Znaleziono 0 artykułów
28.11.2024

Agata Tuszyńska: Ćwiczenia z wdzięczności

28.11.2024
(Fot. skynesher/Getty Images)

W ostatni czwartek listopada Amerykanie obchodzą Święto Dziękczynienia. Piękna okazja, by podziękować za wszystko dobre, co nas spotkało w mijającym roku. Chciałabym przenieść ów zwyczaj nad Wisłę i Wartę, jako rozmowę o tym, co nas cieszy, wzmacnia, łączy, prawdziwe spotkanie w atmosferze szacunku i refleksji.

Listopad zamykają ciemne chmury. Próżno szukać bezpiecznego miejsca pomiędzy polityczną zawieruchą, groźbami Putina, pogróżkami Trumpa, butą Hezbollahu i uwikłaniami Izraela. Trudno o radość wobec wizji alarmujących zmian na bliższym i dalszym horyzoncie. Emocjonują nas wewnętrzne spory, dzieli niezgoda, której nie pomaga wzajemna napastliwość. Mam wrażenie, że świat zachorował, a jego mieszkańcy nie potrafią ściszyć głosu. Kto wrzeszczy, zdobywa uwagę. Szept, jak nieobecność, nie ma racji bytu. Nie mówiąc o dialogu. Ani wdzięczności.

W ostatni czwartek listopada Amerykanie obchodzą Święto Dziękczynienia, jedno z piękniejszych, jakie znam. Czas spędzany w gronie najbliższych, rodziny rzeczywistej lub wybranej, dający możliwość podziękowania za wszystko dobre, co nas spotkało w mijającym roku. Taka rachuba spełnień, radości z tego, co się udało, wdzięczności właśnie. Jakże inne byłoby oblicze Polaków próbujących choć raz w roku uprawiać podobne ćwiczenie. Skądinąd wiadomo, że trening czyni mistrza.

Mieszkańcy Ameryki Północnej spierają się jeszcze o to, kiedy po raz pierwszy odbyła się ceremonia dziękczynna z okazji obfitych żniw. Czy w 1565 roku w St. Augustine na Florydzie, czy dopiero w 1621 w kolonii Plymouth w stanie Massachusetts? W każdym przypadku pielgrzymi dziękowali obcej ziemi i jej mieszkańcom za możliwość przetrwania w Nowym Świecie. Pierwsi Amerykanie dostarczyli na święto kilka jeleni, były też kaczki i gęsi. Tradycyjny indyk z sosem żurawinowym i pieczona dynia pojawiły się w menu później, kiedy Abraham Lincoln ustanowił narodowe święto w 1863 roku. Odtąd weszło do narodowego kalendarza.

Istotą tego spotkania jest wzajemna bliskość i wspólna próba celebrowania nadziei. Bo skoro ciągle udaje się nam znaleźć coś w codzienności, co wywołuje naszą wdzięczność… to może znaczyć, że warto grać dalej? Nie zawsze w zielone, ale choćby w jesiennie złociste? Nie z samymi sukcesami, bo to niemożliwe. Także z porażkami i upadkami, bo i im należy się uwaga. Niekiedy pozwalają spojrzeć inaczej na to, co mamy. Obudzić uczucia dotychczas nieznane. Wdzięczności właśnie, która pozwala spojrzeć na własny los w trzecim wymiarze. I podziękować.

Chciałabym przenieść ów zwyczaj nad Wisłę i Wartę, może bez słodkich ziemniaków i kukurydzy, ale jako rozmowę o tym, co nas cieszy, wzmacnia, łączy, prawdziwe spotkanie w atmosferze szacunku i refleksji.

Sięgam po przepis na dziękczynnego indyka, internet natychmiast podsuwa mi książkę kucharską Marthy Stewart i jej rady dotyczące listopadowej kolacji. W wielu odsłonach i stylach. Z brukselką i kalafiorem, nawiązującymi do pierwszych dożynek, z zapiekanką z batatów, różnymi wariantami nadzienia i sosów. Z tartą dyniową lub jabłeczną (apple pie!). Martha jest niezawodna.

Kobieta biznesu i kobieta sukcesu o polskim rodowodzie istniała latami jako ikona amerykańskiej szansy. Modelka, twórczyni niewielkiej firmy cateringowej, maklerka giełdowa stała się właścicielką medialnej fortuny, wizytówką nieograniczonych możliwości talentu i wyobraźni. Z czasem pierwszą miliarderką w tym kraju. Ameryka umożliwiała takie cuda. Była jej wizytówką.

Dużo o niej myślę po obejrzeniu filmu dokumentalnego „Martha” poświęconego tej niezwykłej kobiecie i jej błyskotliwej karierze. Żywiła ją ambicja. Od początku. Zawsze chciała być kimś więcej i większym, niż była w danej chwili. Nic nie było wystarczające. Dom, firma, Wall Street. Kolejne stopnie kariery. – Miała tylko jeden bieg – ktoś powie o niej – do przodu. Kolejne książki, jadłospisy, catering, desery, przystawki, przyjęcia ślubne i inne.

Chciała edukować, informować i inspirować. W sposób zrozumiały i atrakcyjny. Pokazywała, jak tworzyć dom, jak gotować, jak urządzać party – jak w codzienność wsączyć porządek i piękno, jak żyć lepiej i jaśniej. Wymyśliła swój magazyn dla kobiet, pierwszy, drugi, kolejny. Prowadziła popularny program telewizyjny, własny show. Uczyła Amerykę, jak żyć. Pierwsza influencerka. Perfekcjonistka. Jej multimedialna korporacja zaczęła przynosić wielkie zyski. Zaczęło się od 200 milionów dolarów rocznie. Stewart bogaciła się szybko i skutecznie dzięki ciężkiej pracy i pomysłom. W 1999 roku stała się najbogatszą kobietą na świecie.

Wtedy dopiero, jak mówi, zaczęto ją traktować poważnie. Zapraszać do konsultacji, rad nadzorczych i biznesowych elit. O potędze dziewczyny z Jersey City napisała w „New Yorkerze” sama Joan Didion. To była „męska kariera”. Czy dlatego Martha miała tylu wrogów?

Zastanawia ją niechęć, jaką budzi w ludziach. Z jednej strony sympatia, uznanie i podziw, z drugiej – nie brak opowieści o jej niestabilności, agresji, humorach. Robiła coś, co może robić każdy, ale robiła to lepiej. Do tego rządziła twardą ręką. Pewna siebie, swoich pomysłów i racji. Wymagająca. Bezwzględna? Arogancka? Robiła coś, co uchodzi mężczyźnie, ale nie kobiecie. Wszystko działo się przed dwudziestu laty. To było ryzykowne. Za to była krytykowana. Specjalistka od domowego ogniska, „gospodyni z klasą” i biznesmenka nieoglądająca się na innych. Trudne do pogodzenia.

Nikt się nie zastanawiał nad ceną tego sukcesu. Nad pracą, poświęceniem, oddaniem. Rozpadem małżeństwa, utratą stabilizacji, kłopotami. Ona sama nigdy się nie skarżyła. Nie znosi użalania się nad sobą. – Nie akceptuję porażek – mówi. Na rozpacz najlepsza jest jej zdaniem praca. Kolejny cel, następny stopień do pokonania. Stewart nie okazuje słabości.

Weszła na szczyt, z którego została strącona. Osiągnęła wszystko, o czym marzyła, a nawet więcej, a później bez konkretnych dowodów rzucono ją w przepaść. Potknięcie ze sprzedażą akcji rzekomo z użyciem poufnych informacji spowodowało oskarżenie, proces i pięciomiesięczny pobyt w więzieniu. Miała wtedy 60 lat. Stała się kozłem ofiarnym „zgrai facetów”, jak mówi. Przeciw niej zeznała również jej przyjaciółka. – Dlaczego mnie tak nienawidzą – pyta Martha Stewart. I sama sobie odpowiada: – Bo kochają upadki ludzi doskonałych.

Stewart straciła dużą część olbrzymiego majątku. Odebrano jej firmę, miejsce w zarządach, program. Jej nazwisko nurzano w błocie w brukowej prasie, przekreślono wszystkie jej osiągnięcia. Upadek Marthy Stewart był równie spektakularny, jak jej droga ku górze.

Nie płakała. – Bo kobiety biznesu nie płaczą – jak mówi. Przed pójściem za kratki zaplanowała wizyty u lekarzy, by być w dobrej formie na ten czas próby. Przetrwała.

Co dzień ucz się czegoś nowego – radzi. – Gdy przestajesz się zmieniać, przestajesz żyć. Nadal ma nowe pomysły. Nie pozwala sobie na utratę mocy. Wróciła do telewizji, tym razem z raperem Snoop Doggiem. Ciągle potrafi się śmiać. Także z siebie. Najszczęśliwsza jest w swoim ogrodzie.

Dziękuję Marcie Stewart za lekcję przetrwania.

Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) – przeniesioną na scenę Muzeum POLIN, oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W 2022 roku miały premierę jej „Żongler. Romain Gary” oraz tomik wierszy „Niesny”. W kwietniu 2023 roku, przy okazji 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, nakładem wydawnictwa Osnova ukazała się „Czarna torebka”. – Bohaterką wszystkich moich książek jest PAMIĘĆ. Znikające światy i odchodzący ludzie. Zapisuję, żeby to wszystko nie przestało istnieć. Wierzę w ocalającą moc słowa – mówi Agata Tuszyńska, laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i francuskim Orderem Literatury i Sztuki. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Od marca 2022 roku jest felietonistką Vogue.pl.

Agata Tuszyńska
  1. Ludzie
  2. Opinie
  3. Agata Tuszyńska: Ćwiczenia z wdzięczności
Proszę czekać..
Zamknij