Say hi – kosmetyki jak wakacje dla skóry
Najlepszy czas w roku dla ciała i duszy to ten, kiedy jesteśmy na wakacjach. Bez stresu i w otoczeniu, które sprawia, że odzyskujemy równowagę. Moment, kiedy skóra wygląda najpiękniej. Muśnięta słońcem, gładka i nawilżona morską bryzą. Marzenie, by skóra wyglądała tak przez cały rok, teraz można spełnić, dzięki kosmetykom Say hi.
Kiedy za oknem zaczyna robić się zielono i ciepło, to czas, gdy na twarzy pojawiają się wszystkie oznaki pozimowego zmęczenia. W blasku słońca ujawniają się skutki pracy zdalnej w przegrzanych pomieszczeniach i nie zawsze lekkiej diety. Szara, zmęczona i przesuszona skóra wymaga szybkich wakacji. Jest coś magicznego w tym, jak szybko skóra reaguje na zmianę otoczenia. Czasem już po jednym dniu śródziemnomorskich wakacji w lustrze widać zmiany. Brak stresu, zdrowsza dieta, więcej ruchu i snu – wydawać by się mogło, że to prosty przepis na gładką cerę, który można wcielić w życie niezależnie od szerokości geograficznej i trybu życia. Nie w moim przypadku. By uzyskać efekt wakacyjnej skóry, do tej pory musiałam zmieniać otoczenie, dlatego pielęgnacja Say hi od razu wydała mi się niezwykle interesująca. Proste, wszechstronne, wegańskie i naturalne (w 98 proc.) formuły powstają w duchu ekologii i szacunku dla otoczenia. Unikatowe składniki roślinne i owocowe skrupulatnie wyszukane i zebrane z różnych stron świata, dają skórze bogactwo antyoksydantów. A niezwykłe kolory kosmetyków są związane z ich wiodącymi substancjami aktywnymi, żadnych sztucznych dodatków. Podoba mi się możliwość stosowania tych kremów w różnych konfiguracjach i możliwość stworzenia codziennej rutyny pielęgnacyjnej w rozsądnej cenie. A jeśli zgodnie z obietnicą formuły Say hi, mają sprawić, że cera zyska wakacyjny blask, to chętnie spróbuję.
Zielony koktajl kosmetyczny
Zaczynam test od formuły oczyszczającej w delikatnej emulsji Smoothie Skin. Porównanie do zielonego koktajlu nie jest tu przypadkowe, bo kosmetyk ma gęstą i lekko puszystą konsystencję właśnie w tym kolorze. To zasługa połączenia delikatnych olejków (z orzechów makadamia, pestek moreli i migdałów) z zieloną glinką, szpinakiem i chlorofilem. Sprytnie skomponowany skład sprawia, że tuż po nałożeniu i wmasowaniu rozpuszcza makijaż, pozostałości pielęgnacji i zanieczyszczenia. Bardzo przyjemna konsystencja zmienia się pod wpływem masażu w mleczną emulsję, a delikatny zapach działa relaksująco. Zostawiam kosmetyk na skórze, bo chcę dać glince szansę na obkurczenie porów. Koktajl oczyszczający działa jednocześnie jak detoks – to się nazywa kosmetyczny multitasking!
Po dziesięciu minutach spłukuję twarz i oceniam efekty. Pod palcami czuję gładszą powierzchnię, a w lustrze widzę odświeżoną, nawilżoną skórę bez zaczerwień na policzkach, które towarzyszą mi na co dzień. Sprawdzam dokładnie skład i odkrywam wegańską formułę po brzegi wypełnioną naturalnymi ekstraktami. Jest tu bioaktywny kompleks z owoców papai, mango i ananasa. Wraz z nimi dostarczam skórze witamin, minerałów oraz delikatnych enzymów o działaniu złuszczającym. Jednak to nie koniec, bo jest tu również alantoina oraz skwalan o działaniu nawilżającym i odżywczym. Do tego zero agresywnych środków myjących i sztucznych barwników. Składniki mają prestiżowy certyfikat Ecocert, a kosmetyki są zamknięte w papierowych pudełkach oznaczonych FSC (Forest Stewardship Council). Dzięki temu wszystko nadaje się do recyklingu.
Błękitna równowaga
Kolejny etap mojej pielęgnacji kosmetykami Say hi należy do kremu Blue Balance. Niewielki, szklany słoiczek kryje ultralekką konsystencję w niebieskawym odcieniu. Zgodnie z nazwą jest to błyskawicznie wygładzający i nawilżający krem o satynowo-aksamitnym wykończeniu. Nabieram odrobinę na dłoń i rozprowadzam na twarzy. Pierwszy uderza mnie delikatny, miętowy zapach. Sprawdzam więc, skąd pochodzi. Kolor kosmetyku i jego aromat są zasługą olejku z rośliny o nazwie blue tansy (wrotycz marokański). Okazuje się, że te luksusowy i rzadko spotykany w pielęgnacji olejek, to bardzo silny antyoksydant i jednocześnie kojące wsparcie dla cery problematycznej. Olejek reguluje pracę gruczołów łojowych i jest źródłem odmładzających flawonoidów, fitosteroli oraz kwasów tłuszczowych.
Wróćmy jednak do testu. Moja skóra wchłonęła formułę kremu w kilka sekund i rzeczywiście stała się delikatnie matowa. Pielęgnacja idealna pod makijaż. W składzie trafiam na nawilżający polisacharyd, skwalan i dwa rodzaje kwasu hialuronowego. Dzięki nim moja skóra jeszcze przez wiele godzin jest zabezpieczona przed utratą wilgoci. Poza tym obecność prebiotyku wzmacnia barierę ochronną. Są tu jeszcze takie niespodzianki jak oczar wirginijski, fitoplankton z francuskich jezior wulkanicznych czy fermentowane algi. Wszystko, by łagodzić stany zapalne, wygładzać drobne zmarszczki i chronić przed bakteriami. Doceniam wydajność kremu, bo na jedną aplikację zużyłam tylko ilość podobną do ziarnka grochu. Efekty, które pojawiają się tuż po aplikacji, mogę podsumować jednym słowem: ukojenie. I mam na myśli nie tylko złagodzenie zaczerwienień, lecz także brak śladu po przesuszonym naskórku na czole. Cera jest nawilżona, świeża i gładka. Podkład, który nakładam później, rozprowadza się łatwiej i trzyma dłużej bez poprawek.
Skóra nad brzegiem morza
Trzecim odkryciem kosmetycznym w serii Say hi jest krem Aqua Resort. Jego konsystencja jest niezwykle bogata. Mam wrażenie, że to kosmetyk ratunkowy dla przesuszonej cery. Pewnie stąd w nazwie recovery balm. Kiedy rozprowadzam go na skórze, czuję się dokładnie jak w czasie rejsu katamaranem po wodach Zatoki Meksykańskiej. Już wiem, o co chodzi w kosmetykach, które dają wrażenie cery na wakacjach. To uczucie mocno nawilżonej, wręcz mokrej skóry, które jest bardzo przyjemne. Nakładam go również pod oczy, bo to tu jest najwięcej do zrobienia dla takiego kosmetyku. I choć konsystencja jest bogata, wcale nie mam poczucia, że formuła obciąża skórę, wręcz przeciwnie, to jak picie wody w czasie upalnego dnia. Cera przyjmuje wszystko błyskawicznie.
Morelowy odcień i roślinny zapach kremu związane są z kojącym ekstraktem z korzenia rośliny o nazwie gromwell oraz dzikiego australijskiego hibiskusa. Ten ostatni ma niezwykłą zdolność tolerowania suszy, a użyty w kremie, natychmiast poprawia nawilżenie skóry i nie pozwala na utratę wilgoci. Co jeszcze zawiera Aqua Resort? Roślinne cukry, kwas hialuronowy oraz ekstrakt z rambutana, które nawilżają i wspierają produkcję ceramidów w skórze. Poza tym są tu jeszcze antyoksydanty, witamina E oraz olej moringa. Świetnie działają na rozszerzone naczynka, zmniejszają zaczerwienienie i odmładzają. To nie koniec dobrych składników, bo jest tu jeszcze olej migdałowy, z marchewki oraz masło shea i alantoina. Wszystko po to, by odżywić i zregenerować skórę.
Kolor bez plam
Rozświetlona skóra bez przebarwień, mimo słońca, to na pewno jedno z ważnych kosmetycznych wyzwań. Podejmuje je kuracja Bright Vibes – rozjaśniająca przebarwienia i wyrównująca koloryt skóry. Otwieram słoiczek, rozprowadzam delikatnie żółty (to kolor oleju z rokitnika) i pachnący drzewem sandałowym krem na twarzy. Bogata konsystencja rozpuszcza się w zetknięciu z cerą i szybko wchłania. Formuła działa na przebarwienia różnego rodzaju, zarówno te posłoneczne, jak i pozapalne. Jak to się dzieje? Dzięki dwóm składnikom połączonym ze sobą. Jest to niacynamid, który nawilża oraz zwalcza nadmiar pigmentu w skórze, oraz N-acetyloglukozamina, w skrócie NAG. Ta ostatnia działa rozjaśniająco i zapobiega powstawaniu nowych plam. Wspomniany duet składników wygładza zmarszczki i pory. Formułę uzupełnia peruwiańska lukuma, australijska limonka kawiorowa oraz korzeń lukrecji.
Dzięki naturalnym roślinnym ekstraktom kuracja chroni przed skutkami fotostarzenia, wyrównuje koloryt, ujędrnia i poprawia elastyczność. A ja doceniam ją za działanie regenerujące i nawilżające. Wieczorem, zgodnie z instrukcją, nakładam grubszą warstwę kremu – jak maseczkę na noc. Kiedy rankiem oceniam efekt, widzę rozświetloną i wypoczętą skórę, zupełnie jak po długich wakacjach.
Kosmetyki Say hi dostępne na stronie sayhitobeauty.com; douglas.pl; mintishop.pl oraz innych sklepach internetowych.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.