Znaleziono 0 artykułów
11.06.2020

Historia jednego zdjęcia: Hugh Laurie w 1993 roku

Podpis

Dr House z kultowego serialu medycznego powrócił do telewizji jako kapitan statku kosmicznego w komediowym „Avenue 5”. Ostatnio powiedział w wywiadzie, że jego dawna postać nie rozwiązałaby problemu koronawirusa. – To nie jest kwestia diagnostyki. Zażegnamy pandemię, pozostając w izolacji – mówił Hugh Laurie, który dziś świętuje 63. urodziny.

Duży, czerwony, okrągły nos klauna na twarzach gwiazd może oznaczać tylko jedno – biorą udział w obchodach Red Nose Day brytyjskiej organizacji Comic Relief (założonej przez Richarda Curtisa, scenarzystę „Czterech wesel i pogrzebu” i reżysera „To właśnie miłość”), która od 1985 roku pomaga dzieciom.

W 1993 roku impreza odbyła się pod hasłem „The Invasion of the Comic Tomatoes”, a na cele dobroczynne zebrano 18 milionów funtów. Gwiazdą wydarzenia był Hugh Laurie, wtedy znany przede wszystkim w rodzinnej Wielkiej Brytanii z ról komediowych, najpierw „Czarnej żmii”, a potem „Kawałka Fry'a i Laurie’ego”. Przy obu seriach skeczy w montypythonowskim duchu pracował z najlepszym przyjacielem, Stephenem Fry’em. Poznali się przez Emmę Thompson, ówczesną dziewczynę, a do dziś dobrą koleżankę Hugh, w trupie teatralnej na Cambridge.

Każdy, kto chce wejść do angielskiego establishmentu albo w nim pozostać, przechodzi najpierw edukację w Eton, a potem trafia do Oxfordu albo na Cambridge. Laurie wybrał ten drugi uniwersytet, idąc w ślady ojca. Uważał go zawsze za świętego człowieka. Problem miał z matką – pozbawioną czułości purytanką.

Laurie, który od dzieciństwa wykazywał talenty muzyczny, aktorski i pisarski, na Cambridge studiował archeologię i antropologię kultury. Twierdzi, że był okropnym dzieckiem, a prestiżowe wykształcenie zdobył tylko dlatego, że angielskie społeczeństwo jest tak bardzo klasowe – dzieci absolwentów najlepszych uczelni mają większą szansę na karierę niż studenci z innych klas społecznych. – Nie byłem molem książkowym. W młodości większość czasu spędzałem na paleniu papierosów Number Six i ściąganiu na klasówkach z francuskiego – przyznał kiedyś w wywiadzie.

Na przełomie lat 80. i 90. zaczął występować w angielskiej telewizji. Na długo przed prawdziwym przełomem w karierze został mężem i ojcem. W 1989 roku poślubił pracującą w teatrze Jo Green. Mają trójkę dorosłych już dzieci – Charliego, Rebeccę i Williama. O pierwszych większych rolach Laurie pewnie wolałby zapomnieć. Przewinął się w „Rozważnej i romantycznej” dzięki Emmie Thompson, która grała jedną z głównych ról w ekranizacji powieści Jane Austen z 1995 roku. Pojawił się m.in. w „Spice World” z 1997 roku o najsłynniejszym girlsbandzie wszech czasów. Rok później stworzył niezapomnianą kreację w „Przyjaciołach”, chociaż jego scena w odcinku „The One with Ross’s Wedding” trwała zaledwie minutę. Jako współpasażer Rachel podczas lotu z Nowego Jorku do Londynu zarzuca jej, że jest „paskudną osobą”, skoro chce rozbić związek poślubiającego Emily Rossa.

Dopiero w 2004 roku Laurie dostał rolę, która zapewni mu nieśmiertelność. Przez osiem lat, do 2012 roku, grał doktora Gregory’ego House’a, równie wybitnego, co wrednego specjalistę od diagnostyki beznadziejnych przypadków. Zdobył wszystkie liczące się nagrody, inkasował ponad 400 tysięcy dolarów za odcinek, doczekał się grona wyznawców żyjących zgodnie z zasadami House’a, spośród których najważniejsza brzmiała: „Wszyscy kłamią”. Chociaż Lauriemu nie można było zarzucić arogancji graniczącej z chamstwem, która charakteryzowała postać wykreowaną przez Davida Shore’a, z House’em miał sporo wspólnego.

Obaj zmagali się z depresją. Podczas gdy Hugh szukał pomocy u terapeuty, serialowy Greg wolał łykać lek – przeciwbólowy i uzależniający.

Zawsze będę kochał House’a – mówił Laurie po zakończeniu zdjęć. Potrzebował odpoczynku. Nakręcił 177 odcinków, co – jak sam policzył – odpowiada 60-70 filmom pełnometrażowym, spędzał na planie nawet 16 godzin dziennie, bo jako perfekcjonista chciał, żeby każda scena była zagrana koncertowo. Tęsknił za rodziną, która została w Anglii. Depresja wróciła. – Na planie byłem marudny, obsesyjny, miałem paranoję. Wszystko chciałem sobie utrudnić. Jeśli nie miałem w bucie kamienia, czułem się niespokojny – tłumaczył.

Przez kolejne trzy lata nie przyjmował żadnych nowych ról. W 2015 roku spełnił marzenie o zagraniu jeszcze czarniejszego charakteru – handlarza bronią Richarda Onslowa Ropera w miniserialu BBC „Nocny portier”. Rok później Hollywood znów chciało go obsadzić w roli genialnego medyka. Tym razem neuropsychiatry, dr. Eldona Chance’a. Chociaż Laurie pokładał w serialu ogromne nadzieje, zakończono go po jednym sezonie. Aktor nie miał jednak na co narzekać. Nagrywał płyty „Let Them Talk” oraz „Didn't It Rain” (śpiewa oraz gra na pianinie, gitarze, perkusji i saksofonie), napisał też powieść „Sprzedawca broni”. W Polsce ukazała się w 2008 roku.

Nowe otwarcie zaoferował Hugh Armando Iannucci, satyryk, który tak jak Laurie ma szkockie korzenie. Drugoplanowa rola senatora Toma Jamesa w „Figurantce” pozwoliła mu porzucić wizerunek niezrozumianego geniusza. W tej odsłonie był małostkowy, próżny i sprytny. Teraz na HBO można oglądać kolejny wspólny projekt Iannucciego i Lauriego – „Avenue 5” – komedię science fiction o kapitanie wycieczkowego statku kosmicznego, który wbrew pozorom wcale nie zna się na swojej pracy. – Rządzą nami ludzie, którzy prezentują się jako pewni swego, a tak naprawdę nad niczym nie mają kontroli – mówi Laurie o całkiem aktualnym przesłaniu produkcji.

Anna Konieczyńska
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Historia jednego zdjęcia: Hugh Laurie w 1993 roku
Proszę czekać..
Zamknij