Czytaliśmy Faulknera, uwielbiamy Capote'a, a błyskotliwa ilustratorka Południa była do tej pory znana w Polsce głównie amerykanistom. Teraz trafia do księgarń zbiór wszystkich jej 31 opowiadań „Ocalisz życie, może swoje własne”.
Wydawnictwo WAB przygotowało dla czytelników prawdziwą gratkę: ponad 600 stron, a na nich wszystko, co najlepsze w amerykańskiej prozie. 31 opowiadań wybitnej, choć mało znanej u nas pisarki Flannery O’Connor, niektóre przetłumaczone na nasz język po raz pierwszy. Są niedługie, więc można się nimi raczyć po trochu. Każde stanowi gotową ilustrację prowincjonalnej Ameryki sprzed kilkudziesięciu lat. Ale dopiero przeczytane w całości dają pełny obraz zarówno tego specyficznego skrawka świata, jakim jest południe Stanów Zjednoczonych (nie bez przyczyny zwane Pasem Biblijnym), jak i ludzkiej kondycji. Flannery O’Connor widzi nas wyraźnie i bez złudzeń, a opisuje trafnie i bezlitośnie. Ucieka się przy tym do różnych środków literackich – to do groteski, to do poetyckiego sztafażu, to do narracji obfitującej w niespodzianki i nieoczekiwane zwroty akcji.
Flannery O’Connor urodziła się i niemal całe krótkie życie spędziła na Południu. Przyszła na świat w Savannah w stanie Georgia w 1925 roku, zdobyła gruntowne wykształcenie, ukończyła świetne szkoły, studiowała anglistykę i socjologię, dostała się wreszcie na warsztaty dziennikarskie na Uniwersytecie Iowa, gdzie szybko dała się poznać jako wybitnie utalentowana dziennikarka. Wychowana na religijną katoliczkę, przez całe życie pozostała głęboko wierząca, choć mieszkała na terenach zamieszkanych raczej przez protestantów. Nie przeszkadzało jej to jednak trzeźwo widzieć obłudę i hipokryzję, a nawet okrucieństwo religijnych ludzi. Przez jakiś czas mieszkała w Nowym Jorku, gdzie świetnie sobie radziła wśród wielkomiejskiej bohemy. Gdy się jednak okazało, że po ojcu odziedziczyła chorobę autoimmunologiczną (toczeń rumieniowaty zabił ją, kiedy miała zaledwie 39 lat), zamieszkała z powrotem na rodzinnej farmie. Tam dzieliła życie pomiędzy hodowanie pawi i innych ozdobnych ptaków oraz pisanie. Opublikowała eseje i dwie powieści, które ukazały się po polsku: „Mądrość krwi” oraz „Gwałtownicy je porywają”. Najbardziej znana jest jednak ze swoich krótkich, błyskotliwych, zaskakujących opowiadań. Właśnie mamy szanse poznać je wszystkie.
Rodzinna Georgia tkwiła w O’Connor na tyle mocno, że trudno było jej nawet pozbyć się akcentu z rodzinnych stron. We wstępie do tomu ukazującego się w Polsce przytoczona jest anegdota o pierwszym spotkaniu O’Connor i jednego z jej profesorów: „Gdy w roku 1946 po raz pierwszy spotkali się w jego gabinecie, nie rozumiał ani słowa z tego, co mówiła Flannery, która pochodziła z Georgii i miała tamtejszy akcent: »Z zakłopotaniem poprosiłem, żeby napisała mi w bloczku, co przed chwilą powiedziała. Brzmiało to następująco: „Nazywam się Flannery O’Connor. Nie jestem dziennikarką. Czy mogę przychodzić na zajęcia warsztatu pisarzy?”. Odparłem, że jeśli przyniesie próbki swoich utworów, rozważymy jej kandydaturę, chociaż termin zgłoszeń już minął«. Tak jak Keats mówił cockneyem, ale pisał najczyściej brzmiącą angielszczyzną, tak też Flannery posługiwała się dialektem, którego nie dawało się natychmiast zrozumieć, lecz na papierze jej proza była pełna wyobraźni, krzepka i żywa: taka jak ona sama”.
Amerykanie zaliczają O’Connor do najwybitniejszych pisarzy Południa obok Trumana Capote’a oraz Williama Faulknera. U O’Connor postępowe mierzy się z tradycyjnym, religijne ze świeckim, Północ z Południem. Pod płaszczykiem prostych historyjek tłoczą się kolejne sensy – pierwsze, drugie i jeszcze następne. Nic nie jest takie, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka. Miły staruszek okazuje się bezmyślnym rasistą, a świetnie wykształcona studentka daje się wykiwać naiwniakowi sprzedającemu Biblię. Ona nie jest taka mądra, jak jej się wydaje, on nie jest taki dobry, jaki powinien być religijny chłopak. Starszy mieszkaniec z prowincji trafia do Nowego Jorku, przynosząc ze sobą wszystko, co zna: mizoginię, rasizm, zamiłowanie do polowania. Miasto oferuje mu chłód, trudne warunki życiowe, ciężkie relacje z rodziną. Dobro walczy u Flannery ze złem jak w całej światowej literaturze, ale ona ma na ten wyświechtany motyw własny pomysł. Zło chowa się, czai i atakuje znienacka nawet w tych najbardziej poczciwych.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.