Przez lata ludzie używali słowa „gruby” przeciwko mnie. Obrażali mnie nim. A przecież ten przymiotnik opisuje to, jak wyglądam, a nie to, kim jestem. Nazywanie kogoś grubym powinno być tak samo neutralne jak nazywanie kogoś chudym – tłumaczy islandzka modelka Ísold Halldórsdóttir.
– Wolę podważać status quo, niż być „normalną” – mówi Isold Halldorudottir, modelka i ciałopozytywna aktywistka. Wypracowanie pewności siebie zajęło jej dużo czasu. Kiedy dorastała na Islandii, 23-letnia dziś Ísold czuła się jak outsiderka. Próbując dostosować się do zastanej normy, zachorowała na zaburzenia odżywiania.
W 2016 roku wygrała konkurs. Nagrodą była sesja autorstwa Kendall Jenner dla magazynu „Love”. Halldórsdóttir przestała przepraszać za to, kim jest. Zaczęła publikować zdjęcia z hasztagiem #fatgirloncam, by pokazać, że słowo „gruby” nie musi mieć negatywnych konotacji. Po czterech latach działania na rzecz ciałopozytywności modelka została zaproszona do nowej kampanii zapachu Marca Jacobsa – „Perfect”.
Co było uznawane za stereotypowe piękno, kiedy dorastałaś na Islandii?
„Normalna” oznaczało „chuda”. Kto odstawał od normy, był uważany za dziwaka. Przez to trudno mi było nawiązać relację z rówieśnikami. Wciąż czuję się oceniana, ale już mnie to nie dziwi.
Jak czułaś się jako outsiderka?
Na Islandii mieszka nieco ponad 360 tys. ludzi, dlatego czułam się niezwykle odizolowana. Nie miałam zbyt wielu przyjaciół, trudno było mi poznać kogoś nowego. Kiedy wspominam te czasy, uświadamiam sobie, że inne dzieci najprawdopodobniej czuły to samo. Nie wiedziały jednak, jak to wyrazić.
Czy próbowałaś spełniać wymogi stereotypowego ideału piękna?
Każdego dnia! Zaczęłam gloryfikować zaburzenia odżywiania. Myślałam, że gdy przestanę jeść, to wszystko będzie dobrze. Wiecznie byłam na diecie albo w planie treningowym. Robiłam wszystko, aby zrzucić zbędne kilogramy. Prosiłam nawet przyjaciół, żeby dojadali mój lunch w szkole, bo bałam się, że zjem za dużo. Do dziś czuję poczucie winy, kiedy jem. Muszę wiecznie powtarzać sobie, że jem z głodu, a nie z łakomstwa.
Kiedy zaakceptowałaś siebie?
Niedługo po tym, jak ukazały się moje zdjęcia w magazynie „Love”. Skończyłam wtedy 21 lat i zrozumiałam, że przez większość czasu udawałam kogoś, kim nie jestem. Zobaczenie siebie na okładce ze wszystkimi niedoskonałościami dało mi siłę, żeby przestać się ukrywać. To było niezwykle uwalniające uczucie.
Czym jest dla ciebie modeling?
Modeling pozwolił mi poznać siebie, wyjść poza strefę komfortu, dał wolność do odkrywania nowych rzeczy. Poznałam wielu utalentowanych ludzi – fotografów, makijażystów, stylistów, projektantów, dyrektorów kreatywnych. Każdy z nich odcisnął piętno na moim życiu. Modeling to dla mnie wszystko.
Jak oceniasz podejście branży beauty do większych modelek?
Przez długi czas grubi ludzie byli ignorowani przez media. Byliśmy spychani na bok, przez co czuliśmy się wykluczeni. Jedynym sposobem, by to zmienić, jest wymaganie od innych, by włączyli nas do rozmowy. Nie chcę być gdzieś w tle ani być szufladkowana jako modelka plus size. Zasługuję na to, aby być w tym samym miejscu co inni. W centrum uwagi.
Co chcesz osiągnąć poprzez swój aktywizm?
Działam dla wszystkich, którzy czują się niedoceniani i ignorowani. Wszyscy zasługujemy na równe traktowanie, szczególnie teraz. Trzeba zabierać głos, działać i domagać się sprawiedliwości. Nie tylko dziś, lecz zawsze.
Używasz hasztaga #fatgirloncam pod swoimi zdjęciami. Co próbujesz osiągnąć?
Przez lata ludzie używali słowa „gruby” przeciwko mnie. Obrażali mnie i prześladowali. A to przecież tylko przymiotnik. Opisuje to, jak wyglądam, a nie to, kim jestem. Moja wartość nie zależy od mojej wagi. Nazywanie kogoś grubym powinno być tak samo neutralne jak nazywanie kogoś chudym. Z jakiegoś powodu te dwa słowa nie mają takiego samego wydźwięku. Chciałabym to zmienić.
Jak się czujesz, biorąc udział w nowej kampanii Marca Jacobsa?
Ta kampania symbolizuje zmianę. Ktoś na świecie myśli sobie: to mógłbym być ja. Kiedy byłam młodsza, nie miałam okazji, by widzieć osoby podobne do mnie w mediach. Praca z Markiem Jacobsem to nie tylko spełnienie marzeń, lecz także realny krok w stronę inkluzywności.
Kampania mówi o tym, że każdy z nas jest idealny taki, jaki jest.
To niezwykle wzmacniające usłyszeć, że jesteś idealny, nawet jeśli nie spełniasz jakichś standardów. Dla mnie nie istnieje coś takiego jak samoakceptacja. Nie musisz niczego akceptować w sobie.
Poza inkluzywnymi kampaniami i wybiegami, co jeszcze musi się zmienić?
Mówienie, że mamy niedoskonałości czy kompleksy, działa na rzecz systemu, który wzmacnia się na naszym zwątpieniu wobec samych siebie. Dlaczego obcy ludzie oceniają naszą wartość? Poczujmy się wreszcie wystarczająco dobrzy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.