Uczył się od Diany Vreeland, imprezował z Karlem Lagerfeldem i widział Annę Wintour w jej własnej garderobie. Nie było drugiej tak charakterystycznej postaci w branży mody jak André Leon Talley, który wzbudzał respekt zarówno swoją posturą, jak i ogromną wiedzą. Redaktor mody zmarł 18 stycznia 2022 roku.
Tom Ford mówi o nim, że jest jednym z ostatnich wielkich redaktorów mody, którzy mają nie tylko wiedzę, ale także wyczucie w kwestii historii mody. Carolina Herrera twierdzi, że to wulkan i góra lodowa w jednym.
André Leon Talley urodził się w 1949 roku w Durham w Północnej Karolinie. Jego ojciec pracował na dwie zmiany, nocami jeździł taksówką. Matka rozwiodła się z nim, kiedy André był jeszcze mały. Chłopiec trafił pod skrzydła babci, która przywiązywała ogromną wagę do schludności (prasowała i krochmaliła nawet jego bokserki) oraz do dyscypliny. Pracowała jako sprzątaczka w kampusie Duke University. André dorastał w trudnych czasach segregacji rasowej w USA. Już chociażby wyjście do kina było upokarzającym doświadczeniem. Z racji tego, że na salę kinową mieli wstęp tylko biali, on musiał siedzieć na odległym balkonie. Ale zdarzały się także niebezpieczne sytuacje. Kiedy spokojnie wracał z kolegami z koncertu Jimiego Hendrixa, zatrzymał ich przejeżdżający patrol policji. Jeden z funkcjonariuszy wyskoczył z samochodu i bez powodu zaczął go kopać.
Ziemia obiecana i ukochana mentorka
W obliczu przeciwności losu zaczął uciekać do świata mody, który odkrył jako nastolatek na łamach m.in. „Vogue’a”. Paryskie wspomnienia redaktora naczelnego magazynu „Women’s Wear Daily” Johna Fairchilda przeczytał tyle razy, że znał je praktycznie na pamięć. Nie planował jednak od razu związać się zawodowo z modą. Na uniwersytecie w Północnej Karolinie studiował francuski i liczył na to, że będzie uczyć literatury francuskiej w prywatnej szkole. Kiedy dostał stypendium na studia magisterskie na Uniwersytecie Brown, zorientował się jednak, że lepiej odnajduje się wśród studentów Szkoły Projektowania na Rhode Island. Wreszcie czuł, że odnalazł swoje miejsce w świecie. Dziewczyny z nowojorskich elit uwielbiały słuchać jego porad, a on równie chętnie ich udzielał.
W wywiadach powtarzał wielokrotnie, że w jego życiu liczyły się tylko dwie kobiety: babcia i Diana Vreeland. List polecający, który napisał mu rodzic jednego z jego bogatych przyjaciół, pozwolił mu dostać bezpłatną posadę w Metropolitan Museum’s Costume Institute, gdzie właśnie zaczęła pracować Vreeland. Legendarna redaktor naczelna amerykańskiego „Vogue’a” szukała niezwykłych osobowości, uczyniła więc z André swojego pupila i podopiecznego. Zachwyt był zresztą obustronny, bo młody asystent uwielbiał w niej wszystko. Z błogosławieństwem Vreeland kariera André nabrała tempa: „Interview Magazine”, „WWD”, „Vanity Fair” i w końcu upragniony „Vogue”, w którym zjawił się wkrótce po tym, jak Anna Wintour została dyrektor kreatywną magazynu. Podobno gdy dotarł do swojego mieszkania tuż po rozmowie kwalifikacyjnej, concierge przekazał mu ręcznie napisany liścik od Anny, w którym zaznaczyła, że nie może doczekać się ich współpracy. Jak naprawdę wyglądały i wyglądają ich relacje? Niektórzy znajomi twierdzą, że są najlepszymi przyjaciółmi i tylko on miał pozwolenie widzieć ją w samej bieliźnie podczas przymiarek. Inni natomiast sądzą, że kluczem do ich relacji jest fakt, że Anna trochę boi się André, a André trochę boi się Anny. Zresztą z redakcji „Vogue’a” – oprócz byłej asystentki Anny – tylko André był gościem na jej ślubie. On sam mówi, że zarówno Vreeland, jak i Wintour znajdują się na szczycie jego listy ikon stylu.
Ich drogi rozeszły się w 1995 roku, kiedy André przeprowadził się do Paryża. Pracował tam dla magazynu „W” jako redaktor współpracujący. Rozłąka nie trwała jednak długo. André ponownie zawitał w „Vogue’u” w 1998 roku i do 2013 roku pracował tam jako editor-at-large. Dlaczego odszedł? Twierdził, że trafił na szklany sufit i osiągnął wszystko, co czarnoskóry mężczyzna pracujący w branży mody mógł w tamtym okresie osiągnąć. Krótki epizod w „Numero Russia” zakończył z kolei po niespełna roku, z powodu antygejowskiego prawa obowiązującego w kraju pod rządami Putina.
Sprawa „wielkiej wagi”
Ukochana babcia zaszczepiła w nim także dbałość o wygląd, a kiedy André wreszcie trafił do świata mody, radował się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Jego styl ewoluował wraz ze zmieniającymi się trendami minionych dekad. W latach 70. ubierał się w stylu new romantic – nosił oversize’ową koszulę od Karla Lagerfelda i zamszową kurtkę od Halstona. Lata 80. to czas płaszcza w kratę od Perry’ego Ellisa i modelu Miucci Prady, zrobionego na zamówienie ze skóry aligatora w prawie każdym możliwym kolorze. Kurtki Chanel, również szyte specjalnie dla niego, zdominowały z kolei lata 90.
W swoich stylizacjach André nie zapomina także o istotnych dodatkach. Całości dopełniają krzyże maltańskie, futrzane kapelusze w stylu kozaków, mufki Fendi oraz tiara z 1920 roku, którą nosi jako naszyjnik.
Kilka lat temu jego styl zaczął się zmieniać, co było efektem ogromnego przyrostu wagi André. Zaczął tyć tak szybko, że Anna Wintour razem z Oscarem de la Rentą urządzili tzw. interwencję, żeby pomóc przyjacielowi. Niestety, wówczas bez rezultatu, ale w końcu udało mu się schudnąć i po pewnym czasie pojawił się w talk show Oprah Winfrey, opowiadając o swojej walce z otyłością. Sielanka nie trwała jednak długo. Talley znów zaczął szybko przybierać na wadze. Jego pewność siebie została mocno nadszarpnięta. Twierdzi, że momentem przełomowym w odnalezieniu jego nowego stylu była MET Gala, podczas której Marc Jacobs pojawił się w koronkowej sukience: – Skoro Marc może nosić koronkową sukienkę, to ja mogę chodzić w kaftanie lub w czymkolwiek tylko zapragnę – miał powiedzieć André.
Od pewnego czasu jego znakiem rozpoznawczym są właśnie afrykańskie szlafroki, peleryny i kaftany z prywatnej kolekcji. Około 35 peleryn zostało specjalnie zaprojektowanych dla niego przez najważniejsze nazwiska w branży: wspomniany wcześniej Jacobs uszył André pelerynę z chińskimi wzorami na MET Galę w 2015 roku, Lagerfeld zaprojektował mu czerwony model w stylu haute couture, również na MET Galę. Najważniejszym dodatkiem stylizacji stały się rękawiczki, przede wszystkim te z czarnej skóry krokodyla i model Prady, wykonany ze skóry aligatora.
Przy jego imponującym wzroście (198 cm) i wadze, stylizacje dodają mu wojowniczego i groźnego charakteru. Potęguje to dodatkowo jego naturalny tembr głosu. Wszystko, co wychodzi z jego ust brzmi, jakby André dowodził pułkiem żołnierzy na polu bitwy. W niektórych wywiadach wraca do drażliwego i trudnego tematu swojej otyłości. Podkreśla, że nie wchodzi już na wagę i nie dyskutuje o tym z przyjaciółmi, a kiedy coś je, zawsze zastanawia się, czy nie zjadł za dużo.
Widziany w pierwszych rzędach na pokazach mody obok Anny Wintour, w dobie Instagramerów i blogerów jest dla projektantów łącznikiem między teraźniejszością a przeszłością branży. Niewiele osób może pochwalić się tym, że oglądało na żywo najważniejsze momenty w historii mody. Sam André wśród nich wymienia m.in. kolekcję YSL inspirowaną latami 40. oraz rosyjskim baletem. Mało kto posiada tak rozległą wiedzę, ale Talley ma kilka ulubionych tematów, na które najbardziej lubi się wypowiadać: najnowsze kolekcje, savoir-vivre i pogrzeby. Może w nieskończoność rozmawiać o ubraniach gości na pogrzebie Andy’ego Warhola lub o ulubionym kapeluszu Isabelli Blow. Bo kto inny zwróciłby uwagę na mały wiatrak umieszczony pod ukochanym przez projektantkę kapeluszem, który spoczywał na jej trumnie w dniu pogrzebu, tylko po to, żeby przyczepione do kapelusza żagle cały czas delikatnie łopotały na wietrze?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.