„Hiacynt” Piotra Domalewskiego walczy o Złote Lwy w Konkursie Głównym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. To ważny film ze świetną rola Tomasza Ziętka. Mówi o problemie niestety wciąż aktualnym – nienawiści, wymierzonej w społeczność LGBT+.
– Tylko proszę, nie mówcie nikomu. Wyrzucą mnie z pracy – skulony młody mężczyzna drży, wklejony w krzesło sali przesłuchań na komendzie milicji. Co tak bardzo chce ukryć przed pracodawcą? Czyżby ukradł pieniądze choremu dziecku? Wyrzucił na bruk zniedołężniałą matkę? Zepchnął ze schodów sąsiada? Nic z tych rzeczy. Przesłuchiwany jest homoseksualistą, a w Polsce drugiej połowy lat 80. upublicznienie tej informacji mogłoby go zniszczyć. Funkcjonariusze doskonale wiedzą, że z przesłuchiwanym mogą zrobić wszystko. Odpowiednia presja da im zeznania, jakich potrzebują. A dla przełożonych liczy się nie prawda, a wynik śledztwa zgodny z partyjną linią.
Piotr Domalewski (reżyser „Jak najdalej stąd”, „Sexify”) wraca w swoim najnowszym filmie do jednej z wyjątkowo niechlubnych kart polskiej historii. Chodzi o rozpoczętą w listopadzie 1985 roku akcję „Hiacynt” wymierzoną w środowisko LGBT. Choć w Polsce stosunki homoseksualne zdepenalizowano jeszcze w 1932 roku, to demonizowanie homoseksualizmu trwało w PRL-u w najlepsze.
Środowisko LGBT było obserwowane przez Milicję Obywatelską i Służbę Bezpieczeństwa od mniej więcej połowy lat 60., sytuacja eskalowała aż do stanu wojennego, gdy inwigilacja tymczasowo ustała. Potem przyszło tornado. Akcja „Hiacynt” rozpoczęła się na rozkaz ministra spraw wewnętrznych generała Czesława Kiszczaka. Oficjalnie jej celem było przeciwdziałanie epidemii AIDS w Polsce, walka z prostytucją i osłabienie kryminogennych środowisk. W istocie namierzanie przedstawicieli społeczności LGBT dawało służbom argument do szantażu i mogło ułatwiać pozyskiwanie tajnych współpracowników. Ten mechanizm był nakręcany przy akceptacji rządzących, a spirali nienawiści, skali tych emocji oraz działań nikt nie kontrolował.
Piotr Domalewski mówi w swoich filmach o aktualnych problemach
Tu zaczyna się akcja filmu Domalewskiego. Podczas kryminalnego śledztwa młody policjant Robert wpada na trop seryjnego mordercy gejów. Jednak przełożeni nie są zainteresowani ustaleniem prawdziwego sprawcy. Zmaltretowali już wybranego „pedałka”, zmusili do zeznań, przypięli łatkę winnego. Sprawa zamknięta!
Robert ma wziąć ślub z przesympatyczną Halinką (Ada Chlebicka). Ojciec Edward (Marek Kalita), wysoko postawiony funkcjonariusz z koneksjami, pomoże mu z karierą, załatwi szkołę oficerską, a nawet nagrodę za udaną akcję. Ale młody policjant ze swojej pracy dumny nie jest, całkiem przeciwnie niż jego partner, oportunistyczny, sadystyczny Wojtek (całkowicie nierozpoznawalny, fantastyczny Tomasz Schuchardt).
Idealistyczne wyobrażenia syna napawają ojca odrazą, a prowadzone na własną rękę śledztwo sprowadza na Roberta coraz poważniejsze kłopoty. Jednak najmocniej jego ułożonym jak pod linijkę życiem wstrząśnie spotkanie z młodym studentem Arkiem (Hubert Miłkowski), na którego Robert wpadnie podczas jednej z akcji przy „pikiecie” (slangowe określenie miejsca spotkań osób szukających anonimowego seksu). Aby Arek stał się jego informatorem, milicjant naprędce wymyśla nową tożsamość. Pozwala mu to wniknąć w środowisko, które dotąd znał tylko z homofobicznych tyrad polityków, kolegów i ojca. Z czasem pośród ludzi przez lata przedstawianych mu jako najgorszy „element” poczuje się swobodnie, dobrze, na miejscu. Odkryje świat barwny, niepokorny, kontestujący zasady, według których dotąd bezrefleksyjnie żył. Spotka ludzi innych niż znani mu dotąd, autentycznych, pełnych, pięknych (na drugim planie błyszczą m.in. Sebastian Stankiewicz, Tomasz Włosok czy Piotr Trojan). Ale dołączając do stada zwierzyny łownej, Robert sam staje się celem. Tym ważniejszym, że jego śledztwo jest nie na rękę wysoko postawionym kolegom taty. Niespodziewaną sojuszniczką stanie się dla Roberta mama Ewa (Agnieszka Suchora), zmęczona sposobem bycia ojca, który i w domu zachowuje się jak nieznoszący sprzeciwu przywódca.
Domalewski już wcześniej udowadniał, że jest przeciekawym kinowym zwierzęciem. Potrafi kreować nasycone filmowe światy, operować gatunkami, uciekać w fikcję nieskrępowaną ograniczeniami. Ale ani na chwilę nie puszcza linki łączącej go z rzeczywistością. Tak było już w „60 kilo niczego”, potem w „Cichej nocy” i „Jak najdalej stąd”.
Tomasz Ziętek jest gwiazdą filmu Domalewskiego
Scenariusz Marcina Ciastonia jest bardzo precyzyjny, szanuje przestrzeń, czas. Wprowadza widza w światy przeszłe, bardzo realistycznie wykreowane, ale emocjonalnie bliskie. Pomaga też drobiazgowa robota doświadczonej scenografki Jagny Janickiej („Ostatnia rodzina”, „Ślepnąc od świateł”). Świetnie poradził sobie operator Piotr Sobociński Jr, który mimo przydymionego klucza wizualnego rodem z thrillera nigdy nie zapomina, że nie opowiada o oderwanej od życia fantazji.
„Hiacynt” to wspólne dzieło wielu aktorów, doskonałe są tu nawet role trzecioplanowe. Twarzą tej produkcji jest Tomasz Ziętek, który trudną misję powierzoną mu przez Domalewskiego niesie na swoich szczupłych ramionach z lekkością i imponującym profesjonalizmem. Nie ma w Robercie śladu fałszu, jest za to fascynująca ewolucja, która mimo konkretnego kontekstu zagarnia zaangażowanie widzów bardzo szerokim gestem, dodaje tej historii uniwersalności. Ziętek od dawna grał w dobrych filmach, jego twarz patrzyła na przechodniów z plakatów. Ale w „Hiacyncie” (mimo że to również rok filmu „Żeby nie było śladów”) rodzi się jako pełnoprawny aktor pierwszoplanowy, który jest w stanie zdecydowanie przewodzić tak ambitnemu przedsięwzięciu.
Boli, w jak współczesne tony uderza „Hiacynt”. Jak często znajduje się nić łączącą wtedy i teraz, także tam, gdzie już dawno miało jej nie być. Trudno podczas seansu nie myśleć o firmowanej przez aktualny rząd homofobicznej nagonce, o przemocy, jakiej z rąk władzy doświadczają członkowie społeczności LGBT+. W kostiumie pełnego napięcia, doskonałego thrillera z wciągającą akcją i fantastycznym tempem Domalewski przynosi widzom też garść ważkich przemyśleń na temat tego, co znaczy być sobą w świecie, który przemocą usiłuje nam przykleić gębę. I ile sił trzeba, żeby zedrzeć maskę bez utraty twarzy.
„Hiacynt” 13 października trafi na platformę Netflix.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.