O aborcji znowu głośno. To być może dobry moment, żeby przerwać codzienne milczenie. Bo mówienie o aborcji wprost, opowiadanie o doświadczeniach odbierze głos tym, którzy szerzą dezinformację i wzbudzają strach. Reportaż o tym, jak Polki szukają słów, by mówić o własnych decyzjach.
– Miałam dwie. W centrum handlowym w Berlinie. Tam mieściła się klinika planowania rodziny. No i jak o tym opowiedzieć? Można to przecież przedstawić na różne sposoby. Również jako zabijanie płodów w galerii! Wchodzisz z marszu i robisz aborcję. Politycy operują skrajnościami: albo jest o wodogłowiu albo o noworodkach bez czaszki. A nie o wyjazdach na Słowację czy braniu w domu tabletek kupionych przez internet. Przez ten dyskurs – totalnie odczepiony od rzeczywistości – nie mam narzędzi, które pozwoliłyby mi mówić o własnej aborcji. Brakuje mi słów. Przyłapuję się na tym, że albo wpadam w język bardzo ogólny, albo prześmiewczy.
Paulina z Warszawy, która prosi o niepodawanie prawdziwego imienia, regularnie rozmawia o terminacji ciąży ze znajomymi. – To nie jest żaden temat tabu. Nigdy nie był. Dyskutujemy o tym jak o każdym innym zjawisku. Ale o własnych doświadczeniach mówić jest bardzo trudno.
Minęło siedem lat, odkąd poddała się pierwszej aborcji. Trzydziestotrzyletnia dziś kobieta wciąż szuka sposobu, aby rozmawiać o swojej aborcji w normalny i nieskrępowany sposób – wolny od utartych schematów narzuconych przez media, organizacje anti-choice i polityków.
Dlaczego nie chcą mówić o aborcji
Terminacja ciąży budzi emocje, powoduje dyskomfort. Temat jest często przemilczany bądź unikany, bo nasza psychika stroni od niejednoznacznych i skomplikowanych tematów. – Nie mamy jasnego skryptu na ocenę sytuacji konkretnej pani Kasi i jej zachowania. Konfrontacja z niewygodnymi aspektami rzeczywistości powoduje, że nasza psychika zaczyna się bronić: rozszczepia te kwestie, które są niewygodne, zbyt trudne. One po prostu przestają dla nas istnieć – tłumaczy psycholożka i psychoterapeutka Izabela Barton-Smoczyńska. – W ten sposób krótkoterminowo pozbywamy się problemu. Ale długoterminowo to rozszczepienie powoduje osłabienie psychiki, bo pewna jej część: niektóre emocje, sposób reagowania na rzeczywistość, pozostaje ukryta. Ten mechanizm zachodzi też na poziomie społeczeństwa, które – jako umysł zbiorowy – może odsuwać od siebie nieprzyjemne zagadnienia.
– A aborcje się dzieją. Każdego dnia. Zakaz nie oznacza, że kobiety przestają to robić. Choć wielu polityków uważa, że jak się czegoś zabroni, to problem zostaje rozwiązany – stwierdza Karolina Domagalska, dziennikarka, autorka podcastu „Coś na A”. – Temat aborcji w Polsce nie istnieje, bo tak jest wszystkim na rękę. Pojawia się dopiero w kontekście zmiany prawa czy klauzuli sumienia.
Wtedy odtwarzane są te same rytualne śpiewki. I to przez obie strony: niektóre feministki powtarzają, że każdy powinien mieć prawo do wyboru, ale aborcji tak naprawdę nikt nie chce, więc powinna ona być rzadka. A z drugiej strony, słyszymy peany na cześć obrony życia „dziecka”. Kobieta jest w tej debacie pomijana.
Niekończąca się debata na temat aborcji przypomina ginekolożce Gizeli Jagielskiej „zgniłe jajko, którego nikt nie chce ruszyć”. – Nawet PiS. Bo musieliby się liczyć z protestami kobiet. Nie wydaje mi się, że projekt pani Godek stanowi jakiekolwiek zagrożenie. Oni by się bali to zrobić.
Podobne artykułyProtesty przeciwko decyzji Trybunału KonstytucyjnegoRedakcja Vogue.pl 22 października pokazał inaczej. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis dotyczący terminacji ciąży w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. W ten sposób zostało przełamane polityczne status quo, utrzymywane przez 27 lat – od momentu wprowadzenia ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży w 1993 r. Polskie prawo aborcyjne stało się jednym z najbardziej restrykcyjnych w Europie. Chociaż jeszcze w zeszłym roku w sondażu IPSOS dla OKO.press 53 proc. ankietowanych opowiedziało się za możliwością terminacji do 12 tygodnia ciąży.
Ludzie ponowie wyszli na ulice. Mimo pandemii. Zewsząd rozlegają się krzyki protestów, media społecznościowe pełne są wyrazów oburzenia. Bo walka ze stygmatyzacją aborcji trwa. I to ze zdwojoną siłą.
Aborcja jest OK
Domagalska sądzi, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego przyspieszy zmiany. – Hasło „aborcja jest ok” staje się orężem w walce. Widzę je na ulicach, słyszę od ludzi.
Karolina Więckiewicz z Aborcyjnego Dream Teamu przypomina kontrowersje, które w 2018 r. wzbudziła różowa okładka „Wysokich Obcasów”, na której pozowała z Natalią Broniarczyk i Justyną Wydrzyńską. Trio wystąpiło w białych koszulkach z napisem w komiksowym dymku: „Aborcja jest ok!”. Dostały po głowie.
Zdaniem Pauliny, tej której brakuje słów do opowieści o własnym doświadczeniu, tamto poruszenie zrobiło wiele dobrego. – Sam slogan był może niezbyt zgrabny, ale wychodzimy z punktu, w którym aborcja jest mocno dramatyzowana. W Sejmie posłowie i posłanki przerzucają się makabrycznymi obrazami wad płodu. A to nie jest o mnie. Jest tyle różnych sytuacji, w których kobieta chce zrobić aborcję. To, że polskie prawo ich nie uwzględnia, nie znaczy, że nie powinno się o nich mówić.
Mówić „normalnie, bez tabu, bez dramatu, bez przekłamań, bez strachu”. To recepta Aborcyjnego Dream Teamu, z którą kobiety z doświadczeniem aborcyjnym w pełni się zgadzają.
Jak mówić normalnie?
– Trzeba w końcu odczarować kwestię aborcji. Wyciągnąć ją z tej strefy sacrum – przecież to zabieg medyczny. Jak zabieg medyczny może być stygmatyzowany? – mówi gorączkowo Katarzyna Nagorny. Kamerkę włączyła tylko na chwilę, na początku naszej rozmowy na Skypie. Jest duszny, jeszcze letni wieczór. Kilka razy przerywamy rozmowę. Albo „najmłodsza córka biega po domu bez majtek”, albo „nie można puścić bajki, bo internet zajęty”, albo „cholera, króliki uciekły z klatki i wylazły na ogródek”. Po niemal dwugodzinnym wywiadzie Nagorny poprosiła o niepodawanie imienia i nazwiska, chociaż od dłuższego czasu planuje aborcyjny coming out. Obawiała się reakcji otoczenia.
22 października zmieniła zdanie. O wpół do siódmej wieczorem dostaję wiadomość na WhatsAppie: „Właśnie się wkurwiam na maksa. Rozmawiałam z mężem. Możesz publikować moje dane”.
Prawo do wyboru jest dla Nagorny niezwykle ważne. Od czterech lat, czyli od czasu Czarnego Protestu w Polsce, angażuje się w działania zagranicznego oddziału fundacji Dziewuchy Dziewuchom. W Szwajcarii mieszka łącznie siedem lat. Przypadek sprawił, że aborcję musiała zrobić w Polsce.
– Jak po-ro-niłam, leżałam, w sensie urodziłam dziecko, urodziłam płód… – Nagorny zaczyna się plątać. Wciąż nie jest w stanie opisać tego, co ją spotkało. Choć minęło osiem lat.
Słowo aborcja nie przechodzi jej przez gardło. – To autocenzura. Nawet w Szwajcarii nie mogę swobodnie mówić o kwestii prawa do aborcji. Bo to słowo jest fuj. To morderstwo – takie panuje przekonanie.
Nagorny „nie czuła się źle, bo zabiła swoje dziecko – jak to mówią”. – Nie miałam żadnej traumy. Wiedziałam, że ta decyzja była rozsądna. Ciąża była w naszym przypadku zaplanowana, ale okazało się, że jest chora. Nie chciałam skazywać synów na dożywotnią opiekę nad bratem.
Dziś Nagorny ma 43 lata. I trójkę dzieci.
Zmiana języka to krok do zmiany
Nawet Domagalska, która wielokrotnie pisała o aborcji, musiała „oswoić ten wyraz”: – Przeprowadziłam pewnego rodzaju eksperyment. W pewnym momencie po prostu częściej zaczęłam poruszać ten temat, w najróżniejszych sytuacjach, z przeróżnymi ludźmi. Czasami przypominało to zrzucenie bomby. To nie była żadna prowokacja, ale sposób na przetrenowanie siebie samej, żebym była w stanie o tym swobodnie rozmawiać. Tak jak na każdy inny temat. Bo tu się wszystko zaczyna. Jak możemy liczyć na to, że zostanie wprowadzone prawo do wyboru, skoro nie jesteśmy w stanie rozmawiać o aborcji w lekki, normalny sposób?
„Odzyskanie języka to pierwszy krok do zmian” – napisał Michał Żakowski w felietonie dla „Kultury Liberalnej” z 2018 r., miesiąc po zamieszaniu wokół różowej okładki „WO”. Domagalska jest przekonana, że powoli zmierzamy w tym kierunku.
– Temat i wyraz „aborcja” pojawiają się coraz częściej. Oczywiście normalizacja zajmie jeszcze sporo czasu, ale dużo już się dzieje. Działa Aborcyjny Dream Team, od 2018 r. organizowany jest Marsz dla Bezpiecznej Aborcji. Kobiety opowiadają o swoich doświadczeniach podczas storytellingów. W moim podcaście „Coś na A” można usłyszeć nieocenzurowane, autentyczne, bo niezredagowane, świadectwa kobiet z doświadczeniem aborcji.
Zmiany idą wielotorowo. Każda kobieta, która zabiera głos i dzieli się swoją historią, wysyła sygnał do innej kobiety, że ta nie jest sama.
Podobne artykułyStrajk kobiet: Polacy blokują miasta Redakcja Vogue.pl Iza, która prosi o niepodawanie prawdziwego imienia, przyznaje, że działania feministek przyczyniają się do zmniejszania ciszy wokół terminacji ciąży. – Ale o aborcji ciągle mówi się za mało. Zwłaszcza wprost. Podobno co trzecia kobieta miała aborcję. Ja słyszałam o pojedynczych przypadkach. Bo nie mówią o tym na głos. Nawet jeżeli są pro-wybór i otwarte. Bo podzielenie się osobistymi doświadczeniami jest trudne ze względu na stygmatyzację: przekonanie, że robisz coś złego. Albo wmówione przeświadczenie, że to nie jest coś, czym powinno się „chwalić”. Jak to zrobiłaś, to zachowaj to dla siebie. Trzymaj to w ciszy. To w końcu nie jest wizyta u dentysty. To dosłowny cytat.
Gdzie szukać prawdy
Dorota, ona też naprawdę nazywa się inaczej, musiała sporo poszukać, żeby dowiedzieć się czegoś konkretnego na temat terminacji ciąży. – W internecie jest mało informacji, łatwo za to trafić na dezinformację. Zabieg mam już za sobą. Teraz staram się o nim opowiadać. Znajome wiedzą, że gdyby miały problem z córką czy synem, to ja wszystko wytłumaczę. Opowiem na spokojnie. O wszystkim. Bez oceniania. Bez ściszania głosu. Bo trzeba o tym rozmawiać normalnie. I bezpośrednio. Nie o jakichś tam bułeczkach. Tylko waginach.
Nagorny też wie z doświadczenia, że trudno dotrzeć do wiarygodnych źródeł. – Jak wpiszesz hasło aborcja, to zobaczysz takie rzeczy, że głowa mała. Musisz się naprawdę namęczyć, żeby zdobyć rzetelne informacje. Podczas gdy propaganda środowiska pro-life jest wszędzie, bo jeżdżą tymi ciężarówkami. Powinniśmy urządzić kontrofensywę! Wiedza o aborcji też powinna być ogólnie dostępna. Powinna wychodzić z lodówki, jak ją otworzysz!
Albo jak wyjdziesz na ulicę. Na początku czerwca na słupach, przystankach, w damskich toaletach i komunikacji miejskiej zaczęły się pojawiać nalepki z pytaniem „Potrzebujesz aborcji?” i namiarami na infolinię Aborcji Bez Granic – kolektywu organizacji, które udzielają informacji i pomagają w terminacji ciąży.
– Cisza wokół aborcji ułatwia szerzenie dezinformacji i strachu, który paraliżuje. W ten sposób kobiety mają poczucie, że są w sytuacji bez wyjścia i zostaje im tylko podziemie albo wyjazd za granicę – mówi Zofia Marcinek, współpomysłodawczyni akcji z wlepkami: partyzantki aborcyjnej. – Podczas gdy tak nie jest. W Polsce istnieją organizacje, które działają zupełnie legalnie, jak Aborcja Bez Granic.
Po decyzji Trybunału dziewczyny załamały się. Ale zaraz przeszły w tryb ofensywny. Działają. Szerują. Informują. Podobnie jak wiele innych kobiet w mediach społecznościowych.
Opowiadajmy o aborcji
Kiedy rozmawiałyśmy w lipcu, ginekolożka Gizela Jagielska polubiła akurat profil Aborcyjnego Dream Teamu. Wtedy miał 26 500 obserwatorów, po decyzji Trybunału Konstytucyjnego ich liczba skoczyła do 60 tys. i wciąż rośnie.
Jagielska przygląda się poszczególnym grafikom o aborcji: – Nie jestem pewna, czy taki sposób przedstawiania spotka się z aprobatą. Popatrz na to – na ekranie telefonu pojawia się macica-zapaśnik domagająca się więcej misoprostolu – leku, który jest używany do aborcji farmakologicznej. – Nie wiem, czy polskie społeczeństwo jest przygotowane na TAKĄ rozmowę o aborcji. Obawiam się, że to zbyt otwarty sposób na etap, który mamy teraz w Polsce. To by było dobre na kraje skandynawskie albo Niemcy – tam można tak rozmawiać. Ale kto wie – może już jesteśmy gotowi? Mnie to nie oburza.
Karolina Więckiewicz pamięta, że po publikacji w „Wysokich Obcasach” niektóre feministki zarzuciły im, że brokaty i serduszka z okładki przekreśliły ich wszystkie poprzednie osiągnięcia. – Ale inne gratulowały. Przyznawały, że bardzo chciały przełamać ciszę wokół aborcji, ale nie wiedziały jak. Profesor Małgorzata Fuszara, prawniczka i socjolożka, powiedziała, że każdy ruch musi mieć swoją radykalną grupę, która nie będzie bała się głośno mówić o tym, co na „tym etapie” wydaje się jeszcze nieodpowiednie.
– Ta nowa narracja jest teraz jeszcze spychana na margines, ale rośnie w siłę na poziomie nieformalnym. Tu zbiera się nowa energia, nowy kapitał, który doprowadzi w końcu do trwałej zmiany społecznej – wierzy Karolina Domagalska. – Popatrzmy na przykład Irlandii [w 2018 r. zniesiono tam zakaz aborcji w wyniku referendum – przyp. red.]. Zmiana prawa była wynikiem wieloletniej pracy różnych organizacji, wieloletniego upubliczniania historii aborcyjnych. Opowiadajmy więc o aborcji, zrzucajmy strach, łączmy się!
* Tekst powstał dzięki wsparciu organizacji medialnej Transitions w ramach propagowania dziennikarstwa rozwiązań.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.