Kiedyś pełen przepychu, dziś przytulny. Szefowa kuchni i pisarka Melissa Hemsley i jej chłopak, kurator sztuki, oprowadzają nas po swoim domu we wschodnim Londynie.
Sąsiedzi zwykli nazywać jedyny wolnostojący dom na Leytonstone w Londynie, zbudowany w 1878 roku, „brzydkim kaczątkiem”. Ale szefowa kuchni i dziennikarka kulinarna Melissa Hemsley razem z chłopakiem Henrym Relphem, znanym kuratorem sztuki, świadomi ogromnej ilości pracy potrzebnej do wyremontowania tego domu, zobaczyli jego „łabędzi” potencjał.
– Dom wyglądał, jakby czas się dla niego zatrzymał – był niekochany. Oczywiste było też, że w niektórych pokojach nikt nie mieszkał od naprawdę bardzo dawna. Sufit się zapadał, nie było prądu, centralnego ogrzewania ani bieżącej wody. Ale i tak zakochaliśmy się w tych wszystkich małych rzeczach, które pamiętały lata świetności tego miejsca – piękny kominek, tapety w oryginalne, wiktoriańskie wzory czy dzwoneczki dla służby, które wciąż wisiały na suficie – mówi Melissa.
Po 18 miesiącach pracy dom zmienił się w przyjazny, funkcjonalny i współczesny, ale wciąż oddający ducha XIX wieku. Sam proces renowacji był niezwykle uciążliwy. Henry z ekipą praktycznie całkowicie wynieśli stare wnętrze, przy okazji znajdując wiele elementów z przeszłości, takich jak wycinki z gazet dotyczące Mussoliniego ukryte pod podłogą. Aby powstała kuchnia, musiał runąć ganek od strony ogrodu. – To była niezła zabawa, ale przy okazji też dość duży stres. Takie renowacje trwają i kosztują dwa razy więcej, niż zakładaliśmy – mówi Henry.
Kiedy skończyli zmiany architektoniczne, trzeba było przemyśleć, jak zachować elementy oryginalnego wnętrza, które przekonały parę do tego domu. – Zawsze marzyłem o gzymsach i wysokich sufitach – opowiada Henry, który szybko zajął się skrobaniem ponadstuletnich warstw farby odpadającej z gzymsów na ścianach. – Rozwalając ganek, pozbyłem się drzemiących we mnie pokładów agresji, a później dałem upust mojej naturze artysty przy renowacji gzymsów. Do tej ostatniej pracy Henry używał preparatu chemicznego PeelAway i pary drewnianych pałeczek, wzory ukryte pod tonami farby szybko zaczęły być widoczne. – To była praca z miłości. Kiedy nauczyłem się, jak to robić sprawnie, cały proces miał też na mnie wpływ terapeutyczny.
Gzymsy pięknie ozdabiają salon i korytarz wejściowy. Henry i Melissa zmienili te przestrzenie, nadając im świeży wygląd przepełniony detalami o wyjątkowym charakterze. W białym salonie marmurowy kominek współgra z nowoczesnością glazury, piękną podłogą z drewnianych paneli i perskim dywanem wyszukanym na eBayu. Domowe rośliny skąpane są w promieniach światła wpadających przez ogromne okno panelowe. Jest to też ulubione miejsce Nelly, psa Melissy i Henry‘ego, która całymi dniami wyleguje się na szarym narożniku. Na ciepły efekt mają wpływ także skrzynia vintage, wiklinowy puf projekty Franca Albiniego oraz dekoracyjne lampy przy suficie.
Kilka kroków od salonu znajdują się kuchnia i jadalnia – jedyne pomieszczenia dodane do domu przez Henry’ego i Melissę, w miejsce zburzonego ganku na tyłach domu. Melissa potrzebowała przestrzeni, w której mogłaby eksperymentować z nowymi przepisami, robić zdjęcia do mediów społecznościowych (jej Instagram obserwuje ponad 54 tysiące osób), ale też przyjmować gości i odpoczywać. – Duża ilość dziennego światła, otwarty plan kuchni, dużo funkcjonalnych urządzeń, sporo miejsca na przygotowywanie posiłków i dobrze zorganizowana spiżarnia sprawiają, że kuchnia to ulubione miejsce domowników – mówi gospodyni.
Pierwsze skrzypce gra tutaj czarna wyspa, stworzona z ekologicznego tworzywa Richlite, z czterema miejscami do gotowania indukcyjnego, palnikiem do woka, grillem teppanyaki i gotowaczem parowym Bora. Pani domu świecą się oczy na samo wspomnienie spiżarni, w której marmurowy blat nawiązuje do wiktoriańskiej tradycji domu. W tamtych czasach do przechowywania i utrzymywania żywności w niskiej temperaturze używano naturalnego kamienia lub płyty. – Spiżarnia to moje marzenie z dzieciństwa. Czasami po prostu ją otwieram i gapię się do środka, tak jak niektórzy robią to z garderobą – mówi Melissa.
Krzesła vintage otaczające stół w jadalni dodają przestrzeni koloru, tak samo jak obrazy, które wybrał Henry. Między kuchnią a jadalnią zawisło sześć prac Davida Shrigleya, a nad stołem króluje fotografia autorstwa Jessiki Eaton. Całość skąpana jest w świetle przechodzącym przez podwójne, ogromne szklane drzwi, które wychodzą na patio w ogrodzie.
Na piętrze zachowano stylistykę podobną do przestrzeni kuchni i salonu. Nic nie jest przesadzone, każdy mebel, obraz czy tapeta zdają się idealnie współgrać z przestrzenią. W głównej sypialni (w całym domu znajdziemy ich aż trzy) światło dostaje się przez okno dachowe i oświetla ścianę pomalowaną farbami Farrow & Ball, a obraz zdobiący pokój leży na stoliczku nocnym wyszukanym na sąsiedzkiej sprzedaży garażowej. W łazience ceglana ściana pomalowana na biało i kafelki Marble Hex Tiles na podłodze, w kolorze gołębiej szarości, kontrastują z pomalowanymi na czarno ramą okienną, wanną z The Cast Iron Bath Company pokrytą farbą od Farrow & Ball i ruchomym barkiem z Soho Home.
Mimo że wiele osób przewija się przez ten dom (który służy również jako biuro, szczególnie dla Melissy), pozostaje on oazą spokoju. To na pewno zasługa domowników, a przede wszystkim najmilszej Nelly.
Nowa książka Melissy „Eat Happy: 30-minute Feelgood Food” jest już dostępna: melissahemsley.com/books
Artykuł ukazał się w oryginale w języku angielskim na stronie House&Garden.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.