Choć z sezonu na sezon afrykańska moda zyskuje coraz większe uznanie na arenie międzynarodowej, wciąż napotyka wiele barier. Frederica Brooksworth ma misję, by to zmienić. W październiku Brooksworth była jedną z gościń panelu „Bridging Activism and Knowledge for Sustainability”, który w ramach Business Fashion Environment Summit 2024 poprowadziła Zuzanna Krzątała. Założycielka CIAFE i Regional Editor na Afrykę w Bloomsbury Publishing, a także wykładowczyni wielu uniwersytetów, w tym London College of Fashion, British School of Fashion, oraz członkini zarządu na BlueCrest University College w Ghanie opowiada, dlaczego to wiedza jest kluczem do globalnego sukcesu.
W jakiej kondycji jest dziś afrykańska moda?
Widzimy obecnie coraz większe zainteresowanie wśród międzynarodowych kupców, którzy chcą sprzedawać afrykańskie marki w sklepach na całym świecie. To jest absolutnie niesamowite! Oprócz zmian związanych ze sprzedażą na pewno pojawia się też coraz więcej głosów, które zwracają uwagę na kwestie afrykańskiej mody i które mają realny wpływ na narrację wokół tego tematu. Pojawia się też coraz więcej marek. Ponadto coraz więcej osób wykorzystuje media społecznościowe, by dzielić się swoimi historiami, pracą, tym, co robią inni. Oczywiście wciąż jest wiele do zrobienia, ale to, że moda afrykańska zaczyna być postrzegana także pod kątem komercyjnym, to ogromny postęp i te zmiany dzieją się na naszych oczach.
Podczas ostatniego London Fashion Week dużo pisało się o takich projektantach jak Tolu Coker, ale na co dzień mało o nich słyszymy. Czy nadal istnieje wiele barier, które muszą pokonać afrykańscy twórcy, by przebić się do szerszego grona odbiorców?
Nawet jeśli pójdziesz studiować na kierunek związany z modą, dowiadujesz się o niej przede wszystkim z mediów. Możesz wykorzystać social media do opowiedzenia swojej historii, stworzyć niesamowite treści, mieć na to przeznaczony wielki budżet, ale prawda jest taka, że wiarygodność w branży pomagają ci zdobyć właśnie media w tradycyjnym ich znaczeniu. Dlatego dopóki międzynarodowe tytuły nie dostrzegą afrykańskiej mody i nie wstawią się za nią, nie napiszą, że „to jest świetny projektant”, nikt nie będzie mieć o tych markach pojęcia. Zwłaszcza że niestety wiele osób postrzega Afrykę jako kraj – niekoniecznie jako kontynent – i nie rozumie, że jest tam pięć różnych regionów. To także jest skutkiem zbyt małej liczby wzmianek w mediach o modzie tamtej części świata. Więc zdecydowanie jest tutaj bariera mediów branżowych, którą trzeba przełamać. Potrzebujemy równej i sprawiedliwej reprezentacji.
Jeśli już o kimś zaczyna być głośno, zawsze jest to historia diaspory, kogoś, kto studiuje w Londynie czy Nowym Jorku.
Jeśli mam być szczera, to wynika to przede wszystkim z networkingu. W modzie nie zawsze niestety liczy się to, co wiesz, ale kogo znasz. Są ludzie, którzy nadal mieszkają w Afryce i mają bardzo rozbudowaną sieć kontaktów dzięki partnerstwom, współpracom czy właśnie za sprawą social mediów, a także podróży. Jeśli jednak mieszkasz w Londynie czy Nowym Jorku, możesz z różnymi osobami mieć bieżący kontakt, poznawać ludzi z całego świata, chodzić na eventy, zaprosić kogoś na lunch. Jeśli mieszkasz chociażby w Dakarze, jest z tym dużo trudniej.
Zanim zostałaś członkiem zarządu na Uniwersytecie w Ghanie, pracowałaś dla Bloomsbury Publishing jako redaktorka na region Afryki oraz stworzyłaś The Council for International African Fashion Education, zajmowałaś się strategiami biznesowymi. Skąd ta zmiana?
Zawsze interesowałam się afrykańską modą i chciałam coś zrobić w tym kierunku. Mam jednak wrażenie, że wraz z CIAFE wyprzedziliśmy trochę nasze czasy, bo dopiero teraz wszystko się w pełni zaczyna rozwijać. Nie każdy rozumie, co robimy w ramach tej organizacji. Żeby rzucić na to więcej światła, nie mówię za dużo o strategiach biznesowych, którymi wciąż się zajmuję. Zależy mi, żeby przede wszystkim przekazać wiedzę o modzie afrykańskiej, historii, kulturze, tradycjach. Dlatego w ramach CIAFE skupiamy się na badaniach i publikacjach objaśniających kluczowe obszary, prowadzimy też zajęcia językowe, przyznajemy stypendia badawcze, mamy warsztaty techniczne, organizujemy seminaria, konferencje – wszystko po to, by ludzie mogli lepiej zrozumieć branżę i ten konkretny sektor rynku, ale także zachowania dzisiejszych konsumentów. Mamy też kurs o historii mody diaspory afrykańskiej, który jest takim naszym sztandarowym przedsięwzięciem, bo zapisuje się na niego wiele ludzi nie tylko z Europy, ale także ze Stanów Zjednoczonych.
Z kolei w ramach Bloomsbury zajmuję się głównie zlecaniem badaczom prac, które mogą przybliżyć odbiorcom dzisiejszy krajobraz afrykańskiej mody. Tutaj działamy na kilku obszarach – od prawa ogólnie, przez prawa autorskie, tekstylia, produkcję, aż po zrównoważony rozwój, handel itd. To są fenomenalne opracowania, które można później wykorzystywać na uczelniach, bo znajduje się w nich bardzo wiele przydatnych informacji także dla wykładowców. Jestem wdzięczna, że mogę przyczyniać się do zaznaczenia afrykańskiej mody na globalnej mapie.
Kiedy myślę o edukacji, myślę raczej o ewolucji niż rewolucji. Jak ty widzisz swoją rolę w tym kontekście?
Patrzę na to nie tylko w kontekście uczenia innych, ale przede wszystkim likwidowania różnic i zapełniania pewnej luki w kontekście wiedzy i umiejętności. Chodzi o zapewnienie niezbędnych narzędzi, by ludzie mogli się rozwijać – zarówno studenci, jak i wykładowcy. Moje zadanie polega więc na kształtowaniu tej branży i ludzi, którzy są jej częścią poprzez edukację, wiedzę, zasoby, strategie.
Nie oferujesz jednak ludziom finansowania, nagród ani gotowych rozwiązań. Dajesz im wiedzę. Czy uważasz, że to wiedza ma większą moc?
Oczywiście! Zawsze powtarzam, że możesz dać ludziom nagrody czy pieniądze na rozwój, ale bez wiedzy dalej nie ruszą. Badania, które przeprowadziliśmy, pokazały, że najczęściej powodem, dla którego ludzie nie osiągają sukcesu, a ich biznesy nie prosperują dobrze, jest to, że nie mają wystarczającej wiedzy. Dlatego tak ważne jest dla mnie właśnie przekazywanie wiedzy. Gdy ktoś już ją posiądzie, zostanie z nim, może jej użyć w każdym momencie, budować na niej, ulepszać swoje projekty, a finalnie – pomóc tej branży się rozwijać.
Jak ma się do tego zrównoważony rozwój?
To bardzo ważna kwestia. Najczęściej o zrównoważonym rozwoju mówi się z perspektywy europejskiej, zachodniej, a przecież gdy spojrzy się na Afrykę, to widać, że tam nie jest to tylko chwytliwy slogan, ale styl życia. Ludzie w Afryce od zawsze żyją w sposób zrównoważony – zarówno pod względem wykorzystywania energii, ubrań, które szyte są u lokalnych krawcowych i krawców, tego, w jaki sposób się o nie dba, pierze, ale także jeśli chodzi o ponowne wykorzystywanie rzeczy.
Podczas naszej rozmowy cały czas używamy określenia „afrykańska moda”, „afrykańscy projektanci”. Choć wiem, że tak funkcjonuje to na całym świecie, dla mnie to brzmi jak zbytnie uproszczenie. Nie mówimy np. „moda azjatycka”, „moda europejska”, bo każda z nich jest szalenie różnorodna. Dlaczego takie pojęcie przyjęło się w kontekście Afryki?
Wiele osób nie lubi być nazywanymi ogólnikowo afrykańskimi projektantami, inni z kolei nie mają z tym problemu: są dumni ze swojego pochodzenia, kochają swoje dziedzictwo. Te różnice wynikają z tego, że przez długi czas bardzo szufladkowało się afrykańskich twórców. Powstało przekonanie, że oni projektują tylko dla mieszkańców Afryki, że moda, którą proponują, jest inna, ekscentryczna, pełna jaskrawych wzorów itd. Tylko że jeśli mamy na przykład Burberry, które jest brytyjską marką luksusową, czy dom mody Mulberry, nie myślimy o tym, że ich produkty są tworzone tylko z myślą o Brytyjczykach. Musimy jak najszybciej zmienić przekonanie, że afrykańska moda nie jest dla wszystkich, poprzez większą ekspozycję projektantów w światowych domach towarowych oraz mediach.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.