Choreografka Sharon Eyal w pokazie paryskiego domu mody ma prawie tak duży udział, jak dyrektor artystyczna Maria Grazia Chiuri. Tematem kolekcji Diora jest bowiem związek mody z tańcem.
Maria Grazia Chiuri zainaugurowała właśnie tydzień mody w Paryżu inspirowanym tańcem pokazem dla domu mody Dior. W hipodromie Longchamp w Paryżu przez dwa tygodnie budowano pawilon wielkości 1200 mkw. Na jego fasadzie wypisano cytaty najważniejszych tancerek w historii. ‚„Tańczmy, bo w przeciwnym razie będziemy zgubieni”, jak mówiła Pina Bausch, „Cieszyć się tańcem można nawet bez umiejętności”, jak twierdzi choreografka pokazu Izraelka Sharon Eyal, a także „Taniec to ruch świata skoncentrowany w jednej osobie” – Isadora Duncan.
U Diora świat skoncentrował się w kilkunastu osobach. Zanim na wybiegu pojawiły się modelki z mroku wyłonili się tancerze. Ubrani we wzorzyste body wyglądali jak nie z tego świata. Podczas gdy wykonywali gwałtowne, niepokojące, rwane ruchy padał na nich deszcz róż. W płatkach była harmonia, której w tańcu zabrakło. Maria Grazia Chiuri, chcąc złożyć hołd tej sztuce ciała, jednocześnie pokazała, że w tańcu oddać można targające nami i naszymi czasami niepokoje. Performans trwał przez cały pokaz. Tancerze zachodzili modelkom drogę, wdzierali się na ich ścieżki, ekstrawertyczną ekspresją kontrastowali z niewzruszonymi minami dziewczyn Diora. Już w tym zetknięciu Chiuri zdradziła swoją intencję. Tak jak tancerze opowiadają swoją historię za pomocą ciała, tak ona w ubrania zaklęła opowieść o lekkiej kobiecości. W butach do złudzenia przypominających baletki modelki wyglądały, jakby unosiły się kilka centymetrów nad różanym kobiercem. Stąpały cicho, pozwalając szeleścić tiulowym sukniom.
Oszukalibyśmy was, pisząc, że projektantka zrobiła rewolucyjną kolekcję. Spódnice jak z garderoby baleriny nosi się na co dzień co najmniej od czasów Carrie Bradshaw. Drapowania w antycznym duchu dla mody odkryła Madeleine Vionnet sto lat temu. Nowe nie były też siateczki, ani baletowe body w odcieniu nude, które oferuje już właściwie każda sieciówka. Torebki Saddle Bag lansowano w Diorze już pod koniec lat 90. Ażurowe sukienki mogłyby pochodzić z kolekcji Missoni, a znów taftowe kostiumy od Lanvin. A paski z wyrazistym logo do złudzenia przypominają te od Gucci. Chiuri myśli więc rozsądnie, a nawet sprytnie. Nie dość, że odrobiła lekcję z historii mody, to jeszcze przez kilka sezonów w Diorze sprawdziła, co się podoba jej nowym młodym klientkom. Najprostsza odpowiedź? To, co nosi Chiara Ferragni. Nieprzypadkowo Włoszka ubrała tę drugą Włoszkę na jej wesele z Fedezem. Po raz kolejny oglądaliśmy więc zestawienia taliowanej marynarki i spódnicy midi, najczęściej półprzezroczystej. Nieudaną wariacją na temat było połączenie podobnej marynarki i culotte'ów, które niefortunnie się układały. Nowości, choć zaskoczyły, niespecjalnie zachwyciły. Na widok spranego dżinsu, hipisowskich wzorów, Christian Dior przewraca się chyba w grobie. Najbardziej udane były te sylwetki, w których Chiuri nie starała się nikomu przypodobać, a zbliżyła się do magii mody. Płaszczyk ombre przypominający płatki róż, czy połyskliwe suknie ze złocistymi nićmi.
W finale modelki i tancerze zostali oświetleni jupiterami. To skierowanie reflektora w mrok było bodaj najmocniejszym akcentem pokazu. O kolekcji świadczy to nie najlepiej. I o Marii Grazi Chiuri, która co prawda w kwestii biznesowej swoją szansę w Diorze wykorzystała w stu procentach, kosztem jednak artystycznego rozwoju. Przed pokazem zapewniała, że wykorzysta taneczne motywy, żeby pokazać, że moda, tak jak ruch, mają emancypacyjną moc. I choć wyzwoliła kobiety z gorsetów, proponując lejącą, miękką, swobodną sylwetkę, zabrakło w tym wszystkim upragnionej poezji.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.