieco nieporadna życiowo, nieustatkowana i zbyt często imprezująca trzydziestoparolatka sprawia, że łatwo jest się z nią utożsamić. Najbardziej jednak urzeka jej otwartość, prawdomówność, spontaniczność i lojalność. Dina nie udaje kogoś, kim nie jest, a za przyjaciółmi bez wahania skoczyłaby w ogień. Zupełnie jak Tiffany w realu.
„BFF” po przejściach
Jednak to nie tylko film sprawił, że Haddish stała się nową ulubienicą widzów. Seria wywiadów, których udzieliła po premierze, jeszcze bardziej skróciła dystans między nią a publicznością. Pozwoliła też, choć na chwilę, odczarować mit nadąsanej i niedostępnej gwiazdy ekranu. Jeszcze do niedawna pomieszkująca w samochodzie aktorka stała się globalnym fenomenem, z którym dodatkowo każdy chciał się zaprzyjaźnić.
Było tylko kwestią czasu, aż o nową gwiazdę upomni się branża filmu. Mimo że wielu fanów życzyło Haddish nominacji do Oscara, podczas kolejnej edycji rozdania nagród Akademii przyznano jej inną rolę. W styczniu, razem z Andrew Serkisem ogłaszała nazwiska nominowanych nieporadnie czytając je z promptera i przekręcając nazwiska aktorów (Daniel Kaluuya został wtedy okrzyknięty „Kahluą”, a następnie… „Kalellują”). Z krytyki, w jakiej ogniu znalazła się wtedy Haddish, nie zrobiła sobie jednak nic ani sama zainteresowana, ani Akademia. Nie tylko została zaproszona na 90. ceremonię rozdania Oscarów, ale wspólnie z Mayą Rudolph wręczyła jedną z nagród. Oczywiście, skradła przy tym całe show i rozbawiła publiczność do tego stopnia, że już teraz mówi się o tym, że ma duże szanse na poprowadzenie gali w 2019 roku.
Podobne artykuły„Boz”: lwica z Doliny KrzemowejKatarzyna PietrewiczNa tegorocznej ceremonii uwagę przykuwały także kreacje aktorki: biała, dopasowana sukienka McQueen, w której wcześniej pojawiła się już na premierze „Girls Trip” i w programie „Saturday Night Live” oraz bogato zdobiona kreacja inspirowana tradycyjnym strojem Erytrei – kraju, z którego pochodził jej nieżyjący już ojciec. Wybór ten był zaskakujący szczególnie w kontekście tego, co wiadomo o jej niełatwym i pełnym traumy dzieciństwie. Dzieciństwie, w którym ojciec był nieobecny odkąd Tiffany skończyła trzy lata.
O trudnych latach dziecięcych i nastoletnich Haddish pisze w zbiorze osobistych esejów wydanych pod koniec 2017 roku. Z „The Last Black Unicorn”, bo tak aktorka nazwała swoją debiutancką książkę, dowiadujemy się chociażby o tragicznym wypadku samochodowym, jakiemu matka Haddish uległa, kiedy ta miała osiem lat. Rozległe obrażenia mózgu spowodowały, że po trzech miesiącach spędzonych w szpitalu, do domu wróciła jako zupełnie inna osoba: wredna, agresywna, nieprzewidywalna. – Przysięgam, moja matka nosiła wtedy w sobie demona. To takie przerażające – wyznała aktorka w rozmowie z „Vanity Fair”. Kilka lat później opieka społeczna umieściła Tiffany i jej rodzeństwo w programie opieki zastępczej. 13-letnia Haddish spędziła dwa lata dorastając w rodzinach zastępczych i rodzinnych domach dziecka, dopóki opieki nad wnukami nie wywalczyła babcia.
Rozśmieszanie innych stało się sposobem na życie Haddish: tak zdobywała przyjaciół, tak przekonywała rówieśników, aby dzielili się z nią odpowiedziami na klasówkach, tak unikała agresji ze strony innych mieszkańców domu dziecka i tak zarabiała na życie – była szkolną maskotką, występowała na Bar Mitzvah. – Myślę, że w tamtych czasach Bóg nieustannie starał się dawać mi nauczkę – śmieje się aktorka. – Nie byłam chyba jednak zbyt uważna. W pewnym momencie podjęłam decyzję, że nie chcę być chodzącym stereotypem. Jeśli mam należeć do statystyk, to do tych dobrych. Zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie. Uwierzyłam nawet w magię”.
O dziecięcych i nastoletnich latach Haddish wiadomo więcej niż o tym, jak jej życie wygląda teraz, przed czterdziestką. Mimo całej swojej otwartości aktorka niechętnie dzieli się swoją prywatnością. Opowiada i żartuje jedynie z bycia singielką, a jej konto na Instagramie to w większości zdjęcia z kolegami z planu, zza kulis branżowych wydarzeń czy programów, do których coraz częściej się ją zaprasza.
Oprócz uszczęśliwiania ludzi swoim śmiechem i spontanicznością, zawodowo mierzy wysoko i nastawiona jest na spełnianie własnych marzeń. Jedną pozycję może już wykreślić z listy: jako pierwsza czarna stand-upperka poprowadziła „Saturday Night Live”. W jej najbardziej optymistycznym scenariuszu, zostaje drugą Oprą, z własną firmą produkcyjną i kanałem telewizyjnym. W realistycznym – i mówi o tym coraz częściej – występuje w 80 filmach przed ukończeniem 50. roku życia. Ma na to równo 12 lat.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.