Znaleziono 0 artykułów
26.07.2024

Co Emma Corrin zawdzięcza roli Cassandry w filmie „Deadpool & Wolverine”?

26.07.2024
Fot. Getty Images

Pamiętamy ich* jako księżną Dianę w hitowym serialu „The Crown”. W „Deadpool & Wolverine” Emma Corrin gra dążącą do unicestwienia wszechświata Cassandrę. Rozmawiamy o tym, co przy budowaniu tej roli dawała im łysina, dlaczego w obecności Ryana Reynoldsa trzeba się wprowadzać w stan zen oraz o powodach, dla których widzowie kochają kino superbohaterskie.

Świat zna cię jako księżnę Dianę z „The Crown”. Teraz grasz Cassandrę, która chce zniszczyć wszechświat. Duża rozbieżność!

Nawet nie wiesz, ile radości miałom z kreowania tej postaci! Cassandra jest niepodobna do żadnej innej osoby, w które do tej pory się wcielałam. Szukam w aktorstwie wyzwań, ekscytacji. Chcę żeglować po nieznanych wodach. Za każdym razem, gdy na nie wypływam, cieszę się jak dziecko. A w przypadku „Deadpool & Wolverine” radość była podwójna, bo otaczali mnie niesamowici ludzie.

Jaki miałoś pomysł na Cassandrę?

Reżyser Shawn Levy i Ryan Reynolds, który wyprodukował ten film, mieli dość konkretną wizję Cassandry. Ale i tak zostawili mi pole do własnej inwencji. Zależało im, by Cassandra była ludzka, inna niż bohaterowie, do których przywykliśmy w Marvelu. Chodziło o to, żeby publiczność mogła z nią współodczuwać. A jednocześnie – żeby widzowie nigdy nie mieli pewności, w którą pójdzie stronę. Trudno przewidzieć jej kolejny ruch. Dla aktora granie takiej nieprzewidywalnej postaci to wspaniałe wyzwanie. Ona jest inna w każdej scenie. Kolejny dzień wcielania się w Cassandrę różnił się od poprzedniego.

Inspirowałoś się prawdziwymi osobami, tworząc tę postać?

Często jestem pytano, czy inspiracją była dla mnie któraś ze współczesnych polityczek. Cóż, czy było na kim się wzorować? (śmiech) Nie szukałom inspiracji wśród prawdziwych ludzi ani wśród czarnych charakterów z Marvela, bo bałom się, że zbytnio się do nich upodobnię. Odniesieniem dla Ryana Reynoldsa był Hans Landa z „Bękartów wojny” grany przez Christopha Waltza. To świetny przykład, bo Christoph stworzył zniuansowanego bohatera. Ja inspirowałom się także Gene’em Wilderem jako Willym Wonką. Podoba mi się, że wszystko kręci się wokół niego.

Kadr z filmu „Deadpool & Wolverine” (Fot. Materiały prasowe)

W mitologii Kasandra to postać, która stała się zła, bo doświadczyła molestowania ze strony Apolla. Czy ty musiałoś sobie wytłumaczyć, dlaczego twoja bohaterka przeszła na ciemną stronę?

Grałom Kasandrę na uniwersytecie, w sztuce „Trojan Barbie”. Już wtedy podobało mi się, że kreuję złą postać. Grając złoczyńcę, muszę się nauczyć go rozumieć. Mój mózg natychmiast stawiał pytania: „Dlaczego ona tak się zachowuje? Skąd jej się to wzięło?”. W przypadku Cassandry odpowiedzi szukałom w jej relacji z bratem, z którym została rozdzielona w dzieciństwie. On wyrósł na wielkiego bohatera, wszyscy go uwielbiali. A Cassandra czuje się przez niego nieakceptowana, dlatego nie może znieść tego uwielbienia.

Cassandra jest łysa, ma wielkie szpony. Jak czułoś się w jej skórze?

Łysina sprawiała, że czułom jednocześnie nagość i siłę. A prostetyczne palce sprawiały, że nie mogłom nic zrobić samodzielnie – ani korzystać z telefonu, ani z łazienki – zawsze musiał mi ktoś towarzyszyć. Te długie palce wpływały też na sposób, w jaki się poruszałom. Dzięki temu łatwiej znalazłom styl Cassandry.

Kiedy poczułoś się pełnoprawnym członkiem Marvel Cinematic Universe?

Pierwszego dnia, gdy stanąłom na planie. Bardzo się wtedy bałom. Nie wiedziałom, czego się spodziewać. Myślałom raczej, że będziemy kręcić sceny na green screenie, które potem zostaną obrobione komputerowo. A trafiłom do miejsca pełnego gargantuicznych elementów scenografii, między którymi chodzili aktorzy w kostiumach superbohaterów. Odebrało mi dech w piersiach. Musiałom się uszczypnąć, żeby się upewnić, że to, co widzę, dzieje się naprawdę. Nie miałom chyba ani jednego dnia, który spędziłobym, grając na green screenie. Dekoracje były tak spektakularne, że można je było obchodzić dookoła. Wciskałom przycisk i nagle wyskakiwały schody. Nigdy nie doświadczyłom na planie takiego rozmachu. Chociaż przecież przy „The Crown” widać było, że bierzemy udział w produkcji operującej konkretnym budżetem – mieliśmy szyte na miarę kostiumy z materiałów popularnych w czasach, gdy dzieje się akcja. To bardzo pomaga aktorom zanurzyć się w odtwarzanej rzeczywistości. W niezależnym kinie często nie ma takiej możliwości. Miałom wielkie szczęście, że „The Crown”, a teraz „Deadpool & Wolverine”, to jedne z pierwszych produkcji, w których wziołom udział.

(Fot. Getty Images)

Czy praca z tak dużym budżetem była dla ciebie stresująca?

Czułom wielką odpowiedzialność, grając Cassandrę – to właśnie mnie przypadł zaszczyt wprowadzenia jej do świata MCU. Oczywiście wiązało się to z ogromną presją. Zależało mi na dobrym przygotowaniu, więc inspiracją stały się dla mnie filmy z Patrickiem Stewartem i Jamesem McAvoyem – chciałom się przyjrzeć, jak zagrali Xaviera, brata Cassandry. Zrobili to w sposób zniuansowany, pełen gracji. Moje zadanie polegało na tym, by znaleźć podobieństwo do tamtych ról, bo przecież jesteśmy rodzeństwem, a jednocześnie – by maksymalnie skontrastować te postaci, bo jestem przecież złą siostrą. Miałom z tego dużo frajdy! Udział w tym filmie to dla mnie także ważna lekcja wiary w siebie. Nie wiedziałom, czy wpasuję się w konwencję. Ryan i Hugh dali mi wsparcie od samego początku. Dzięki nim poczułom, że się nadaję. Że zrobię to dobrze.

Seria filmów o Deadpoolu operuje bardzo ciętym humorem. Twórcy naśmiewają się ze wszystkich, również z różnego rodzaju mniejszości. Miałoś z tego powodu wątpliwości przed przystąpieniem do pracy nad filmem?

Nie. Myślę, że w tej serii Ryan Reynolds używa subwersywności w sposób piękny. Zresztą najczęściej kieruje ostrze humoru w samego siebie! Gdy to dostrzeżesz, od razu wiadomo, że ekranowe żarty nie mają nikogo skrzywdzić. Że nie są oceniające czy upokarzające, tylko serwujemy je w dobrej wierze. Cieszę się, że możemy otworzyć widzów na tego rodzaju humor.

Posty Ryana Reynoldsa w mediach społecznościowych bawią mnie do łez. Czy na planie też jest żartownisiem?

Zachowanie powagi przy nim to była najtrudniejsza rzecz w czasie kręcenia tego filmu. Jest najzabawniejszą osobą, jaką spotkałom w życiu. Nie mam pojęcia, jak działa jego mózg, bo mimo braku snu czy poziomu stresu sypał żartami jak z rękawa. Cudowny człowiek. Z kolei Sean przypomina króliczka z reklam baterii. Jest cały czas naładowany energią, tryska optymizmem. A moja bohaterka to postać działająca w skupieniu. Musiałom więc mieć inną energię niż Ryan i Sean, jakoś się wyciszyć. Dlatego przez cały czas słuchałom muzyki klasycznej i starałom się wprowadzić w stan zen.

Kadr z filmu „Deadpool & Wolverine” (Fot. Materiały prasowe)

 

Skąd – twoim zdaniem – bierze się popularność serii o Deadpoolu?

W dzisiejszym świecie ludzie potrzebują radości, eskapizmu. A te filmy oferują i jedno, i drugie. Gdy oglądałom „Deadpool & Wolverine”, nie mogłom przestać się śmiać. Ale jednocześnie film pokazał mi, czym jest prawdziwa przyjaźń między ludźmi, którzy przecież nigdy nie powinni się dograć. Jest w tej relacji wiele ciepła, można się z niej sporo nauczyć. Cieszę się też, że w tej serii męskość została przedstawiona niestandardowo.

Gdybyś mogło mieć supermoc, byłaby to…?

Kiedy byłom dzieckiem, marzyłom, żeby móc stawać się niewidzialnym. Dzisiaj, gdy jestem aktorem i mam na koncie udział w popularnym serialu, chciałobym mieć taką możliwość z trochę innych powodów! (śmiech) Teraz wiem, że dzieciństwo to święty czas. Czuję dumę, że przynajmniej w minimalnym stopniu my, twórcy filmów takich jak „Deadpool & Wolverine”, możemy inspirować młode pokolenia.

*Emma Corrin posługuje się zaimkami they/them, czyli oni/one/ich. Więcej o zaimkach osób niebinarnych dowiesz się tutaj

Artur Zaborski
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Co Emma Corrin zawdzięcza roli Cassandry w filmie „Deadpool & Wolverine”?
Proszę czekać..
Zamknij