Zazwyczaj moje ciało mi się podoba. Jestem mu wdzięczna za opiekę, ochronę. Za to, że jest moim domem. W nim kryje się mój mózg i moje „ja”. Cieszę się, że już z nim nie walczę – mówi Helene Thyrsted, ciałopozytywna Instagramerka, jedna z bohaterek dokumentu „Grubaski na front”, który można obejrzeć w w portalu vod.mdag.pl. Helene przeszła długą drogę samoakceptacji, ale jej walka z popkulturowymi standardami i oceną rozgrywa się codziennie. Jest silna i świadoma, ale przed kamerą przyznaje: – Wciąż zdarzają mi się gorsze dni, kiedy mam problem ze swoimi wyglądem, ale to dlatego, że jestem człowiekiem. Każdy z nas ma słabsze momenty.
Jakieś pięć-sześć lat temu wierzyłam, że ciało jest przyczyną całego mojego nieszczęścia. Głownie dlatego, że jest grube. Wmówiłam sobie, że przez nie jestem brzydkim, gorszym człowiekiem. Jeśli coś mnie przerastało – wyjście na plażę, taniec, śliczne ciuchy, miłość, dyplom czy kariera – winiłam ciało. Plany dobrego, satysfakcjonującego życia odkładałam na czas, kiedy będę szczupła. Dopiero wtedy miałam zasłużyć.
Walka z własnym cieniem
Przepłakałam wiele nocy modląc się, żeby zachorować na zaburzenia odżywiania. Wydawało mi się, że np. anoreksja to moja jedyna nadzieja na to, żeby odzyskać godność. Aż pewnego wieczoru zupełnie przypadkiem znalazłam ciałopozytywnego bloga, nazywał się themilitantbaker.com. Autorka zamieściła post wyliczając rzeczy, których odmawia się dużym dziewczynom i z wszystkimi się rozprawiła. Np. noszenia jasnych kolorów, poziomych pasków albo krótkich topów. Chodzenia na basen czy znajdowania miłości. Otworzyła mi oczy. Zadałam sobie pytanie, dlaczego właściwie nie miałabym sobie na to pozwolić. Po raz pierwszy ktoś podważył mój sposób myślenia.
Kto ustanowił te głupie reguły, z których wynika, że grubi ludzie są mniej wartościowi? Dlaczego mamy czekać ze szczęściem do momentu, kiedy schudniemy? To odkrycie było porażające, bo nigdy wcześniej nie usłyszałam od nikogo, że grubi zasługują na to, żeby normalnie żyć.
Wolność w sieci
Internet był pierwszym miejscem, w którym odkryłam akceptację. Tu połączyłam się z innymi grubymi otwartymi ludźmi z całego świata, również z Polski. Zwłaszcza na Instagramie znalazłam społeczność ciałopozytywnych osób, którzy doceniają różnorodność, dzielą się swoimi sukcesami i zmaganiami. Świętują momenty, w których udaje im się przezwyciężyć przekonanie o tym, że są „niewystarczająco dobrzy”. Razem sprzeciwiamy się normatywnemu traktowaniu ciała, dajemy sobie odwagę i przyjaźń. W Internecie znalazłam ogromną motywację. Tu są moi przyjaciele, system wsparcia, to moja sieć. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie media społecznościowe, prawdopodobnie nadał czułabym się rozżalona i nienawidziłabym swojego ciała.
Oczywiście są też ciemne strony. Choć przestrzegamy regulaminów platform, nasze treści i konta są cenzurowane, blokowane albo usuwane i to bez żadnych wyjaśnień, bez możliwości weryfikacji z kimkolwiek. W 2019 roku straciłam konto na Instagramie i musiałam zacząć wszystko od nowa. Codziennie pisałam do administratorów strony z pytaniami o uzasadnienie i prośbami o odzyskanie konta albo przynajmniej dostępu do zdjęć, nigdy nie otrzymałam odpowiedzi. Dla pewnego obszaru mediów społecznościowych grube osoby nadal są niemile widziane, a wręcz nieprzyzwoite.
Codzienne ćwiczenia z asertywności
Zamiast ubrań, które „powinnam” nosić, zaczęłam wybierać takie, na które miałam ochotę. Okazało się, że ludzie reagują dobrze. Rodzina i przyjaciele byli zachwyceni widząc moje zadowolenie i harmonię. Wielu odkryło w tym inspirację, ponieważ nawet szczupli mają problemy z akceptacją swojej fizyczności. Są też tacy, dla których to, co robię jest skrajne i prowokacyjne. Czasami pytają, dlaczego muszę zrobić spektakl i zwracać na siebie uwagę. Ludzie przecież gapią się i komentują zarówno na ulicy jak i w sieci, ich wzrok nie zawsze jest przyjemny, ale dla mnie ważne jest, żeby być sobą.
Muszę bronić swojej prywatności. Osoby, które nie wiedzą nic o moim zdrowiu i kondycji, zarzucają mi zaniedbanie. Wydaje im się, że mogą ocenić mnie po samym wyglądzie. A stan zdrowia ocenia lekarz – u mnie jest w porządku. Wszystko działa tak, jak powinno i czuję się dobrze. Ale nie powinnam tego mówić, bo wiele osób poważnie choruje i cierpi z powodu niepełnosprawności. Oni też zasługują na akceptację. O wartości człowieka nie decyduje zdrowie, kształt ciała, wzrost, kolor włosów czy dochód. Wszyscy jesteśmy ludźmi zasługującymi na szacunek. Nie ma żadnej dyskusji.
Gdybym mogła porozmawiać z nastoletnią sobą, powiedziałbym: „Jesteś pełnowartościowa, jesteś kochana, wolno ci być zuchwałą, nie musisz się tak bardzo martwić. Świat jest dla ciebie tak samo otwarty jak dla kogokolwiek innego. Możesz żyć pełną piersią. Nie czekaj, wyjdź, bądź szczęśliwa taka jaka jesteś”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.