Jak pachną stuletnie nakrycia głowy? Jak brzmią dźwięki wydawane przez suknię McQueena? Najnowsza wystawa The Costume Institute jest czymś znacznie więcej niż standardową ekspozycją mody w muzeum.
Gdy ubrania trafiają do kolekcji muzeów, ich los zmienia się na zawsze. Nigdy już nie będą noszone, dotykane. Zostają pozbawione zapachu, zastygają w szklanych gablotach lub chowane są w archiwach. Najnowsza wystawa w The Costume Institute nowojorskiego The Metropolitan Museum of Art ma przywrócić sposób odbierania ubrań, wyjąć eksponaty z ciszy i bezruchu.
„Sleeping Beauties: Reawakening Fashion” podkreśla znaczenie zmysłów w odbiorze ubrań
„Sleeping Beauties: Reawakening Fashion” to jedna z najpiękniejszych, najbardziej zniuansowanych i innowacyjnych wystaw mody w historii. Jej kurator Andrew Bolton, zainspirowany odwiecznym muzealnym zakazem „nie dotykać”, postanowił sprawdzić, co by było, gdyby przywrócić ubraniom przechowywanym w muzeum ich pierwotną rolę, czyli odtworzyć, jak działają na zmysły. Postanowił wyjść poza zasady tworzenia tradycyjnej ekspozycji.
W końcu nawet najbardziej awangardowa moda (Schiaparelli, Iris van Herpen czy sukienka-terrarium Takahashiego) tworzona jest po to, by ją nosić. Dopiero w ruchu można zauważyćzłożoność i zdolność metamorfozy wielu projektów. Często przecież – jak pisze Bolton w doskonałym wstępie do katalogu wystawy – projektanci wybierają tkaniny nie tylko ze względów wizualnych czy funkcjonalnych, lecz także z powodu tego, jak zachowują się przy noszeniu, jak pracują z ciałem i światłem. W ruchu ubrania aktywują także nasz słuch.
By dokładnie usłyszeć szelest jedwabnej tafty z 1755 roku, uderzanie o siebie muszli małż w sukni McQueena czy podzwanianie metalowych pajetek w złotej kreacji Altuzarry, twórcy wystawy zwrócili się o pomoc do świata nauki i innowacji. Dzięki działaniom najlepszych specjalistów i dzięki najnowszym osiągnięciom w dziedzinie akustyki w bezechowych komorach Binghamton University udało się uchwycić najczystszy dźwięk ubrań. Przy okazji naukowo przeanalizowano, w jakim stopniu tkaniny same wydają odgłosy, a w jakim dźwięki są wynikiem interakcji ubrania z modelką, jej ruchu, sunięcia materiału po podłodze. Nagrania, łącznie z wnioskami oraz spektogramami pokazującymi natężenie dźwięku, dołączone są do eksponatów, które były obiektem wielomiesięcznych badań naukowców.
Zapisanie dźwięku tkanin (zwłaszcza że niektóre są głośniejsze od innych) nawet dla laika może wydawać się osiągalne. Co jednak, gdy chcemy, by tysiące odwiedzających wystawę mogło przekonać się, jak pachną kwiatowe nakrycia głowy ze zbiorów The Costume Institute? W tym celu także zwrócono się o pomoc do naukowców, ale i senselierów. Powstał specjalny system pompujący i filtrujący powietrze, który pozwala wyodrębnić cząsteczki zapachu konkretnego eksponatu (m.in. sukni Paula Poireta czy Diora), a więc uchwycić jego woń, którą twórcy wystawy nazywają „chemiczną komunikacją”. Zapach bowiem pozwala nam nie tylko wyczuć upływ lat, przywołuje wspomnienia, opowiada historie, ale także za pomocą nowatorskiej metodologii, wykorzystanej przy okazji „Sleeping Beauties”, sprawia, że możemy odkryć nieznane dotąd, intymne fakty o poprzednich właścicielach kreacji, na przykład o tym, jakich perfum używali. Olfaktoryczne doświadczenie dostępne jest w MET dla wszystkich, dzięki specjalnym tubom rozprowadzającym zapach oraz... pocieraniu ścian, ale to już warto odkryć osobiście.
W niewielkim stopniu udało się twórcom wystawy umożliwić również coś, co jest rzadkie w muzeach, czyli doświadczenie dotykania eksponatów. By dać odwiedzającym choć namiastkę tego, jak pod palcami odczuwa się misterne zdobienia kreacji Diora, stworzono specjalną tapetę oraz miniaturkę jednej z sukni.
Naukowe podejście i ambicje twórców objawiły się także w ekspozycji żółtych kreacji na podstawie których przestudiowano i porównano techniki farbowania, od naturalnych barwników po współczesne, syntetyczne. Na poziomie molekularnym zbadano składniki koloru żółtego, to, jak zachowuje się z upływem lat. Z kolei promienie rentgenowskie wykorzystano do prześwietlenia nakryć głowy datowanych na około 1880 rok, które tworzone były z elementów prawdziwych ptaków. Możemy zobaczyć nie tylko to, w jaki sposób mocowano martwe zwierzęta, lecz także całą konstrukcję i zdobienia skrupulatnie ukryte pomiędzy ich skrzydłami.
Natura jako motyw na wystawie „Sleeping Beauties: Reawakening Fashion”
Gdy ogłoszono temat tegorocznej wystawy, nawiązujący do przyrody, złośliwi żartowali, cytując słynną wypowiedź z „Diabeł ubiera się u Prady”: „Florals? For Spring? Groundbreaking”. Wprawdzie kwiatom poświęcono sporą część wystawy, ale naturę potraktowano szeroko, przypisując ją do pojemnych kategorii: ziemia, powietrze i woda.
„Sleeping Beauties: Reawakening Fashion” to cztery wieki niezwykłej mody, inspirowanej światem naturalnym – jego kształtami, wzorami, kolorami. Współczesne projekty Loewe, jak marynarkę obrośniętą trawą zestawiono z suknią Huberta de Givenchy w strączki groszku i z kapeluszem-kapustą Balenciagi z 1957 roku. Obok irysów (z bliska można zobaczyć słynny żakiet „Irises” Yves Saint Laurenta, inspirowany obrazem Van Gogha o tym samym tytule) na wystawie rozkwitają też maki, stokrotki, słoneczniki, róże oraz – na pięknej pelerynie House of Worth z 1889 roku – tulipany. W galerii poświęconej owadom znajdziemy całe sylwetki inspirowane kolorowymi pancerzykami i skrzydłami żuków oraz chrząszczy, a także kreację Sarah Burton z kolekcji McQueena z 2011, którą „obsiadły” motyle oraz słynną suknię balową „Butterfly” Charlesa Jamesa, wzorowaną na sylwetkach owadów.
Część dedykowana podwodnemu królestwu to m.in. projekty Iris van Herpen, jak ułożone z morskiej piany lub stworzone z prawdziwych koralowców. Tutaj też, obok wielu innych dodatków i ubrań inspirowanych falami, Wenus, syrenami i muszlami wprawne oko znajdzie polski akcent – minisukienkę „Ammonite”, wykonaną całkowicie z papieru. Jej autorką jest urodzona w Polsce i tworząca w Sztokholmie artystka i projektantka Bea Szenfeld.
Na wystawie zobaczymy 75 całkowicie nowych nabytków, które uzupełniają archiwa instytutu pod względem różnorodności twórców i zrównoważonej mody. Niektóre sylwetki powstały z tkanin pozyskiwanych z deadstocków, inne – z ekocekinów, bioplastiku z alg morskich lub, jak jedna z sukienek H&M, z poddanych recyklingowi odpadów wyłowionych z morza. Choć wystawa mówi o świecie naturalnym, wybrzmiewa też temat kryzysu klimatycznego. Przejawia się głównie w mówieniu o ulotności przyrody.
MET pokazuje, jak zapewnić strojom nieśmiertelność
Spośród ponad 33 tysięcy ubrań i dodatków z kolekcji The Costume Institute wybrano ponad 200, które w sposób dosłowny lub metaforyczny inspirowane są naturą, ale także jej przemijalnością. Cykliczność to cecha wspólna świata przyrody i świata mody. Łączy te rzeczywistości nieustanne zataczanie koła, odradzanie się, czerpanie z poprzedników (i ich płodnych umysłów). Moda, podobnie jak natura, reinterpretuje siebie na nowo. Sezon po sezonie, pora roku po porze roku
Motyw przewodni wystawy stał się okazją do zbadania złożonej natury ubrań – nie tylko ich chemicznych właściwości, lecz także delikatności i efemeryczności, co rzuca zupełnie nowe światło na pracę kuratorów i konserwatorów. Część obiektów pokazanych podczas „Sleeping Beauties” jest w widoczny sposób uszkodzona przez czas i tak krucha, że rozpadłaby się umieszczona na manekinie. Dlatego leżą, zamknięte niczym Śpiące Królewny (tytułowe „śpiące piękności”) w szklanych gablotach. Z bliska (a jeszcze dokładniej w albumie wystawy) możemy zobaczyć, jak na wiekowych ubraniach materiał niszczeje, żółknie, jak włókna tracą sprężystość, a pod ciężarem zdobień puszczają szwy. W wielu przypadkach konserwacja nie jest możliwa, dlatego by zachować pamięć o tych strojach, zwrócono się w stronę technologii.
Z pomocą CGI i AI ożywiono między innymi misterne zdobienia, a cyfrowo odtworzono wykonaną z jedwabnej satyny suknię wieczorową Charlesa Fredericka Wortha z 1887 roku. Proces był tak czasochłonny i ryzykowny (chodziło o to, by podczas fotografowania jeszcze bardziej nie uszkodzić i tak podniszczonej kreacji), że zdecydowano się przywrócić do życia tylko ten jeden element garderoby. Suknia oryginalnie uszyta została na bal, dlatego awatar, który nosi ją w animacji, wiruje z gracją po parkiecie, dzięki wykorzystaniu ruchów profesjonalnej tancerki, przypominając nam, że zamknięta w szklanych gablotach moda była niegdyś istotną i integralną częścią czyjegoś życia.
Jak podkreśla kurator Andrew Bolton, to właśnie życie jest kluczowym słowem w odniesieniu do mody w muzeach. Choć w ich murach staje się ona często pozbawionym kontekstu dziełem sztuki, nie jest zupełnie martwa. Za sprawą konserwacji można przedłużać żywot odzieży – a więc i tradycji krawieckich danej epoki oraz dorobku poszczególnych projektantów. Także dzięki analizie i podziwiani danej kreacji w nowych okolicznościach muzealne zbiory otrzymują drugie życie. Przykładem tego jest suknia Junon, autorstwa Christiana Diora, która w zbiorach The Costume Institute znajduje się od 1953 roku. Od tamtej pory pojawiła się już w dziewięciu wystawach, możemy podziwiać ją także podczas tej obecnej.
Jak mówi Bolton, pomiędzy ekspozycjami dzieła odpoczywają, śpiąc w warunkach zapewniających im odpowiednią wilgotność, temperaturę, chronione przed światłem, ruchem i kurzem. Budzone są dopiero, by nabrać nowego znaczenia w kontekście kolejnych wystaw, ale tylko częściowo – wciąż pozostają bowiem nietykalne. To cena, którą płacą za wieczne życie.
Wystawa „Sleeping Beauties: Reawakening Fashion” dla odwiedzających otwarta jest od 10 maja do 2 września 2024 roku w nowojorskim The Metropolitan Museum of Art
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.