Cztery lata temu, podczas czarnego protestu zrobiła zdjęcie morza parasolek, dwa lata temu w trakcie obchodów 11 listopada zaaranżowała fotografię dziewczyny wyglądającej na płonącą od rac Warszawę. Teraz, w trakcie pandemii, zrobiła trzecie zdjęcie. Tym razem Ada Zielińska przy pomocy drona wykonała autoportret na 39. piętrze szklanego wieżowca, który zesquatowała. Być może ta fotografia też stanie się symbolem aktualnych wydarzeń.
Ma 30 lat, dyplom warszawskiej ASP, stoi za nią galeria – warszawska Propaganda – i poważne zamówienia. – Na początku lockdownu dostałam propozycję od kuratorki opiekującej się kolekcją kancelarii prawniczej, żeby zrobić pracę o tym, co się dzieje – wspomina Ada. Nie dostała żadnych sugestii ani ograniczeń, jedynym kontekstem były inne prace ze zbioru, głównie fotografie z motywem Warszawy. Od prac Zbigniewa Dłubaka, Zofii Chomętowskiej przez projekty Rafała Milacha, Kuby Dąbrowskiego aż po fotograficzne kolaże Kobasa Laksy czy Jana Dziaczkowskiego. Zielińska obserwowała rozwój pandemii i szukała pomysłu na scenę, którą zaaranżuje. – Wyobraziłam sobie grupę 20-latków, czyli pokolenie młodych dorosłych, które będzie odbudowywać rzeczywistość po katastrofie gospodarczej. Myślałam o jeźdźcach przemierzających na koniach puste miasto, ale to nie było to. Wreszcie w trakcie oglądania biura, które góruje nad miastem, weszła do sali konferencyjnej z oszałamiającym widokiem na zachodnią część miasta – al. Jana Pawła, al. Jerozolimskie i wznoszące się żurawie na budowach nowych wieżowców. Pomyślała, że chciałaby wykorzystać nieobecność pracowników i zesquatować biuro. Zamieszkać w nim, by zawieszona w szklanym pudełku nad ścisłym centrum wczuwać się w puls miasta. I sfotografować to. Pomysł został przyjęty.
Kupiła materac, spakowała ubrania i rzeczy, które wypełnią jej czas – Zabrałam albumy swoich ulubionych fotografów Larry Sultana i Joel Sternfeld, kilka książek m.in. poradnik „Kobiecość w rozwoju” i „Sto lat samotności”, a poza tym faktury do rozliczeń z księgową, matę do jogi, komputer i wino. To były też jej rekwizyty do autoportretu.
Weszła do biurowca w 40. dniu pandemii, to był czas ostrych restrykcji, kiedy nie można było chodzić nawet do parku. – Na parterze wpuściła mnie ochrona, miałam wrażenie, że budynek jest zupełnie pusty, najwyższe piętro, gdzie znajdują się sale konferencyjne, na pewno było. Jedynym dźwiękiem, jaki słyszałam, był szum klimatyzacji.
Z powodów technicznych mogła opuszczać budynek, tylko gdy w środku była ochrona. – Poczułam się bardzo nieswojo, kiedy okazało się, że nie mogę się przewietrzyć ani otwierać okien – wspomina. Całkiem dosłownie została uwięziona w szklanej wieży.
W nowej rzeczywistości została sama architektura i niebo. Krajobraz zamarł. Z 39. piętra miasto zaczyna przypominać mapę, perspektywa wygubia sylwetki, życie objawia się falami ruchu ulicznego i światłem. –W piątek o godzinie 19 ulice były zupełnie puste, wieżowce dookoła wygaszone. Chociaż miałam świadomość, że ludzie gdzieś tam są, to pozamykani w domach, bez kontaktu. Wpatrywałam się w horyzont, żeby wypatrzeć cokolwiek, ale zupełnie nic się nie działo.
Resztę czasu wypełniała jej praca i klasyczna nuda. – Chyba pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, było zdjęcie butów i przejście po stole konferencyjnym. Musiałam jakoś oswoić tę przestrzeń. Trochę myszkowałam po biurze, jeśli chodziłam do toalety, wybierałam męską, bo dlaczego nie. Długo zastanawiałam się, czy mogę zapalić elektronicznego papierosa, ale w rezultacie nie odważyłam się.
Zamawiała pizzę, tańczyła do muzyki z komputera, ale miejsce wciąż ją onieśmielało. W końcu, jeszcze przed majówką, gdy obostrzenia były dotkliwe, zdecydowała się na zdjęcie. Zrobiła kilka, ale pierwsze okazało się najmocniejsze.
W ciepłym świetle zachodzącego słońca Ada stoi w piżamie. Za jej plecami piętrzy się pościel, książki i komputer. W szybie odbija się miasto, a całą kompozycję ujmują architektoniczne ramy – rytm szkła, symetria ściany i filarów.
Ze zdjęcia emanuje cisza i spokój, ale to scena z dramatu. Postać w szklanej wieży górującej na miastem jest świadkiem niemej katastrofy. Okupując współczesny pałac kapitalizmu, przygląda się, jak królestwo zamiera.
Ada na tym zdjęciu jest „naga” – nie ma ani makijażu, ani czapki z daszkiem, w której tak lubi robić sobie selfie na tle płonących samochodów (stały motyw jej prac). Nie odgrywa roli posągowej artystki, choć się nią czuje, bo delikatnie nawiązuje do pracy „My bed” Tracey Enim. Być może staje się bohaterką ze swojego wcześniejszego zdjęcia z 11 listopada. Przez szybę w wieżowcu wygląda grozy nadchodzących czasów.
Jedna z czterech kopi pracy „Home Office” zawiśnie na 39. piętrze kancelarii White & Case w wieżowcu Q22, gdzie zrobione zostało zdjęcie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.