Kunszt to jest maestria, precyzja. Wiedza i doświadczenie. To wszystko, co sprawia, że obiekt rzemiosła może stać się dziełem sztuki – mówi Anna Woźniak-Starak, fundatorka i kolekcjonerka, tłumacząc ideę projektu Kunszt, który wspiera twórców i twórczynie rzemiosła artystycznego w Polsce. – Głęboko wierzę w to, że za kilka lat wypromujemy rodzime gwiazdy.
Aleksandra Zawistowska, reinterpretując barokowy kandelabr, ciekłe aluminium wlewa do piasku. Metal zastyga, przyjmując skomplikowane, organiczne formy. Projektantka nie stara się przejąć pełnej kontroli nad procesem. Intencja i przypadek doprowadzają do powstania niepowtarzalnej struktury, którą projektantka uzupełnia elementami ze szkła. Obiekt pełni funkcję świecznika, ale ustawiony na stole staje się spektakularną rzeźbą. Praca „Plasmic” dostała się do finału I edycji konkursu Kunszt na współczesną interpretację świecznika. Wszystkie zwycięskie prace pokazano 4 kwietnia na wystawie przy ul. Mysiej 3 w Warszawie.
– Kunszt to adekwatna nazwa, również dlatego, że oddaje ideę obiektu, który, choć użytkowy, jest zarazem technologicznie unikatowy. Stoi za nim koncepcja, ale też świadomość używanego materiału i bezcenne doświadczenie pracy z nim – mówi historyk sztuki Piotr Korduba, podkreślając, że to wartości zatarte w seryjnej produkcji. Wyróżniają pojedyncze prace, które stają się obiektem kontemplacji.
Dlaczego tego rodzaju prace w tak licznym dziś w Polsce środowisku projektantów właściwie nie powstają? Bo z rynkowego punktu widzenia są czystym luksusem, a świat dóbr luksusowych nad Wisłą wciąż nie potrafi ich docenić. – Jesteśmy nadal przywiązani do klasycznych zachodnich marek. W rezultacie w luksusowych wnętrzach oglądamy te same projekty włoskich kanap, krzeseł czy stołów. Pięknych, ale powtarzalnych i za którymś razem po prostu nudnych – ubolewa Anna Woźniak-Starak. Kolekcjonerka ma ambicję odmienić zachowawczy trend, więc sama stwarza dogodne warunki dla twórczej pracy. Ustanawia wynagrodzenie dla osób zakwalifikowanych do konkursu, dzięki czemu mogą one skoncentrować się na rozwijaniu autorskich projektów. Przyznaje nagrody pieniężne. Wreszcie nie zawłaszcza praw do projektów, które powstały pod jej skrzydłami.
Misja: Przechować tradycję
Jeśli już współcześni projektanci sięgają po nowe narzędzia, starają się wspomagać w pracy sztuczną inteligencją, VR-em czy nawet biotechnologią. Jednak Kunszt patrzy w przeciwną stronę. – Design i wzornictwo mają teraz świetny czas, również w Polsce. Dostrzegamy jednak kłopot z rzemiosłem artystycznym, tu potrzebne jest wsparcie – zauważa Korduba. – A także dawne umiejętności rękodzielnicze, pewna czułość wobec materiałów czy powrót do tych zapomnianych.
Hołd dawnej tradycji oddaje m.in. „Kandelabr z Karkonoszy”, praca Sebastiana Pietkiewicza, innego laureata I edycji Kunsztu. Projektant od ponad dekady pracuje w hucie Julia w Piechowicach, która tradycjami szklarskimi sięga średniowiecza. Pietkiewicz, myśląc o świeczniku, operuje bańką szkła wydmuchiwaną przez hutnika, którą łączy na gorąco z innymi elementami, po czym formuje. Jego praca opiera się na ścisłej współpracy z rzemieślnikiem, którego umiejętności wręcz warunkują sukces albo porażkę przedsięwzięcia.
– Tu synergia z bezpośrednim wykonawcą jest kluczowa – podkreśla Anna Woźniak-Starak. – W trakcie naszego konkursu obserwuję prace na różnych etapach. Byłam niestety świadkiem sytuacji, w której świetny koncept upadał, bo na spotkaniu z doświadczonym rzemieślnikiem padało zdanie: „Tego nie da się zrobić”. Po projekcie została tylko wizualizacja komputerowa.
– Dlatego naszą misją jest stworzenie platformy do szerokiej współpracy teoretyków, projektantów i wykonawców – dodaje, a realizacji tej idei sprzyja też zróżnicowana kapituła. Obok Woźniak-Starak i Korduby zrzesza również antropolożkę kultury Ewę Klekot, projektanta Pawła Grobelnego, malarza Michała Zaborowskiego i kolekcjonera Michała Borowika. Każdy, przyjmując odrębną perspektywę, kieruje się własnym doświadczeniem i wprowadza cenny głos do dyskusji. Poza zamkniętymi obradami rozmowa angażuje też szeroko pojęte środowisko, co można obserwować np. w trakcie ogłoszeń nagród, które mają formułę salonu. Usadowieni na kanapach goście zadają pytania po wysłuchaniu prezentacji twórców, dzielą się doświadczeniem, wymieniają opinie. – Wierzę, że wszyscy wciąż mamy wiele do nauczenia się – podkreśla Woźniak-Starak.
Tożsamość w projektowaniu
Zuzanna Spaltabaka i Igor Jansen, twórcy świecznika „Cybersigilism”, który wygrał I edycję konkursu, postawili na pracę z porcelaną, wykorzystując modułową konstrukcję. Ze swoimi trzema punktami podparcia wywołuje on mimowolne skojarzenie z ikoniczną formą świecznika „Stoff Nagel”. Ten duński projekt z lat 60. XX w. powstał po tym, jak jeden z projektantów przyjrzał się dokładnie odciskowi w śniegu po upadku na nartach. Dziś popularny przedmiot stanowi obiekt kolekcjonerski i jako świetnie wypromowana ikona okazuje się kontekstem, przed którym trudno uciec.
– Niestety polskie wzornictwo sprzed lat, choć cenione, nigdy nie miało tak dużej siły przebicia. Historycznie brakowało warunków do zachowania ciągłości – tłumaczy Piotr Korduba i zauważa, że dwie wojny światowe, czasy transformacji, a potem rewolucja cyfrowa nie stworzyły warunków, żeby tak fenomenalne zjawiska, jak szkoła zakopiańska, Spółdzielnia Ład czy Cepelia, mogły się stabilniej rozwijać i szeroko zaistnieć. – A schemat w każdym z tych przypadków był podobny. Profesjonalni artyści podejmowali współpracę z rzemieślnikami, po czasie pojawiały się owoce – mówi. – Jak pokazują wystawy Homo Faber czy inne projekty Michelangelo Foundation albo projekt Nomad, przestrzeń dla utalentowanych twórców i rzemieślników jest w Europie wciąż szeroko otwarta. Prace naszych finalistów zachwyciły zresztą samą Rosannę Orlandi (znana kuratorka i właścicielka galerii – przyp. red). Jestem pełna optymizmu. Głęboko wierzę w to, że za kilka lat wypromujemy rodzime gwiazdy – dodaje Woźniak-Starak.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.