Popularność idolki generacji Z pokazuje, w jaki sposób popkultura rewiduje swoje wartości. Współczesna nastolatka śpiewa o rozstaniu, depresji i xanaksie. Jej biografia układa się w uniwersalne życiowe lekcje.
Uwierz w marzenia
Rodzice Billie, dwójka aktorów, którzy z różnym skutkiem próbowali sił w Los Angeles, zaszczepili w dzieciach pasję. Śpiew, taniec i muzyka były dla nich naturalną formą ekspresji. Czymś więcej niż hobby. Sztuka stała się ich sposobem spędzania wolnego czasu, przeżywania i poznawania świata. Zwłaszcza że na drodze nie stawał szkolny rygor. Zainspirowani modnym w latach 90. boysbandem Hanson rodzice zadecydowali, że Billie razem z bratem Finneasem też będą uczyć się w domu. Dzięki temu dość popularnemu w Los Angeles rozwiązaniu nastolatka mogła ćwiczyć układy choreograficzne nawet 11 godzin dziennie, chodzić na zajęcia chóru i jeździć na międzynarodowe tournée, pisać i śpiewać piosenki, nagrywać filmy i eksperymentować, a formalną edukację zdobywać podczas okresowych egzaminów.
Zrób to sama
Billie miała 13 lat, kiedy w sypialni brata nagrała skomponowaną przez niego piosenkę. To miał być podkład do ćwiczeń tanecznych jej grupy, ale wrzucony na SoundCloud kawałek „Ocean Eyes” wywołał szał. Licznik odsłuchów wybijał miliony, a nieznana nikomu dziewczyna stała się objawieniem. Wkrótce podpisała kontrakt z wytwórnią Interscope i doczekała się pierwszego teledysku, który ją bardzo rozczarował. Włosy, makijaż i z pozoru prosta, ale zbyt obcisła bluzka. Billie nie czuła się sobą. Kilka lat później, mimo kontuzji, nagrała własną wersję z układem choreograficznym. Pierwszy album „When We All Go Asleep, Where Do We Go?” zdecydowała się stworzyć bez sztabu specjalistów, w domu, tylko z bratem.
Bądź prawdziwa
Billie nigdy nie chciała tworzyć wyidealizowanego wizerunku. Los Angeles kojarzyło jej się nie z fabryką snów, lecz wyścigiem szczurów. Żeby utrzymać dom, rodzice często łapali dorywcze prace, np. remontowe. Ona sama od dzieciństwa zmagała się z zespołem Tourette’a – zaburzeniem neurologicznym, które objawia się tikami nerwowymi i nadpobudliwością. O ile te pierwsze Billie jest w stanie przewidzieć i opóźniać, o tyle druga przypadłość często uniemożliwia jej koncentrację. W wywiadach Billie przyznaje się też do zaburzeń dysmorficznych – wrażenia obcości ciała, które utrudnia samoakceptację, a także wieloletniej depresji.
Billie nie chowa się za maskami. – Czasami nie musisz nawet nic mówić, czasami wystarczy przytulenie. To informacja, że ktoś jest w tym z tobą – powiedziała w kampanii społecznej.
Wizerunek medialny buduje tak jak stylizacje. Korzysta z pomocy specjalistów, ale zamiast wbijać się w seksowne sukienki, sięga po luźne dresy i sneakersy.
Pozostań skromną
Weszła do świata muzyki tylnymi drzwiami. Internet zweryfikował jej wartość, zanim odkryła ją branża. Billie wie, że nikomu poza bliskimi nic nie zawdzięcza. Nie musi też niczego udowadniać, a to oznacza prawdziwą wolność. Może dlatego, zanim unieruchomiła ją pandemia, na trasy jeździła z rodziną. Brat zajmował się muzyką, mama kwestiami organizacyjnymi, a tata technicznymi. Za pracę wszyscy dostawali wynagrodzenie. Pieniądze pozwoliły spłacić kredyt hipoteczny na dom, w którym Billie wciąż mieszka z rodzicami.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.