Ewa Rodart – aktorka, artystka wizualna i współtwórczyni projektu artystycznego „Woman Transformed” – w Nowym Jorku studiowała w William Esper Studio, jednej z najbardziej prestiżowych szkół aktorskich w Ameryce, zagrała też w kilkunastu produkcjach filmowych i wielu przedstawieniach teatralnych w Polsce i Stanach Zjednoczonych.
Skąd pomysł na projekt „Woman Transformed”?
Chciałam stworzyć projekt z fotografem Ksawerym Zamoyskim. Zaczęliśmy rozmawiać o naszych inspiracjach: Peterze Lindberghu, Helmucie Newtonie, Edwardzie Hopperze… Jestem wielbicielką prozy Cortázara, który eksploruje temat dwoistości. Wielokrotnie miałam poczucie zrzucania skóry, przepoczwarzania się. Do projektu doprosiliśmy stylistkę i charakteryzatorkę Aleksandrę Plewako-Szczerbińską. Wspólnie dopracowaliśmy pomysł pokazania momentu transformacji kobiety będącej na zakręcie życiowym.
Przejście z jednego świata do drugiego jest aktem zniszczenia i kreacji jednocześnie. Stary świat musi umrzeć, żeby nowy mógł się wyłonić. Opowiadamy więc historię kobiety, która zaczyna nowe życie. W pewnej szafie znajdują się jej nowe potencjalne ciała. Decyzja o zmianie jest już podjęta, ale sam proces nie odbywa się bezkosztowo. Kobieta bierze nowe ciało z szafy, by tchnąć w nie nowego ducha, a zużyte wcielenie porzuca.
Czy przejścia pomiędzy różnymi etapami nie wydarzają się zazwyczaj bardziej płynnie?
Moje doświadczenie jest inne. Zrzucałam skórę jak wąż. Każde moje nowe życie było inne niż poprzednie – zestaw reguł definiujący rzeczywistość, dzielący świat na rzeczy, które można robić i które są niemożliwe, był tak odmienny, że trudno mówić o jakiejkolwiek ciągłości.
Skąd u ciebie tyle różnych wcieleń?
Wychowałam się w rodzinie umysłów ścisłych, z głębokim przekonaniem, że rozum to najważniejszy talent i za nic nie należy go marnować. Mam ścisły umysł, więc początkowo poszłam tą drogą. Mama jest matematyczką, tata był inżynierem, siostry: ekonomistka i lekarka, obie po doktoratach. W moim domu podważenie ścieżki intelektualnej byłoby nie do pomyślenia. Nie wiedziałam, czym tak naprawdę chciałabym się zająć w życiu, a jestem z natury ciekawa, więc próbowałam wielu rzeczy. Skończyłam trzy kierunki: informatykę, matematykę i filologię hiszpańską. Mówię płynnie w pięciu językach: angielskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim i polskim. Uczyłam projektowania stron internetowych, pracowałam jako wykładowczyni akademicka, ucząc hiszpańskiego i literatury latynoamerykańskiej, byłam konsultantką w międzynarodowej firmie doradczej EY. Mimo sukcesów w pracy nie byłam spełniona. Czułam, że moje miejsce jest gdzie indziej. Aż wreszcie postanowiłam, że rzucam pracę w korporacji, stawiam wszystko na jedną kartę i jadę na studia aktorskie.
Zanim do tego doszło, zjeździłaś pół świata, mieszkałaś w miejscach tak egzotycznych jak Makau.
Tak, kiedy tam pojechałam, wydawało mi się, że to najbardziej egzotyczne miejsce na świecie, ale dopiero gdy ze swoim ówczesnym chłopakiem wyruszyliśmy w kilkutygodniową podróż w głąb Chin, poruszając się autobusami-sypialniami czy pociągami, zobaczyłam prawdziwe Chiny. Makau jest o tyle ciekawe, że to centrum hazardu na całą Azję Środkowo-Wschodnią – na dachach znajdujących się tam kasyn są lądowiska dla helikopterów i w każdy weekend przylatują tam żądni wrażeń biznesmeni.
A co takiego wyjątkowego jest w Nowym Jorku?
To jedyne miejsce, które w pełni sama wybrałam. Mieszkałam wcześniej w Santiago w Chile, w Amsterdamie, w Pradze, na południu Francji czy właśnie w Makau, ale przenosiłam się tam ze swoimi ówczesnymi partnerami. Nigdy wcześniej nie byłam w Stanach. Najpierw myślałam o Londynie, ale ktoś mi powiedział, że aby zrealizować moją wizję, potrzebuję American Dream, tej wyjątkowej energii…
Europa ma ciągłość kulturową, głęboko zakorzeniony system klasowy, który sprawia, że rodzimy się, wychowujemy i wpadamy w pewną przegródkę. Można z niej trochę wyskoczyć, ale tak naprawdę niezbyt daleko. Stany, przez to, że są nową demokracją, mają inną wizję. Tam wszystko jest możliwe.
W Nowym Jorku czuć sumę marzeń wszystkich ludzi, którzy tam przyjechali. To też miasto ogromnych kontrastów. Bezdomnych śpiących na ulicach z jednej strony i wielkich pieniędzy z drugiej. A jednak to prawdziwy melting pot, utopijne miejsce, gdzie wszystkie kultury przenikają się w dość harmonijny sposób.
Zajmujesz się nie tylko aktorstwem. Malujesz i tworzysz kolaże. Jak do tego doszło?
Studiując w Nowym Jorku aktorstwo, przypadkiem odkryłam w sobie pasję do sztuk wizualnych. Mieszkałam z dziewczyną, która robiła kolaże. Obserwowałam ją przy pracy z dziecięcą ciekawością – sensualność bawienia się papierem była dla mnie bardzo pociągająca. Postanowiłam sama spróbować i odkryłam, że mam do tego talent. Przeciwnie do konceptualnej szkoły tworzenia kolażu, u mnie to raczej intuicja decyduje o tym, jak złożę wydarte fragmenty. Jest coś satysfakcjonującego w pracy z papierem – akt przecięcia czy przedarcia, radykalność tego ruchu.
Niedługo po przyjeździe do Nowego Jorku poznałam malarkę Judith Godwin. Była niesamowitą kobietą, moją mentorką. Zostałam jej asystentką, to ona zachęciła mnie do malarstwa. Malowała w duchu ekspresjonizmu abstrakcyjnego uznawanego za typowo męski. Mimo trudności tworzenia sztuki w zmaskulinizowanym świecie udało jej się pozostać wierną pasji.
Jak zrozumiałaś, że chcesz zostać aktorką?
Mój partner, śpiewak operowy, bardzo chciał mi pomóc w odnalezieniu mojej prawdziwej pasji. Pewnego razu poszliśmy do kawiarni w dawnym Hotelu Europejskim, gdzie poprosił, żebym wyobraziła sobie, że mogę zmienić w swoim życiu wszystko, ale też wycofać się z tego natychmiast, jeśli będę chciała. Wyrzuciłam z siebie, że chcę zostać aktorką. Przez kolejny rok zastanawiałam się, jak to zrealizować. Zapisałam się do weekendowej szkoły Romy Gąsiorowskiej. Potem zapragnęłam pogłębić wiedzę.
Co dają studia aktorskie?
W Stanach podchodzi się do tego zawodu jak do rzemiosła. William Esper stworzył metodę opartą na technice Meisnera, która polega na tym, że przez pierwszy rok poznajesz siebie jak instrument – swoje reakcje na bodźce. Jako dzieci mamy naturalnie nieskrępowaną ekspresję, ale społeczeństwo stopniowo nakłada na nas kolejne warstwy ograniczeń. Żeby bezpiecznie żyć w społeczeństwie, jak cebulka nakładamy na siebie kolejne taktyki. Jest ci smutno? Ktoś powiedział ci coś przykrego? Nie możesz się przecież rozpłakać na ulicy, więc wytrzymaj, uśmiechnij się, zaciśnij zęby.
Z punktu widzenia aktorstwa to kontrproduktywne, bo aktor powinien mieć dostęp do wszystkich emocji. Trzeba obrać się ze wszystkich warstw taktyk społecznych i poczuć się bezpiecznie w obnażeniu. Nauczyć się dopuszczać emocje i je uzewnętrzniać, by inni mogli je zobaczyć.
Najcenniejsza wskazówka aktorska, jaką otrzymałaś?
Aktorzy największy strach odczuwają przed pustką. Żeby dobrze zagrać, trzeba temu strachowi stawić czoła. Gdy odpuścisz kontrolę, przeżyjesz niespodziewane doświadczenia. Wydaje mi się, że Meryl Streep nie wie, co zrobi za chwilę – pozwala, by jej postać zabrała ją w podróż.
Co planujesz w najbliższym czasie?
Z Ksawerym i Aleksandrą planujemy zrobić wystawę projektu „Woman Transformed”. Przygotowuję się też do wystawy moich kolaży i pracuję nad filmem krótkometrażowym „Two Shores”, którego scenariusz napisałam z kolegą, będąc jeszcze w Nowym Jorku.
Credits:
Zdjęcia: Ksawery Zamoyski,
Model: Ewa Rodart
Stylizacja, make-up i włosy: Aleksandra Plewako-Szczerbińska
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.