Działalność anglosaskich muzeów jest uzależniona od darowizn przekazywanych przez wielki biznes, polska – od decyzji politycznych. Jak wobec nacisków ze strony prywatnego i publicznego sektora zachować niezależność instytucji kultury?
Myli się ten, kto myśli, że praca muzealnika pozbawiona jest podniet. Nie polega ona bynajmniej na szuraniu kapciami w tę i we w tę oraz siorbaniu kawki. W większości muzeów i galerii z ambicjami te czasy minęły już bezpowrotnie. A w tych zajmujących się sztuką współczesną nigdy chyba nie nastały. Bo ta sztuka ma to do siebie, że co i rusz wywołuje kontrowersje i natychmiast ląduje na medialnych czołówkach. I podnosi poziom adrenaliny świata artystycznego.
Zaledwie kilka tygodni temu połowa Polski zajmowała się konsumpcją bananów. I to nie w ramach diety, tylko protestu. Akcję sprzeciwu skierowano wobec cenzury w Muzeum Narodowym w Warszawie, którego dobrozmianowa dyrekcja postanowiła usunąć z Galerii Sztuki XX i XXI wieku między innymi ikoniczną pracę Natalii LL. Bananowy opór przyniósł krótkotrwałe zwycięstwo. Usunięte dzieła, owszem, powróciły na ściany Narodowego, ale zaledwie na kilka dni, bo najwyższe czynniki zarządcze postanowiły wkrótce zlikwidować całą galerię. W międzyczasie dyrektor Jerzy Miziołek zdążył jeszcze ogłosić urbi et orbi, że koncepcję nowej galerii przygotowuje ze znanym krakowskim marszandem Andrzejem Starmachem. Na co ten, w odpowiedzi, wykupił w „Gazecie Wyborczej” całostronicowe (!) ogłoszenie informujące, że nigdy, ale to nigdy nie rozmawiał z Miziołkiem o jakiejkolwiek współpracy. Kiedy fejsbuki ledwo skończyły rechotać ze wspomnianych powyżej kompromitujących decyzji i wypowiedzi obywatela Miziołka, ten otworzył w Muzeum Narodowym wystawę – uwaga – reprodukcji prac Leonarda da Vinci. Tak, to nie jest żart! Najważniejsze muzeum sztuki w Polsce zaprasza na wystawę reprodukcji. Już nawet nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Wszystko wskazuje na to, że Jerzy Miziołek może pobić w swojej nieudaczności nawet Cezarego Morawskiego, niedawnego dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, który, zainstalowany tam przez ministra Piotra Glińskiego, w szybkim tempie doprowadził tę flagową niegdyś scenę teatralną do kompletnej ruiny.
sdfghnjmKiedy warszawiacy przecierają oczy ze zdumienia, krakowiacy walczą ile sił o ocalenie jednej z najważniejszych instytucji kulturalnych w tym mieście, czyli Bunkra Sztuki. I nie walczą tym razem, trzeba to wyraźnie zaznaczyć, z pisowszczyzną, ale z lewicowym ponoć (lewicowym według polskich standardów) prezydentem miasta. Nie kto inny bowiem, ale właśnie Jacek Majchrowski postanowił zamordować Bunkier, podporządkowując go kierowanemu przez Maszę Potocką MOCAK-owi, czyli krakowskiemu Muzeum Sztuki Współczesnej. Środowisko artystyczne stanęło wobec tej decyzji okoniem, organizując akcje protestacyjne i pisząc kolejne petycje do włodarza miasta. Majchrowski pozostaje jednak na głos ludzi kultury niewzruszony, pokazując, że prawa strona polskiej sceny politycznej nie ma wcale monopolu na butę i bezczelność. Cała nadzieja w miejskich radnych, którzy mogą zablokować działania prezydenta i ocalić Bunkier. Tylko czy będą chcieli?
Czarne chmury zbierają się także nad najważniejszą instytucją sztuki we wschodniej Polsce. Mowa tu oczywiście o białostockiej Galerii Arsenał, prowadzonej znakomicie od blisko 30 lat przez Monikę Szewczyk. Powód? Minister kultury nie wydał zgody na przedłużenie jej kontraktu na kolejną kadencję, bo taką zgodę pan Gliński wydaje tylko w przypadku instytucji kierowanych przez ludzi o bliskich mu poglądach. Jeśli czyjeś poglądy mu nie pasują, zaczyna szalenie sobie cenić procedurę konkursową. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że Monika Szewczyk nie odpuści i przystąpi do tego konkursu, bo nie ma absolutnie żadnego powodu, by zmieniać dowódcę Arsenału.
Personalne potyczki nie są, naturalnie, polską specjalnością, choć trzeba przyznać, że trudno jest pobić nasze Ministerstwo Kultury w jego kuriozalnych nominacjach. Wymiatać niewygodnych dyrektorów muzeów chciał także niedawno czeski minister kultury. Antonín Staněk ogłosił niedawno wszem i wobec, że stanowiska powinni stracić natychmiast Jiří Fajt, dyrektor Galerii Narodowej w Pradze, i Michal Soukup, dyrektor Muzeum Sztuki w Ołomuńcu. Mieli oni stracić zaufanie ministra (skąd my to znamy) i w związku z tym zniknąć sprzed jego oblicza. Skończyło się na tym, że na fali zarówno krajowego oburzenia, jak i imponującego międzynarodowego poparcia, niepokorni Fajt i Soukup zostali, a Staněk zmuszony został do podania się do dymisji. Taka karma.
Kiedy świat sztuki kontynentalnej Europy toczy kolejne bitwy personalne z politykami, w artystycznym świecie anglosaskim – w większości sprywatyzowanym – boje toczone są głównie o pieniądze bądź sprawy w taki czy inny sposób z nimi powiązane. I to nieraz w atmosferze skandalu. Trzy ostatnie spory związane są z prestiżowymi nowojorskimi Metropolitan Museum of Art (Met) i Whitney Museum oraz równie prestiżową w świecie sztuki brytyjską nagrodą Turnera.
Met musiało ogłosić, podobnie jak wcześniej Guggenheim Museum czy Tate Modern, że nie będzie przyjmowało dotacji od arcybogatej rodziny Sacklerów, która w Met ma nawet skrzydło swojego imienia. Sacklerowie są właścicielami firmy farmaceutycznej, produkującej lek przeciwbólowy mający silne właściwości uzależniające, co przez lata ukrywali przed opinią publiczną. Gdy sprawa wyszła na jaw, wybuchła gigantyczna afera, więc kolejne wspierane przez Sacklerów instytucje kultury zaczęły publicznie ogłaszać, że nie będą już przyjmować od nich darowizn. Z kolei Whitney Museum mierzy się z kryzysem związanym z Warrenem B. Kandersem, członkiem rady muzeum, który jest także przewodniczącym rady nadzorczej firmy produkującej wyposażenie dla sił porządkowych, np. gaz łzawiący do rozpędzania demonstracji, używany także przeciwko nielegalnym emigrantom na granicy z Meksykiem. Bardzo się to nie podoba wielu ludziom świata kultury i rozmaitym aktywistom, więc domagają się – na razie bezskutecznie – jego ustąpienia. Tym razem nie poprzestano jednak na petycjach, lecz także wkroczono do muzeum. W ostatni piątek ponad 200 osób zorganizowało protest w hallu Whitney Museum, do którego wtoczono wielki kanister z napisem „gaz łzawiący”, a na muzealnym tarasie wywieszono transparent z napisem „When We Breathe We Breathe Together” [Kiedy oddychamy, oddychamy razem]. Szefostwo placówki głowi się obecnie nad tym, jak rozwiązać ten problem.
Kolejna batalia w muzealnym świecie sztuki związana jest z aferą sponsoringową nagrody Turnera. Okazało się bowiem, że wystawę dzieł finalistów tej nagrody w Turner Contemporary w angielskim Margate sponsoruje firma Stagecoach Group, której właścicielem jest Brian Souter, jeden z najbardziej nienawistnych homofobów w Wielkiej Brytanii (właściciel pracującej obecnie dla FlixBusa firmy PolskiBus) i sponsor medialnych kampanii skierowanych przeciw osobom LGBT. Alex Farquharson, dyrektor Tate Britain i przewodniczący jury nagrody Turnera, zapytany na konferencji prasowej o Stagecoach, najpierw odmówił komentarza, a na drugi dzień rozwiązał czym prędzej umowę sponsoringową z Souterem. Nie mógł inaczej, skoro wcześniej zorganizował w Tate wielką konferencję o etycznym sponsoringu w sztuce. Ta dyskusja toczy się dzisiaj w całym anglosaskim świecie muzealnym, którego działalność uzależniona jest od prywatnych darowizn. My natomiast, na Starym Kontynencie, uzależnieni jesteśmy od decyzji politycznych. Kto ma gorzej?
* Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zwróciło się do nas z prośbą o opublikowanie sprostowania do tego artykułu, na mocy przepisu art. 31a ustawy prawo prasowe. W piśmie przesłanym do redakcji Anna Pawłowska-Pojawa, Dyrektor Centrum Informacyjnego MKIDN pisze: Nie jest prawdą, jakoby Cezary Morawski został "zainstalowany" w Teatrze Polskim we Wrocławiu przez ministra Piotra Glińskiego. Pan Morawski został rekomendowany na stanowisko dyrektora przez komisję konkursową, w której MKIDN ma zdecydowaną mniejszość, a decyzję o jego powołaniu podjął zarząd województwa dolnośląskiego. Nieprawdą jest również, że minister kultury nie wydał zgody na przedłużenie kadencji dyrektor Galerii Arsenał, Moniki Szewczyk. Minister wyraził ustawowo wymaganą opinię, która nie jest obligatoryjna dla organizatora, oraz rekomendację dotyczącą obsadzania stanowisk dyrektorskich w instytucjach kultury w drodze konkursu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.